Dziś Międzynarodowy Dzień Łamańców Językowych!

Z tej okazji zapraszam do wspólnej zabawy i  zaśpiewania wraz z Arturem Barcisiem:


„Dykcja”
Gęba, kępa, kędy,
Dęba, pęka, tędy,
Rębacz, stęka, zęby,
Treść, Sierpc, sierść.
Zgiełk, igiełka, len,
Kiełki, giełda, hen,
Pchełki, mgiełka, serc, Perć, tędy.
jeszcze raz
Gęba, kępa, kędy,
Dęba, pęka, tędy,
Rębacz, stęka, zęby,
Treść, Sierpc, sierść.
Zgiełk, igiełka, len,
Kiełki, giełda, hen,
Pchełki, mgiełka, serc, Perć, tędy.
To…
To jest mój wyraz troski o spółgłoski,
O ojczysty język polski
Mozolna musztra słów, by język zdrów
Bezbłędnie moje słowa niósł
Ze sceny, estrady, ekranu i stąd,
Wargowo, zębowo, eliminując błąd,
więc…
Gęba, kępa, kędy,
Dęba, pęka, tędy,
Rębacz, stęka, zęby,
Treść, Sierpc, sierść.
Zgiełk, igiełka, len,
Kiełki, giełda, hen,
Pchełki, mgiełka, serc, Perć, tędy.
jeszcze raz
Gęba, kępa, kędy,
Dęba, pęka, tędy,
Rębacz, stęka, zęby,
Treść, Sierpc, sierść.
Zgiełk, igiełka, len,
Kiełki, giełda, hen,
Pchełki, mgiełka, serc, Perć, tędy.
Dźwięku powstawanie – to wprawianie jest powietrza cząstek w drganie
Poprzez nasadę, krtań, gdzie źródło drgało,
Aż w końcu poprzez dwie z trzech jam:
Gardłowa, nosowa i ustna, hahaha
W tej jamie zaranie artykulacja ma,
więc…
Gęba, kępa, kędy,
Dęba, pęka, tędy,
Rębacz, stęka, zęby,
Treść, Sierpc, sierść.
Zgiełk, igiełka, len,
Kiełki, giełda, hen,
Pchełki, mgiełka, serc, Perć, tędy.
jeszcze raz
Gęba, kępa, kędy,
Dęba, pęka, tędy,
Rębacz, stęka, zęby,
Treść, Sierpc, sierść.
Zgiełk, igiełka, len,
Kiełki, giełda, hen,
Pchełki, mgiełka, serc, Perć, tędy.
To…
To nie jest trudne nietrudne, nietrudne, ale nudne nie-trudne!

A mój ulubiony to:


Pewien Tatar
Miał katar.
A Katarzyna,
Żona Tatarzyna,
Miała z nim małego syna.
Tatar-tata
Obowiązki spełniał kata.
Bał się kat zakatarzony
Katarzyny – kata żony!
Raz, gdy czytał Tatar akty,
Oślepł. Dostał katarakty.
Więc pobiegły Tatarzyny
Do katowej Katarzyny,
Referując sprawę tak tą:
– Kat ma problem z kataraktą!
Katarzyna, żona kata,
Pędzi wnet do kata brata.
(Brat ten miał wesoły cmentarz,
Kat sprowadzał mu inwentarz.
Brata kata katakumby
Rozbrzmiewały dźwiękiem rumby.
W krąg słuchały Tatarzynki
Brata kata katarynki).
Katarzynę przyjął szwagier, grając właśnie nowy szlagier.
Katarzyna wzięła brata
I pobiegła z nim do kata.
Szwagier rzekł tak katu-tacie;
– Bracie kacie, czemu łkacie?
– Lud pogardza – rzekł do brata –
Mymi czynnościami kata!
Mówiąc: „Niech oceni plebs je”,
Wpadł kat-tata w katalepsję.
Umarł.
Syn rzekł: Co u kata?
Kat katafalk już wygniata?
Sens tragiczny ma ta strofa –
Taka kata katastrofa…

Julian Tuwim

„Słowisień”
W białodrzewiu jaśnie dźni słoneczno,
Miodzie złoci białopałem żyśnie,
Drzewia pełni pszczelą i pasieczną,
A przez liście kraśnie pęk słowiśnie.
A gdy sierpiec na niebłoczu łyście,
W cieniem ciemne jeno niezaśpiewy:
W białodrzewiu ćwirnie i srebliście
Słodzik słowi słowisienkie ciewy.

Było sobie trzech Japońców: Jachce, Jachce Drachce, Jachce Drachce Drachcedroni.
Były sobie trzy Japonki: Cepka, Cepka Drepka, Cepka Drepka Rompomponi.
Poznali się: Jachce z Cepką, Jachce Drachce z Cepką Drepką, Jachce Drachce Drachcedroni z Cepką Drepką Rompomponi.
Pokochali i pobrali się: Jachce z Cepką, Jachce Drachce z Cepką Drepką, Jachce Drachce Drachcedroni z Cepką Drepką Rompomponi.
Mieli dzieci: Jachce z Cepką mieli Szacha, Jachce Drachce z Cepką Drepką mieli Szacha Szarszaracha, Jachce Drachce Drachcedroni z Cepką Drepką Rompomponi mieli Szacha Szarszaracha Fudżi Fajkę. Kto powtórzy całą bajkę?

Szczepan Szczygieł z Grzmiących Bystrzyc
Przed chrzcinami chciał się przystrzyc.
Sam się strzyc nie przywykł wszakże.
Więc do szwagra skoczył.
Szwagrze! Szwagrze! Ostrzyż mnie
Choć krztynkę, bo mam chrzciny za godzinkę!.
Nic prostszego szwagier na to
Żono! Brzytwę daj szczerbatą.
W rżysko będzie strzechę Szczygła
Ta szczerbata brzytwa strzygła.
Usłyszawszy straszną wieść.
Szczepan Szczygieł wrzasnął
Cześć! I przez grządki poza szosą,
Niestrzyżony czmychnął w proso.

Marian Piechal „Trudne słowa”


Niełatwa słów wymowa,
cóż, trudna na to rada.
Jeszcze trudniejsze słowa,
gdy się je w całość składa.
Spójrz w przestrzeń w brzasku zorzy…
Wrze życiem, skrzy srebrzyście,
Zaś w drzewach wietrzyk hoży
Splątane czesze liście.
Z otchłani tchła mgła obła,
Czchnął trznadel, pstrąg głąb pruje,
Wybrnęła wydra z brodła,
Dżdżownica źdźbło dżdżu żuje.
Chrząszcz pszczołę wstrząsł w szczelinie,
Mdła pchła pchłę pchnęła w popiół,
Trwożliwie brzmiał trzmiel w trzcinie
Póki swego nie dopiął.
I Ty też dopnij. Chociaż
Słów kształty krztuszą w krtanie
Co jednak umiesz, pokaż,
Ułóż je w płynne zdanie.

Bruno Jasieński „Wiosenno”


TARAS koTARA S TARA raZ
biAłe pAnny
poezjAnny
poezOwią poezAwią
poezYjne poezOSny
MAKI na haMAKI na sOSny
rOŚnym pełnowOSnym rAnem
poezAwią poezOwią
pierwsze
szesnastoLEtnie LEtnie
naIWne dzIWne wiersze
kłOSy na włOSy bOSo na rOSy
z brUZDy na brUZDy jAZDy bez UZDy
słOńce uLEwa zaLEwa na LEwo
na LEwo na LEwo na LEwo prOSTo
OSTy na mOSTy krOST wodorOSTy
tuPOTY koPYT z łoPOTem oPADł
oPADł i łoPOT i łoPOT i POT.

Wiesław Studencki


Jerzy w jeżyn wierzył moc
Więc gdy przyszła ciemna noc
Chyżo mężnie w las pobieżył
(Las zaś rósł przy Białowieży)
Zebrał jeżyn pełną krużę
Zamrożone dodał róże
Po czym włożył to do dzieży
(Którą kupił był w Chodzieży)
Zzuwszy z stóp swych żółte ciżmy
Z żółcią zmieszał trochę piżma
Wrzucił garść źrzałego zboża
Urżnął żołądź ostrzem noża
Móżdżek żołny wrzepił kobrze
Różdżką strząsnął żebro bobrze
Żagwią żgnął gżegżółkę w pierze
Z etażerki dwa więcierze
Zdjął i piegżę w nie włożywszy
(Dziwak był to najprawdziwszy…)
Żółwie smażyć jął na rożnie
Gdy je podgrzał, wbił ostrożnie
Żółtko, wszystko zmieszał w dzieży
I rozdziawszy się z odzieży
Legł żarliwie na rogoży
O Północy żarcie spożył
Nadto, choć dziś to przeżytek
Gar żętycy zagryzł żytem
Z tym przesadził wszakże Jerzy
Wkrótce zszedł na jelit nieżyt
Zdążył jeszcze przestrzec żonę
„Nie żryj jeżyn, są skażone!”
Lecz odpowiedz mi młodzieży
Przez jeżyny Jerzy nie żył?

Szczeżuja strzegąc swych szczegółów,
Co delikatnym mięskiem są,
Wciskała się w skorupki cieśń,
Bo szczupak szczerzył ostry ząb.
Sterczał ze stawu skały szpic,
Tam z siecią smakosz szczwany
Szczupaczy los w syczący sos
Przemienia przyprawami.
W auszpiku szczupak kończy pieśń,
Od ości smakosz skrzeczy,
Już straszny las szczupaczych paszcz
Szczeżui nie skaleczy.

Szczezł pszczelarz z Pszczyny
Chrzestny Krzysztofa pszczelarz z Pszczyny
Krzysiowi zchrzanił krztynę chrzciny
nie wtchrząknął wszka przystawek trzech
gdy chrząstkę w szynce przyniósł pech
a szynka przyszła aż z Przasnysza
przechrząstkowana któż to słyszał
najgorszej przysporzyła z bied
bo zakrztuszony chrzestny zszedł
a po nieszczęściu jak czcić chrzciny
gdy szczezł przez chrząstkę pszczelarz z Pszczyny
wszczęty tym wstrząs do spazmów klucz
zewoluował w wytrzeszcz ócz
zaprzepaszczone poncz i mięsa
któż wskrzesi chęć choć na krztę kęsa
a Krzyś w pieluchach wciąż się śmiał
więc tusz że w nich susze miał.

Dżdżystym rankiem gżegżółki i piegże, zamiast wziąć się za dżdżownice, nażarły się na czczo miąższu rzeżuchy i rzędem rzygały do rozżarzonej brytfanny.

W szale skrzypki trzy strzaskał mistrz,
Trzasnął drzwiami też, zgrzyt mu zbrzydł.
Przecież sprzęt przestał brzmieć,
Przez przypadek starzec sczezł,
Żebrząc żre zżuty strzęp
Przy użyciu sztucznych szczęk.
Aż raz rzecze mistrz-Przasnysz znasz,
Żółty żupan włóż, przejrzyj twarz.
Sprzedaj trzos, wstrzymaj łzy,
Możesz brzytwą zarost strzyc,
Przepasz brzuch, przeżyj wstrząs,
Brzaskiem wrzesień srebrzy wrzos.

„Wiersz,  w którym syczy przez cały czas ” L. J. Kern


Szczepan Szczygieł
Z Grzmiących Bystrzyc
Przed chrzcinami
Chciał się przystrzyc.
Sam się strzyc
Nie przywykł wszakże,
Więc do szwagra
Skoczył: „Szwagrze!
Szwagrze, ostrzyż
Mnie choć krzynę,
Gdyż mam chrzciny
Za godzinę”.
„Nic prostszego –
Szwagier na to. –
Żono, brzytwę
Daj szczerbatą!
W rżysko będzie
Strzechę Szczygła
Ta szczerbata
Brzytwa strzygła…”
Usłyszawszy
Straszną wieść,
Szczepan Szczygieł
Wrzasnął: „Cześć!”
I przez grządki
Poza szosą
Nie strzyżony
Prysnął w proso

Artur Andrus, Ballada ćwiczebna na tempo i dykcję, wzór B-574

Pewien optyk mieszkał z synem
A ten syn był synoptykiem
I ten syn miał konkubinę
Ożenioną z pewnym prykiem.
Pryk okazem był sceptyka
Jak po cichu mawiał optyk,
A pryk mawiał do optyka
Że sceptykiem jest synoptyk.
Raz objadłszy się papryką
Poszedł w miasto syn z patykiem
I zerwawszy z synoptyką
Zajął się wyłącznie prykiem.
Wtedy dwaj posterunkowi
Przyskrzynili syna za to
I donieśli optykowi:
– Syn synoptyk tkwi za kratą!
Biedny optyk chcąc być z synkiem
Nie rozmyślał ani szczypty,
Tylko jął się skradać rynkiem
By z muzeum ukraść tryptyk.
Lecz gdy tryptyk kładł do kosza
I czas tracił przy tryptyku,
Nagle słyszy glos kustosza:
– Tryptyk kradniesz, ty optyku???
Prokurator rozgryzł problem
Bez sięgania do detali:
Złapał skobel i tym skoblem
Zamknął wszystkich w dużej sali.
Siedzi optyk razem z prykiem,
Konkubina i synoptyk,
Oraz kustosz wraz z tryptykiem
Tym, co go chciał ukraść optyk.
Wprawdzie kupy się nie trzyma
przedstawiona tutaj fikcja
No i pointy wcale nima,
Ale za to
Jak bogato
Się przedstawia nasza dykcja!