Szkoły zapominają, że każdy ma inaczej i warto dokładnie czytać orzeczenia z poradni psychologiczno-pedagogicznych, a nie automatycznie uznawać, że skoro orzeczenie zostało wystawione – niezależnie od jego szczegółowej treści – to dziecko na przykład nie potrzebuje uczyć się dwóch języków. Dużym problemem jest sam sposób uczenia. Wciąż dzieciom zadaje się do przeczytania lekturę, a potem robi test znajomości treści. Tylko że nikt w tym teście nie pyta o problematykę, o ważne zagadnienia, a o rozmiar rękawiczek Izabeli Łęckiej, jakby miał jakiekolwiek znaczenie. Nadal tak się uczy, bo tak uczono kiedyś. W szkole nie kładzie się nacisku na rzeczy ważne. Nie robi się przestrzeni dla dyskusji, a przecież w dyskutowaniu rozwijamy umiejętności komunikacyjne. Tego osoby w spektrum potrzebują bardzo, bo tyle razy usłyszały, że mówią coś niewłaściwego, zachowują się nieodpowiednio albo robią nieadekwatne do sytuacji miny, że w kontaktach z osobami, których nie znają, blokują się. Szkoła w żaden sposób nie odpowiada na tę potrzebę osób neuroatypowych. Również prestiżowa szkoła.
