„Chudy literat. Czy współczesny pisarz musi być biedny?”
Los artysty od zawsze oznaczał życie w napięciu między twórczym spełnieniem a społecznym niezrozumieniem i finansową niepewnością. Młodopolski dekadentyzm pokazał to dramatycznie – ale czy dziś, w XXI wieku, sytuacja twórców naprawdę wygląda inaczej?
Czy bycie artystą oznacza życie w ciągłym konflikcie ze społeczeństwem? Czy współczesny pisarz, malarz albo aktor nadal musi zmagać się z niezrozumieniem, biedą i brakiem uznania, jak bohaterowie literaccy sprzed ponad stu lat? Czy może dzisiejsi twórcy, tacy jak mój dzisiejszy gość, mają zupełnie inne doświadczenia?
Do opowiedzenia o sytuacji artysty zaprosiłam Zygmunta Miłoszewskiego – laureata Paszportu Polityki, autora bestsellerowych powieści takich jak „Uwikłanie”, „Hydropolis” czy „Bezcenny”, a także współzałożyciela Unii Literackiej, która walczy o prawa polskich pisarzy.

Artysta Młodej Polski – twórca czy wyrzutek?
Na przełomie XIX i XX wieku artyści znaleźli się w trudnej sytuacji. Dekadentyzm – kierunek, który wyrósł z poczucia kryzysu kultury i wartości – szczególnie wyraziście pokazywał konflikt między artystą a społeczeństwem. Charles Baudelaire w „Albatrosie” ukazał artystę jako jednostkę niezwykłą, ale niepasującą do świata codzienności. U Reymonta z kolei, w opowiadaniu „Franek” czy noweli „Lili”, artyści byli niemal proletariuszami sztuki – pozbawionymi złudzeń, bez pieniędzy, żyjącymi na marginesie społecznym.
Artysta dzisiaj – wolność czy walka o przetrwanie?
Współczesny artysta z jednej strony cieszy się ogromną wolnością twórczą, z drugiej jednak musi wciąż zabiegać o uwagę odbiorców i walczyć o finansową stabilność. Andrzej Bursa w wierszu „Ja chciałbym być poetą” ironicznie pokazywał wyobrażenie życia twórcy jako idylli – ale przecież realia są często zupełnie inne.
Trudno z przekonaniem stwierdzić, że w Polsce istnieje zawód „pisarz/pisarka”. Może i znajduje się on w Klasyfikacji Zawodów i Specjalności, ale czy realnie da się tylko pisać, aby zarabiać na życie? W niewielu przypadkach – owszem – ale nie każdemu udaje się wyprodukować tyle książek, co Remigiusz Mróz czy zdobyć Nagrodę Nobla… Umowy na wydanie książki są niekorzystne, zyski z jednego egzemplarza dla osób piszących zatrważające niskie, a sama profesja nie wiąże się z prestiżem i nie jest traktowana jak poważna praca, raczej jako hobby, talent. A przecież pisanie książki to praca na pełen etat, z tą różnicą, że wypłatę za miesiące (a czasem lata) pracy otrzymuje się dopiero po jej wykonaniu i przez cały ten czas nie ma się żadnego ubezpieczenia ani gwarancji pensji. Osoby piszące wyrabiają więc kilka etatów poza pisarskim: realizują zlecenia związane z pisaniem, udzielają się dziennikarsko, uczą w szkołach, wykładają, prowadzą szkolenia i warsztaty lub wykonują profesje zgodne ze swoim wykształceniem. Ratunkiem bywają stypendia, projekty i rezydencje literackie – oferują czas i pieniądze, tylko czy wszyscy mogą pozwolić sobie na urlop w innych miejscach pracy?
Okazuje się zatem, że romantyzowana wizja bycia pisarzem/pisarką nie jest już tak kusząca, a już na pewno nie łatwa. I tu na ratunek przychodzi Unia Literacka – stowarzyszenie reprezentujące osoby piszące, dbające o ich interesy, walczące o prawa. Unia Literacka zabierała głos w takich sytuacjach jak: spór Joanny Kuciel-Frydryszak z wydawnictwem Marginesy, transparentność rynku wydawniczego w kontekście funkcjonowania platformy Legimi czy postulowanie stworzenia Polskiego Funduszu Literatury. Celem Unii Literackiej jest popularyzowanie dobrych praktyk pomiędzy pisarzami a wydawcami, zapewnienie pisarzom systemu ubezpieczeń, działania na rzecz wyposażenia bibliotek w nowości wydawnicze, a także stawanie w obronie praw pisarzy.
Od dandysa do celebryty – jak zmienił się wizerunek artysty?
Bożena Sadkowska pisała o dandyzmie jako o formie wyrażania własnej indywidualności przez artystę, który odrzucał społeczne konwencje, stawiając siebie w centrum jako kapłana sztuki. Dziś wielu artystów staje się raczej osobowościami medialnymi – są widoczni, aktywni w mediach społecznościowych, często starannie kreujący swój wizerunek. Trudno jednak powiedzieć, żeby byli to celebryci na miarę tych związanych z filmem czy muzyką.
Współcześni artyści również się buntują – chociażby w kwestiach politycznych – i dają temu wyraz w twórczości. Jeśli chodzi o bunt obyczajowy — żyjemy w czasach, gdy niewiele zachowań szokuje. W pracy pisarskiej istotne staje się oczytanie, warsztat i systematyka pracy, rzadziej muzy, natchnienie, uświęcenie uprawianej sztuki. Kontrowersyjny staje się świat nagród literackich, które są wyznacznikiem wartości dzieła. One i recenzje, o które trudno – rubryki krytycznoliterackie są niewielkie, popyt na ich czytanie niski.
Pożądane jest wydanie książki w wydawnictwie komercyjnym, które dba o promocję i spotkania autorskie. W mniejszych wydawnictwach autor(ka) często musi radzić sobie sam(a). Przypomina to walkę o przetrwanie, wygrają ci, którzy jakimś cudem dobiją się do „dużego” wydawnictwa.
Sytuacja artysty wciąż pełna jest paradoksów – między wolnością a przymusem komercji, między indywidualizmem a społecznym uznaniem. Pisarz musi być widoczny i o tę widoczność zadbać – będzie mu trudno, jeśli kategorycznie odmówi funkcjonowania w mediach społecznościowych. A jeszcze trudniej będzie mu być pisarzem na pełen, jedyny etat, który przyniósłby mu wystarczający dochód. Być może, z pomocą chociażby Unii Literackiej, doczekamy czasów, gdy zawód pisarza będzie doceniany i chętnie wybierany przez młodzież.
O tym oraz wielu innych tematach rozmawiam z Zygmuntem Miłoszewskim w „Maturze po godzinach” – podcaście realizowanym dla Polskiego Radia.



MŁODOMOWA – SADUWA
Czy życie pisarza w Polsce to droga do sukcesu, czy raczej saduwa bez uznania i stabilności?
W ramach segmentu „Młodomowa” współtworzonego z Obserwatorium Języka i Kultury Młodzieży Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, w „Maturze po godzinach” tłumaczymy tym starszym, co wiedzą młodsi. Dziś przyglądamy się określeniu „saduwa”.
Słowo to wywodzi się od angielskiego sadness, czyli „smutek”. W młodomowie oznacza rozczarowanie, żal, niewypał – sytuację, która miała być pasmem sukcesów, a kończy się kompletną klapą. Wyraz funkcjonuje od 2021 roku i korzysta z charakterystycznego sufiksu -ówa/-uwa, znanego z takich form jak smakuwa czy dziękuwa.
„Saduwa” świetnie oddaje stan, w którym ktoś włożył dużo wysiłku, a rezultat jest mizerny. I czy nie tak właśnie bywa z życiem wielu pisarzy? Lata pracy nad książką, a później niskie honoraria, brak recenzji i obojętność rynku. Mit „chudego literata” można dziś przełożyć na młodomowę właśnie jako „saduwa edition” – codzienność twórców, którzy spotykają się z brakiem uznania, np. w postaci braku poczucia bezpieczeństwa, ubezpieczenia czy emerytury.
Popularność tego zwrotu bierze się z ironicznego humoru – młodzi ludzie żartobliwie nazywają „saduwą” niepowodzenia w szkole, w relacjach czy w życiu codziennym. Ale pod tym humorem kryje się prawdziwe doświadczenie rozczarowania i smutku.
Słowo działa na dwa sposoby: z jednej strony ułatwia zdystansowanie się od trudnych emocji, z drugiej – pokazuje realne poczucie bezsilności wobec sytuacji, na które nie mamy wpływu.
A mówię o tym także dlatego, że w Polskim Radiu ukazał się nowy odcinek podcastu „Matura po godzinach – podcast Baby od polskiego”. Tym razem rozmawiałam z Zygmuntem Miłoszewskim o tym, czy współczesny pisarz w Polsce ma szansę być w primie, czy raczej jego życie przypomina niekończącą się „saduwę”?