Merchandising to strategia marketingowa polegająca na generowaniu zysków poprzez sprzedawanie przedmiotów związanych z ważnymi wydarzeniami. Każdy piłkarski turniej ma swoją oficjalną piłkę do kupienia za kilkaset złotych, a Igrzyska Olimpijskie mają chyba nawet swój oficjalny samochód. W świecie przemysłu filmowego merchandising to normalna (choć nie mówię, że dobra) rzecz – każdy dąży do maksymalizacji zysków, dlatego przy każdym nowym filmie dla dzieci zalewają nas maskotki, ubrania, gry i inne przedmioty związane z bohaterami animacji.
Dlaczego o tym mówię?
Doszliśmy do momentu, w którym trudno odróżnić wiarę od przemysłu. Strefa sacrum jest brutalnie zajechana przez kierowane logiką kapitalistyczną profanum. Nigdy nie doznałam łaski wiary, ale głęboko współczuję wszystkim wierzącym, którzy muszą obserwować na własne oczy profanację ważnego wydarzenia, jakim jest beatyfikacja.
„Oficjalny film beatyfikacji kardynała Stefana Wyszyńskiego i Matki Róży Czackiej” – takim sloganem reklamowana jest produkcja „Wyszyński. Zemsta czy przebaczenie”.
Z językowego punktu widzenia wnioski są oczywiste: producenci zrezygnowali z choćby odrobiny kurtuazji; jadą na grubo, próbując podkręcić zainteresowanie filmem przy okazji beatyfikacji. To, co dla osób wierzących jest ważnym wydarzeniem, w tym przypadku zamienia się w uliczny jarmark – taki z malowaniem buzi, dmuchanymi zjeżdżalniami, watą cukrową i straganami z tanimi zabawkami.
Nie chcę oceniać ani filmu, ani aktorów i aktorek biorących udział przy produkcji. Mam jednak poczucie, że tym razem wszystko poszło o krok za daleko. Film jest bowiem objęty honorowym patronatem A. Dudy, a wśród sponsorów i mecenasów znajdują się m.in. IPN, Ministerstwo Kultury czy spółki skarbu państwa – instytucje kierowane przez to samo środowisko, które nie tak dawno uznawało, że tęcza może obrażać Matkę Boską.
Co zatem bardziej obraża? Symbol przymierza i solidarności z grupą wykluczonych czy pełne hipokryzji robienie biznesu na tym, co dla wielu uchodzi za świętość?
Czy produkcja (która z pewnością kosztowała niemałe pieniądze) to faktycznie nasz priorytet w obecnych czasach? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie samodzielnie. Ja nie mam zamiaru ukrywać, że w dobie aktualnych wydarzeń i prawdziwych ludzkich dramatów, lansowanie się hasłem „oficjalny film beatyfikacji” to obrzydliwość.
Nic mnie tak nie obrzydza jak świętoszkowatość. W sytuacji, gdy stajemy przed poważnym egzaminem z człowieczeństwa, po raz kolejny wychodzi cała nasza hipokryzja. Bo kiedy zachwycamy się kolejnym świętym i ogłaszamy wszem wobec wszystkie swoje cnoty, u naszych granic czekają ludzie, którym odmawiamy człowieczeństwa.
Nie mam żadnych złudzeń – wiem, że apel przepadnie bez echa. Ale jeżeli rządzący chcą pokazać swoją wiarę, niech odwołają rozkaz, który może kosztować życie nawet kilkudziesięciu niewinnych osób. Po raz kolejny domagam się zaprzestania blokady grupy uchodźców z Afganistanu na granicy polsko-białoruskiej.
Do tego nie trzeba marketingu.