Przychodzę dziś do Państwa z czterema propozycjami dla młodych pożeraczy książek, dzięki którym będzie można podjąć rozmowy na temat empatii, samotności i emigracji. Są to nowości wydawnicze z wydawnictwa Widnokrąg:
- ”Idea” w formie leporello, dwustronna książka dla dzieci w wieku 6-8 lat
- “Usoa – dziewczynka, która przyleciała” – opowiadanie dla dzieci w wieku 6-8 lat
- ”Rok, w którym zmieniły się mapy” – powieść dla czytelników powyżej 10 roku życia
- “Chłopiec znikąd” – powieść dla czytelników powyżej 12 roku życia
Lekturą, która pozwoli oswoić samotność i nauczyć się o niej rozmawiać, jest “Idea” Anny Paszkiewicz z ilustracjami Kasi Walentynowicz. To książka obrazkowa i opowiadanie wydane w formie leporello, czyli harmonijki, (co pozwala dostrzec, niemal namacalnie, proces powstawania myśli), a także pretekst do rozbudzenia wyobraźni i stworzenia własnej historii, ponieważ z drugiej strony harmonijka zawiera rysunki wysp i zamieszkujących je dzieci, co może być punktem wyjścia do rozmów, jak – gdy każdy jest oddzielną wyspą – znaleźć nić porozumienia i dotrzeć do drugiego człowieka.
Przy okazji forma leporello, dziś stosowana już niemal wyłącznie do wydawania książek dziecięcych, to inspiracja do tworzenia z dziećmi własnoręcznie wykonywanych książek harmonijkowych.
„Idea” to opowieść o tym, jak z myśli rodzi się idea, a z niej marzenia, które przechodzą w czyny i mogą odmienić los wielu osób, to także historia o tym, że często czujemy się oddzielnymi i samotnymi bytami, nieszczęśliwymi, bo żeby dobrze i zdrowo żyć, potrzebujemy drugiego człowieka.
Nie ma tu wiele tekstu, ale to jedna z tych pozycji, które wraz z ilustracjami zostają z czytelnikiem na długo i zmuszają do refleksji, jak możemy zadbać o swój dobrostan. Tekst opowiada o myśli, ale ilustracje pogłębiają metafory zawarte w tekście, okazuje się, że bez drugiego człowieka możemy być jedynie kroplą, a razem mamy już moc oceanu. Myśl zaś, gdy staje się ideą, siada nam na ramionach niczym ptak.
Przy lekturze książki warto porozmawiać z dziećmi, czy i kiedy czują się samotne oraz poszukać wraz z nimi sposobu na połączenie samotnych wysp.
Książkę polecam niezależnie od wieku odbiorcy, mniejsze dzieci też sobie z nią poradzą.
Temat emigracji, jej przyczyn i konsekwencji nie jest łatwym do ukazania w literaturze dla młodego czytelnika — przynajmniej tak sądziłam, ale okazuje się, że mamy na rynku już kolejne pozycje, które dzięki porównaniom i stylowi artystycznemu dają ludziom język do mówienia o migracjach dzieci.
„Usoa – dziewczynka, która przyleciała” Patxiego Zubizaretty (tłum. Katarzyna Miros i Barbara Stawicka-Pirecka) to pierwsza książka pisana w oryginale w języku baskijskim, z jaką miałam do czynienia. Tytułowa bohaterka to dziewczynka, która została wysłana przez swoją mamę samolotem, do obcego kraju i bez adresu docelowego, bo wszystko było lepsze niż wojna i głód, jakiej doświadczały w Afryce.
Usoa, czyli gołębica, bo tak ją symbolicznie nazwano, wyruszyła zatem jedynie z listem od swojej mamy i trafiła do rodziny pilota samolotu, w którym leciała. Analogicznie do tej historii mamy ukazane pojedyncze głosy z lekcji szkolnej, podczas której nauczycielka opowiada dzieciom, że kukułki podrzucają swoje dzieci innym ptakom, a gdy usłyszy się śpiew kukułki w lesie, to na pewno będzie się bogatym.
Obie historie łączy pytanie: może matki, które decydują się na podrzucenie swoich dzieci innym, są łobuziarami, jak kukułki, a może mają jednak swoje powody?
Piękna i niewyobrażalnie trudna emocjonalnie opowieść, którą autor stworzył przy ograniczeniu roli narratora, czasu, miejsca akcji i niewielkiej liczbie słów, dzięki czemu zostawił czytelnikom miejsce na wspólne rozważania i rozmowy.
Opowieścią skłaniającą do zredefiniowania pojęcia „rodzina” oraz poznania innego świata, a zatem wyjścia poza obszar swojej mapy, jest powieść Danielle Binks „Rok, w którym zmieniły się mapy” (tłum. Anna Klingofer-Szostakowska). Główna bohaterka Winfred należy do nietypowej rodziny, którą tworzy ona, jej dziadek i ojczym Luca, ale to wszystko się zmienia, bo pojawia się nowa partnerka ojczyma, Anika z synem Samem, na dodatek wraz z Lucą spodziewają się dziecka. Winfred musi odnaleźć się w patchworkowej rzeczywistości, obawia się, że straci miłość ojczyma, bo nie jest jego biologiczną córką, nie wie też jak sobie z tym poradzić, bo żyje z Lucą już dłużej niż z mamą Marią, która umarła, gdy Fred miała 6 lat. Jednocześnie do Sorrento w Australii, gdzie mieszka, przyjeżdża wielu uchodźców z Kosowa, a jej rodzina postanawia włączyć się do akcji pomocowych.
Historia powstała na podstawie autentycznych doświadczeń autorki, która w 1999 r. była w wieku swojej bohaterki, a w jej mieście trwała akcja humanitarna “Bezpieczna Przystań”. Przybycie 400 uchodźców powoduje podziały w mieście, dowodzi też, że świat wcale nie jest bezpiecznym miejscem, część ludzi — jak ojczym Fred, pomaga, ale wielu z nich nie chce, rząd Australii też jest nieugięty, a uchodźcy są zamykani w ośrodkach detencyjnych.
Autorka pokazała, jak dorośli zasiewają w dzieciach opinie, także te rasistowskie, które wynikają z lęku i licznych uprzedzeń. Fred nie może pojąć, dlaczego inni nie chcą pomóc ludziom, którzy uciekli przed wojną, stracili członków rodziny, a ich domy zostały zniszczone. Jednocześnie ma trudności z zaakceptowaniem Aniki, chociaż ta wyraźnie ją pokochała i traktuje jak swoje dziecko.
Powieść Binks jest zabawna, a przy tym mądra i skłaniająca do refleksji, bo chociaż jest skierowana do młodych czytelników (od 10 roku życia), to zawarto w niej zdania, które nawet jako dorośli byśmy podkreślili. O przyczynie wojen, czytamy: “Często na przeszkodzie takiego porozumienia stoją przywódcy, którym nie podoba się, że teraz nie będą mieli już władzy nad tymi, którzy się odłączą. Innym nie podobało się to, jak tworzą się te nowe państwa i powstają nowe mapy; czuli, że jeśli oderwą się od większego terytorium, zostaną w mniejszości”, a dziecięcy bohaterowie pytają nauczyciela o słowa hymnu: „Dla tych, którzy przybyli przez morze, mamy bezkresne równiny do podziału”, które nie mają pokrycia w rzeczywistości.
Jak echo wybrzmiewały w powieści historie dotyczące nazw stosowanych przez rdzennych mieszkańców i przemienionych przez kolonizatorów, które podsumowano zdaniem: „Mapy nie zawsze mówią prawdę, czasem się ich używa, aby zyskać nad kimś władzę”.
To niby pozycja dla dzieci, ale dzięki niej przeżyłam wiele wzruszeń, zaczęłam też czytać o rządzie Australii i jego działaniach wobec rdzennej ludności oraz uchodźców. Niestety, chociaż autorka opisuje swoje dzieciństwo, to sytuacja nie uległa poprawie.
Do tytułowej zmiany map nawiązano w tekście wielokrotnie, bo jest to historia o próbie narysowania mapy swojej rodziny, poznania ludzi i ich życia, które wykracza poza dotychczasową znajomość świata, a także dzięki lekcjom geografii, podczas których Fred dowie się, że nie każdy, kto wędruje, jest zagubiony. To też opowieść o dzieciach, wakacjach, balsamie do ust, jeździe rowerem i rozczarowaniach dorosłymi i nauczycielu, który przekazuje młodym ludziom bardzo ważną informację, że powinni kwestionować wszystkie wyobrażenia o świecie, jakie mają.
Ach i jeszcze jedno! Motto wprost od Ursuli K. Le Guin:
“Jesteśmy wulkanami. Kiedy my, kobiety, przedstawiamy swoje doświadczenie jako naszą prawdę, jako ludzką prawdę, wszystkie mapy się zmieniają. Wyłaniają się nowe góry”.
Czwartą z książek jest wydany po polsku w 2022 roku “Chłopiec znikąd” Katherine Marsh (tłum. Anna Klingofer-Szostakowska, Sara Manasterska), czyli opowieść o przyjaźni dwóch chłopców, Syryjczyka i Amerykanina, którzy znaleźli się na obczyźnie. Max przeprowadził się do Brukseli wraz z rodzicami, tęskni za przyjaciółmi, na dodatek nie zna języka francuskiego, więc pobyt w szkole jest stresujący, nie znosi w niej być, na dodatek doświadcza w niej przemocy rówieśniczej. Ahmed stracił ojca, który utonął podczas próby dotarcia z Aleppo do wybrzeży Grecji, i resztę rodziny podczas bombardowania. Znalazł się w Belgii, ale przed deportacją lub przepełnionym ośrodkiem dla uchodźców ukrywa się w piwnicy bloku Maxa.
Opisy dziecka, które tworzy sobie w piwnicy namiastkę domu ze znalezionych przedmiotów i wyrzuconych przez mieszkańców bloku roślin, rozmawia z nimi i opowiada im o tęsknocie oraz marzeniach o szkole; które całą dobę nie może wyjść nawet na chwilę z ukrycia, które nie ma dostępu do łazienki, a żyje w „wolnym kraju” – są bardzo trudne do emocjonalnego ich przetworzenia.
Niestety nowy kraj, nawet tak wielokulturowy, jak Bruksela, nie jest bezpieczny dla Ahmeda. Oczywiście nikt nie wie, że w piwnicy bloku jest dziecko, które potrzebuje wsparcia psychicznego, ale na domiar złego nikt też nie powinien się o tym dowiedzieć, bo w kraju doszło do ataków terrorystycznych, więc narastają ruchy antyimigracyjne. Autorka nie ucieka od tematu terroryzmu, wręcz przeciwnie — stawia pytania, jak uchronić przed terroryzmem wszystkich, także ludzi, którzy są już zdesperowani.
Taka jest rzeczywistość — okrutna, a temat sytuacji emigrantów jest jednym z najważniejszych, z którymi musi poradzić sobie teraz ludzkość, jednak trzeba pamiętać, że jest to opowieść dla młodego czytelnika (Young Adult od 12 lat), więc jest też powieścią przygodową z motywami łamania prawa i ucieczką włącznie, która kończy się happy endem.
Z punktu widzenia osoby dorosłej, martwię się, że Max wziął na swoje barki całą odpowiedzialność ratowania Ahmeda, przy czym ryzykował bardzo wiele, ale jako czytelniczka chciałam, by tak się stało, bo to historia o współczesnym bohaterstwie, bo tak swoje działania postrzega Max, który chciał być jak bohater ruchu oporu z czasów II wojny światowej.
Jeśli jeszcze jej nie zekranizowano, to na pewno niedługo się to wydarzy.