Na początku mojej pracy nauczycielskiej usłyszałam radę od starszego polonisty, która miała mi pomóc, bym nie czuła się odpowiedzialna za wyniki matur moich uczniów. 

„Ta matura jest tak nieprzewidywalna, że jeśli zdadzą to nasza zasługa, jeśli nie – ich wina” 

Wspominam ją jak gorzką anegdotę i wcale mi nie pomogła, bo nadal bardzo ważne jest dla mnie to, by uczniowie byli doskonale przygotowani, bez stresu, ale by wiedzieli wszystko. Po to przecież prowadzę social media, piszę tutaj rozwiązania, tipy; wręcz mówię, co pisać, by zdać; pokazuje plany wypracowań, omawiam je, nagrywam podcasty z lekcji i udostępniam za darmo, nagrywam webinary – i też je udostępniam za darmo moim uczniom, a w tym roku – mimu moich wielkich nadgodzin przekraczających granice zdrowego trybu życia – wszystko jak krew w piach. 

W pierwszym tygodniu marca odbyły się matury próbne CKE (można je pobrać tutaj, a zasady oceniania sprawdzić tutaj). Ich poziom jest jak wymierzenie dziecku policzka. Można w tym roku zdać maturę za znajomość części mowy, banały, na dodatek nie ma ustnych; maturzysta ma znać tylko kilka tekstów, za to realnie może być spytany o „Dziady”, „Pana Tadeusza”, „Lalkę”. Poziom żenady został osiągnięty, to naprawdę niewielka różnica w porównaniu z memami, że na maturze trzeba będzie niedługo pokolorować obrazek. 

Zadania, z którymi mierzyli się uczniowie to np. rozszyfrowanie fragmentu tekstu, w którym i tak trzy razy pada Soplica, Soplicowo, Hrabia – a zawsze powtarzam, ze wystarczy trzynaście razy klasnąć w ręce – jak się uda to jest to „Pan Tadeusz” no i mogli spytać jeszcze tylko o te „Dziady” jeśli chodzi o formę wierszowaną. Tymczasem osoby, których prace sprawdzałam, nie wszystkie napisały, że to „Pan Tadeusz” i nie wszystkie wskazały na autorstwo Adama Mickiewicza. 

Kolejne zadanie, które pokonało wiele osób to znalezienie w konkretnym akapicie tekstu czasownika w 1 osobie liczby mnogiej i – co też zawsze powtarzam, że tylko o to się jest pytanym w tych zadaniach – napisanie, że funkcją stosowania tej formy jest skrócenie dystansu między autorem, a odbiorcą. 

Jeszcze gorszym zadaniem było wypisanie innej części mowy, która wskazuje na tę samą funkcję i podanie przykładu – chodziło o słowo „nasz” i zaimek. 

Kłania się zakres szkoły podstawowej, nawet o części zdania nie pytano, tylko o części mowy – ręce opadają. Tegoroczni maturzyści nie są w stanie zdać egzaminu ósmoklasisty, tam  trzeba coś wiedzieć. 

Kolejne zadanie, które pokonało autorów prac, które sprawdzałam, to wypisanie synonimu słowa „autoindoktrynacja”, które użył Pisarek w tekście – ze wskazaniem oczywiście na miejsce, w którym zastosował on synonim. Zamiast tego ludziom zdarzało się pisać trzyzdaniowe wytłumaczenie, czym to niby jest synonim (jeśli tak, to powinni napisać „wyraz bliskoznaczny”, co świadczy o tym, że nawet tej definicji nie znali). Wiele osób tworzyło własne neologizmy, zamiast wypisać ten, który jest użyty w tekście. 

Reszta zadań to po prostu wytłumaczenie prostych zdań, co autor miał na myśli, albo wypisanie zdań autora. Banał. 

CKE też się nie popisało z zadaniami, bo tabelka z dopasowaniem pytań do akapitu nie jest wynikiem wiedzy, zajmuje dużo czasu i przypomina zwykle zabawę w strzelanie, co egzaminatorzy mieli na myśli – jednak zadanie to wiele osób wykonało dobrze. CKE w arkuszu dla osób z orzeczeniem o spektrum autyzmu zrobiło błąd (zamiast napisać o wskazaniu innej części mowy, dwa razy spytano o czasownik). 

Niektórzy wypisywali cytaty z tekstu, chociaż w poleceniu nie było napisane „przepisz/zacytuj” tylko wyjaśnij. 

W artykule o mickiewiczowskich inspiracjach Prusa tłumaczono, czym jest „emigracja wewnętrzna” bohatera – chodziło o uciekanie do wspomnień, odseparowywanie się od świata, potrzebę samotności – jednak 3/4 prac wskazuje na to, że ich autorzy nie znają słowa „emigracja” i nie dostrzegają metafory, pisali też o emigracji do innego kraju. 

Najgorsze jednak były puste zadania, młodzi ludzie nie mieli motywacji, by cokolwiek napisać. Po prostu się poddawali. 

Jestem załamana. Średnia wyników to 12/20. Tak prostej matury i tak złych wyników nie pamiętam. Przede mną podsumowanie punktacji za wypracowania, ale tam nie spodziewam się cudów, zadaje tych wypracowań bardzo dużo, każdy może podsyłać je, kiedy chce i nadal ślą mi je tylko trzy osoby z klasy, reszta nic nie pisze. 

Nie jest to post po to, by narzekać. To post o tym, jak trudno temu rocznikowi się uczyć. O tym, jak trudno im skupić się w domu – uczniowie mi się z tego zwierzają – bo ich pokoje do odpoczynku stały się nagle pokojami do pracy. Myślę, że mimo roku elekcji nie potrafią się przystosować do nowych warunków. Oczywiście mówię tu o sytuacji komfortowej, wiele osób przecież nie ma sprzętu do nauki, albo ich zajęcia nie są prowadzone codziennie.  Jednak ja bardzo się staram, by pomóc moim uczniom, a dostaje takie wyniki – jakby to powiedział Adaś Miauczyński – jakby ktoś dał mi w mordę. Przepraszam za dosadność, ale te słowa wyrażają frustrację. I to nie jest tak, że ja wkładam za mało pracy, że uczniowie się nie uczą, ignorują – po prostu mózg młodego człowieka ma już dosyć komputera. Ma już dosyć siedzenia w domu, nie rozwija się, a wręcz usypia, bo wszystkie dni zlewają się w jeden ciąg zamknięcia, odpalania komputera, często niewychodzenia z łóżka. Moi maturzyści nie chcą nawet już włączać kamerek – zwykle widzę te same cztery osoby. 

Jest mi bardzo przykro, że muszą przez to przechodzić, że są w bardzo doświadczanym przez różne czynniki roczniku. Nie mam już innych rad, jak polecić im wyspać się, przejść na spacer i spiąć mózgi i pośladki – bo to już ostatnia prosta. Muszą zacisnąć zęby i jeszcze trochę wytrzymać.  To koszmarny czas dla całego świata, co oczywiście nie sprawia, że ma być im lżej, skoro wiedzą, że wszyscy mają przechlapane. Każdy przeżywa teraz wewnętrzny dramat. Musimy być dla siebie dobrzy, postarać się – bez poddawania. Jeszcze trochę.