Gdy się­gam w pamię­ci do moje­go dzie­ciń­stwa, widzę małą Ane­tę sie­dzą­cą przed tele­wi­zo­rem i oglą­da­ją­cą „Zulu-Gulę”. Dziw­ny pan w żół­tym bere­cie, seple­nią­cy i mówią­cy w taki spo­sób, że led­wo go rozu­mia­łam, opo­wia­dał śmiesz­ne rze­czy o Pol­sce i Pola­kach – podob­no, bo nie­zbyt wie­dzia­łam, o co w tym wszyst­kim cho­dzi­ło, patrzy­łam jed­nak jak zahip­no­ty­zo­wa­na na klips w jego uchu. Dziś przy­po­mnia­łam sobie ten pro­gram ze wzglę­du nie­daw­ną lek­tu­rę pra­cy o komi­zmie Alek­san­dra Głów­czew­skie­go “Komizm w lite­ra­tu­rze. Stu­dia w per­spek­ty­wie komu­ni­ka­cyj­nej”. Badacz wska­zu­je, że jed­ną z pod­sta­wo­wych cech tej kate­go­rii este­tycz­nej – komi­zmu, jest nie tyle humor, o ile uka­za­nie rze­czy­wi­sto­ści: “Potrak­to­wa­nie komi­zmu wła­śnie w ten spo­sób: jako kate­go­rii istot­nej z punk­tu widze­nia kon­struk­cji zna­cze­nia prze­ka­zu lite­rac­kie­go w momen­cie jego nada­nia i rekon­struk­cji tegoż zna­cze­nia w momen­cie odbio­ru, otwie­ra przed bada­czem inte­re­su­ją­ce hory­zon­ty poznaw­cze” – komizm sta­je się zatem krzy­wym zwier­cia­dłem “usta­wio­nym na dzie­dziń­cu”, w któ­rym to odbi­ja się świat real­ny i jego wady. Co zatem o Pol­sce mówił Zulu-Gula?


Zulu-Gula to postać wykre­owa­na przez Tade­usza Ros­sa na potrze­by pro­gra­mu saty­rycz­ne­go emi­to­wa­ne­go w latach 1992 – 1996. Męż­czy­zna pocho­dzą­cy z kra­ju Zulu-Gula opo­wia­dał o swo­ich spo­strze­że­niach doty­czą­cych pol­skiej men­tal­no­ści, seple­nił i ope­ro­wał języ­kiem na bar­dzo abs­trak­cyj­nym pozio­mie, bez zna­jo­mo­ści zasad flek­sji. Stąd pew­nie sze­reg jego zło­tych myśli, któ­re weszły do kano­nu pol­skie­go humo­ru: „Pol­ska to bar­dzo dziw­na kraj”, „Jakie są pol­skie dro­gi do kapi­ta­li­zmu? Dro­gi węgiel, dro­gi gaz, dro­gi cyns”. 


Dla wie­lu „Zulu-Gula” był przy­kła­dem humo­ru „na pozio­mie” – saty­ra Tade­usza Ros­sa obśmie­wa­ła przy­wa­ry naro­do­we i uka­zy­wa­ła ich absur­dy. Z dru­giej stro­ny jed­nak trze­ba zwró­cić uwa­gę na kon­struk­cję tego pro­gra­mu. Wpro­wa­dze­nie figu­ry „obce­go”, oso­by nie­zna­ją­cej pol­skich kon­tek­stów kul­tu­ro­wych, jest zabie­giem uka­zu­ją­cym wyż­szość Pola­ków nad inny­mi naro­da­mi (a szcze­gól­nie nad miesz­kań­ca­mi kra­jów typu Zulu-Gula, o któ­rych nie­rzad­ko mówi się z pogar­dą per „Trze­ci Świat” lub „repu­bli­ki bana­no­we”). „Zulu-Gula” jako pro­gram saty­rycz­ny roman­ty­zo­wał obce­go. (Wpi­sy­wa­ło się to w spo­so­by roman­ty­zo­wa­nia Orien­tu opi­sy­wa­ne przez Edwar­da Saida w „Orien­ta­li­zmie” – kra­je są podzie­lo­ne na „cywi­li­zo­wa­ne” i „nie­cy­wi­li­zo­wa­ne”, a rolą cywi­li­za­cji jest naucze­nie obcych zasad życia w spo­łe­czeń­stwie). Zulu-Gula zachwy­cał się wszyst­kim, co dzia­ło się w Pol­sce (nie­za­leż­nie od tego, czy dzia­ło się dobrze, czy źle), każ­de wyda­rze­nie budzi­ło u nie­go zachwyt i stwier­dze­nie, że „Pol­ska to bar­dzo cie­ka­wa kraj”. My nato­miast mogli­śmy śmiać się z głu­piut­kie­go Zulu-Guli, loku­jąc swo­ją wyż­szość w zin­ter­na­li­zo­wa­nym sys­te­mie wartości. 


Komizm tej posta­ci opie­rał się na byciu “nie-stąd”, co umoż­li­wia­ło uka­za­nie absur­dów Pol­ski jako nor­my. Jed­nak „Zulu-Gula” wzbu­dzał w nas litość – żar­to­wa­li­śmy z jego wymo­wy (pięt­nu­jąc seple­nie­nie), nie­zna­jo­mo­ści gra­ma­ty­ki i nie­wie­dzy. Podob­nie jak z posta­cią Kale­go z „W pusty­ni i w pusz­czy”, jedy­ny­mi reak­cja­mi, jakie wywo­łu­je Inny, są litość oraz śmiech. Nie trak­to­wa­li­śmy go poważ­nie, nie nada­wa­li­śmy mu sta­tu­su rów­ne­go nam samym – czer­pie­my radość z jego błę­dów i zabaw­nych pery­pe­tii. Przy tej oka­zji war­to zadać sobie pyta­nie: jak my sami się czu­je­my, gdy przy­jeż­dża­my do Wiel­kiej Bry­ta­nii i nie mamy per­fek­cyj­ne­go akcen­tu RP (BBC English)?


Dziś już Zulu-Gula – zabaw­ny pan w żół­tym bere­cie – na szczę­ście! – nie śmie­szy, jest jedy­nie relik­tem daw­nej Pol­ski: jej rze­czy­wi­sto­ści i poczu­cia humo­ru. Cho­ciaż ośmie­szał pol­ski rząd i Pola­ków, sam był rów­nież komicz­nym przed­sta­wie­niem Inne­go, co bar­dzo godzi w moją wraż­li­wość i na takie zacho­wa­nie nie ma mojej zgody.