Zapis rozmowy w formie podcastu (poprawiony dźwięk):
„Nie jesteś skazanx na szkołę. Masz wybór, poznaj swoje prawa!” Mikołaja Marceli (wyd. You&YA, Muza) to krótki i konkretny poradnik pokazujący, co można zrobić, by poszukać swojej edukacyjnej drogi i by szkoła nie kojarzyła się nam z udręką.
Podane informacje wydają mi się oczywistościami, ale konieczny jest tu ten czasownik „wydają mi się”, bo jednak moje podejście do myślenia o szkole jest niemal tożsame z tym, o czym pisze autor, żyję więc w bajce i za każdym razem jestem zszokowana, że tak bardzo w niej ugrzęzłam. To nie są przecież oczywistości, dla nauczycieli, osób uczących się, rodziców. Dla mnie też nimi ni były, bo byłam małą kujonką z fobią szkolną, która miała ze wszystkiego piątki, ale codziennie żyła w stresie i wymiotowała w drodze do szkoły. My, w Polsce, naprawdę nie wiemy, że mamy wybór tego, jak chcemy się uczyć i czego chcemy się uczyć i … co najważniejsze nie ma to związku z płaceniem za edukację.
Mamy na oczach klapki systemu — brzmię teraz jak anarchistka (a ostatnio wypomniano mi, że nawet tak wyglądam), to niestety nie umiem tego inaczej nazwać. Wszyscy boją się prawa oświatowego, jest niejasne, pełne aneksów, rozporządzeń, umów. Mówi się, że coś zostanie wprowadzone, a nie mówi, że jednak nie. Do tego szkoły narzucają swoje rygory — często niezgodne z prawem; statuty powstają na kolanie i znów — niezgodnie z prawem, kręcimy się w kołowrotku i myślimy, że to jedyna słuszna droga.
A można wyjść z tego kołowrotka i to zgodnie z prawem, szacunkiem do siebie i innych. W książce Marceli napisanej prostym językiem znajdziecie przewodnik po tym, jak odnaleźć się w edukacji systemowej i pozasystemowej w Polsce. Ta książka to właściwie esej autora o tym, czego on chciałby od edukacji, pokazuje więc, jak działać, gdy są łamane wasze prawa, gdzie iść — nie jest to pieniactwo, to neutralny zestaw praw, bo przecież jeśli nie zadziała zgłoszenie do dyrekcji, rozmowa z zaufanymi nauczycielami, to można dziś szukać wsparcia poza szkołą, a dopiero na końcu odwołać się do kuratorium.
To, czy w ogóle powinniśmy walczyć o swoje prawa w szkole to inna kwestia: oczywiście, że tak, szkoda, że musimy jednak o tym przypominać, że nikt nie może ograniczać naszych praw ze względu na osobiste uprzedzenia, a w szkole nie uczą nas demokracji.
Marcela pisze też o tym, jak zapobiegać przypadkom łamania praw, jak szukać i gdzie szukać alternatywnych form edukacji. Co zrobić, by uczyć się tego, co się chce i jeszcze wyjść na tym dobrze, bez zadręczania się pracami domowymi i sprawdzianami.
Nie ma tu jedynie hurraoptymizmu dotyczącego edukacji pozasystemowej, co akurat jest dla mnie najważniejszym fragmentem książki, bo — jak ze wszystkim — gdy wchodzi moda i działanie na dużą skalę, zatraca się podstawowe idee. Takie szkoły też znam i dlatego trzeba być czujnym, na szczęście Marcela nas rozgrzesza, że szukając siebie, możemy to robić nieustannie, więc i zmiany szkół i sposobów nauki nie powinny być nam straszne. W końcu to chyba najważniejsze, by w całym procesie edukacji dowiedzieć się, czego od niej oczekujemy, kim jesteśmy, czego potrzebujemy.
Graficzna forma prezentowania treści na pewno jest przystępna dla młodych czytelników, bo to z myślą o nich była pisana książka (wielki plus za wprowadzenie o formach inkluzywnych), jednak mnie męczyła wizualnie, ale to absolutnie nie wpłynęło na jej odbiór, bo to treść jest tu najważniejsza.
Dla kogo jest to książka? Dla wszystkich w systemie i poza nim, dla tych zdołowanych i takich wymądrzających się, jak ja, co to niby już wiele wiedzą. Przerażeni znajdą w niej szybkie remedium na ich problemy. Książkę przeczytacie w dwie godziny. Co z edukacyjnymi wyjadaczkami? Im też będzie miło, bo jednak warto wiedzieć, że nie jest się jedyną osobą, która uważa, że nauka powinna być uszyta na wymiar. Mój wymiar i dawać mi przede wszystkim radość.
Zaprosiłam autora na rozmowę LIVE (10.03.2024 18:00), więc zachęcam do uczestnictwa, zadawania pytań, dyskusji, wspólnej wymiany pomysłów i do kącika zwierzeń 🙂