Lekcje o „Hamlecie” sprawiają mi dziką satysfakcję, graniczącą z doznaniem epifanii. Tekst bogaty w słowa, które same żyją; bohater romantyczny, emocjonalny, rozdarty. Żyję tym i rzucam cytatami z Szekspira naprzemiennie z Mickiewiczowskimi. Płynę. Yhm. Płynęłabym, ale nie mam szans.
Czytam zabawnie kłótnię Hamleta z Ofelią, zmieniam głos, mam nadzieję, że ożywienie wynika z tego, że Hamlet wypomina kobietom malowanie się, ale radość klasy coś za długa, jakby nieadekwatna. Zaraz mi mówią mój wyrok.
Skoro tłumaczyłam, że Hamlet nazwał Ofelię rychłą rajfurką, że sam jest arcyhultajem a każdy nosi swoją larwę, to oni z lekcji zapamiętali te słowa i na czacie nadali sobie imiona: arcyhultaj 1, arcyhultaj 2, arcy… i rajfurka, a tamten to larwa.
Uśmiech przykleił mi się sztywno do twarzy, w końcu nauka nie poszła w las, bo w lesie ryczy z bólu ranny łoś – ja ????