Ini­cja­ty­wa spo­łecz­na – pomoc czy obowiązek?


Z roku na rok coraz gło­śniej mówi się o tym, aby do pod­sta­wy pro­gra­mo­wej wpleść ele­men­ty wolon­ta­ria­tu lub ini­cja­ty­wy spo­łecz­nej. Zwo­len­ni­cy tego roz­wią­za­nia zauwa­ża­ją, że szko­ła ma obo­wią­zek sze­rze­nia wraż­li­wo­ści na innych ludzi, a zaję­cia w ramach pla­nu lek­cji mogą poka­zać, że war­to poma­gać. Sama jed­nak mam spo­ro wąt­pli­wo­ści wzglę­dem obo­wiąz­ko­wych zajęć z wolon­ta­ria­tu. Sło­wo to pocho­dzi bowiem od łaciń­skie­go volun­ta­rius („dobro­wol­ny”), a idea poma­ga­nia innym ma war­tość tyl­ko wte­dy, gdy fak­tycz­nie czu­je­my, że chce­my się w coś zaan­ga­żo­wać. Roz­wa­ża­nia te oczy­wi­ście nie uwzględ­nia­ją szkół spo­łecz­nych, któ­re z zało­że­nia powin­ny zaj­mo­wać się edu­ka­cją o tym, jak pomagać. 


Aktu­al­nie w sys­te­mie edu­ka­cji nie ma for­mal­ne­go obo­wiąz­ku wolon­ta­ria­tu, choć… w zasa­dzie moż­na uznać, że jest. Oso­by koń­czą­ce szko­łę pod­sta­wo­wą mogą bowiem uzy­skać aż trzy punk­ty w rekru­ta­cji do liceum za „aktyw­ność na rzecz innych ludzi”. Z ini­cja­ty­wa­mi wolon­ta­riac­ki­mi moż­na spo­tkać się tak­że na godzi­nach wycho­waw­czych, a nie­któ­re szko­ły poszły nawet o krok dalej i już teraz wpro­wa­dzi­ły zaję­cia obo­wiąz­ko­we pole­ga­ją­ce na reali­zo­wa­niu wybra­nej przez sie­bie ini­cja­ty­wy społecznej.


Bez dwóch zdań wolon­ta­riat jest waż­ny – w ten spo­sób codzien­nie uda­je się pomóc milio­nom ludzi oraz zwie­rząt. Tyl­ko czy for­su­jąc ten pomysł, powin­ni­śmy wyma­gać kon­kret­ne­go dzia­ła­nia? A może nale­ża­ło­by pozo­sta­wić oso­bom uczniow­skim wol­ną rękę i słu­żyć kon­kret­nym wspar­ciem wte­dy, kie­dy go potrzebują?


Jeże­li bowiem ini­cja­ty­wa spo­łecz­na mia­ła­by być czę­ścią sys­te­mu edu­ka­cji, powin­na sku­piać się na czymś wię­cej niż doraź­nym dzia­ła­niu. Taki przed­miot mógł­by być inku­ba­to­rem pomy­słów; szan­są na skon­sul­to­wa­nie swo­ich roz­wią­zań i pozna­nie prak­tycz­nej wie­dzy, któ­ra pozwo­li roz­wi­jać samo­dziel­nie wymy­ślo­ne spo­so­by poma­ga­nia innym. Pol­skie­mu sys­te­mo­wi edu­ka­cji bra­ku­je prak­tycz­nych zajęć z dia­gno­zo­wa­nia pro­ble­mów spo­łecz­nych, nawią­zy­wa­nia współ­prac z part­ne­ra­mi czy dopro­wa­dza­nia pro­jek­tu od począt­ku do koń­ca. Jeśli mamy kre­ować mło­de lider­ki i mło­dych lide­rów, może powin­ni­śmy im wrę­czyć narzę­dzia zamiast dodat­ko­wych obowiązków?


Nie umiem jed­no­znacz­nie uznać, czy to jest dobre, czy złe roz­wią­za­nie. Wie­rzę, że war­to poma­gać i szko­ła powin­na umoż­li­wiać dzia­łal­ność na rzecz innych, ale wpro­wa­dze­nie obo­wiąz­ku wolon­ta­ria­tu jest skom­pli­ko­wa­nym pro­ble­mem etycz­nym. Czy moż­na zmu­szać kogo­kol­wiek do czy­nie­nia dobra? Czy dzia­ła­nie wyko­ny­wa­ne z poczu­cia obo­wiąz­ku jest jesz­cze wolon­ta­ria­tem? Jak dale­ko szko­ła może się posu­nąć, pró­bu­jąc reali­zo­wać swo­ją misję wychowawczą?