CKE opublikowało wyniki tegorocznych egzaminów. Patrzę na te wykresy z dużą dozą niepewności i brakiem przekonania, że mają sens. Oczywiście statystyka jest potrzebna (pozdrawiam Janinę Bąk) i wszędzie nam każą sprawdzać wykresy (nawet kiedy warto publikować na Instagramie). To jednak wiedza niezbędna jedynie wtedy, gdy umiemy czytać te wyniki i wyciągać z nich wnioski. W bieżącym roku jest to trudne, bo pojawia się rozdział między dowodem liczbowym a czynnikami zewnętrznymi.


Wyniki opublikowane przez CKE dotyczą tylko tych arkuszy, które były uzupełniane w pierwszym terminie (w wakacje odbędą się dodatkowe terminy, w których można przystąpić do egzaminów). Tak jak przewidywałam po sprawdzaniu matury próbnej — tak złych wyników jeszcze nie było, odkąd pracuję jako nauczycielka — tyczy się to także egzaminów ósmoklasisty. Dlaczego?


Do egzaminu maturalnego przystąpiło 273 419 osób, z czego matury nie zdało 7,8%. I uwaga: średni wynik egzaminu maturalnego z języka polskiego wynosił 55%; wynik powyżej 81% – zarówno na poziomie podstawowym, jak i rozszerzonym — uzyskało zaledwie 4% zdających (149 osób to finaliści olimpiady). Z tego, co pamiętam — i dzięki tym statystykom mogę to potwierdzić, tak źle jeszcze nie było. Ba! Moi uczniowie zwykle mieli bardzo dobre wyniki, a teraz zaledwie sześcioro z nich (ze szkoły i korepetycji) może pochwalić się wynikiem 100%.


Do egzaminu ósmoklasisty przystąpiło ok. 357 100 uczniów. Średni wynik egzaminu z języka polskiego wynosił 60%; wynik powyżej 90% uzyskało zaledwie 2,8% zdających. Dotychczas moi uczniowie mieli minimum 80% z egzaminów, co już pokazuje dużą zmianę. Badanie przeprowadzone przez CKE jest dokładne (dostaliśmy też zupełnie niepotrzebnie podział wyników ze względu na płeć dziecka) i ujawniło, że zdający mają w dużym stopniu problem z rozpoznawaniem rodzaju literackiego i określeniem jego charakterystycznych cech (było to zadanie na najmniejszą liczbę punktów, więc ta informacja nie wydaje się pomocna).


Oba opracowania wyników wykazują, że na Mazowszu, wśród szkół, które od dawna cieszą się dużą zdawalnością, nadal są najwyższe wyniki, a wraz z dzielnicami i miejscowościami oddalonymi od dużych miast — procenty wyników egzaminacyjnych spadają.


Wyniki te są porównywalne z zeszłorocznymi, bo co czwarty absolwent/absolwentka ma niezdaną maturę.


O czym to świadczy? Czy nauczanie zdalne nie działa? Czy to uczniowie mniej chcą się uczyć, czy nauczyciele mniej pracują? Dlaczego mimo tak wielu starań ludzie mówią, że mamy do czynienia z pokoleniem straconym?


Uważam, że to bardzo stygmatyzujące, bulwersujące i obraźliwe określenie. Ani ja, ani osoby uczniowskie nie czujemy się straceni czy przegrani. Włożyliśmy mnóstwo pracy, osiągnięcia są jednak nierówne, bo każdy jest inny i w różnym stopniu przyzwyczajamy się do zmian. Ocenianie wyników przez pryzmat pracy online i pandemii jest bezcelowe, bo nie ma do czego się odnieść. Nie możemy porównywać tych wyników do zeszłorocznych (jeden semestr w domu) czy tych sprzed dwóch lat. Oczywiście wiceminister edukacji i nauki Tomasz Rzymskowski uważa, że matura poszła dobrze — warto jednak wziąć pod uwagę to, że jest to jedynie opinia; bo wyniki można interpretować niczym poezję, zwłaszcza gdy nie istnieje punkt odniesienia.


  • Poszły dobrze: tak, bo był to nienormalny, nietypowy czas, który wiązał się z wieloma kryzysami (depresjami, śmierciami, zmianą tryby i jakości życia, utratą pracy) i cudem jest to, że jednak są tacy, którzy zdali.
  • Poszły źle: tak, bo zdający uzyskali niskie wyniki mimo uproszczenia arkuszy, co nie daje pewności (nigdy nie dawało), czy poradzą sobie na studiach; na dodatek wiele osób nie zdało, a różnice w wynikach tworzą wielkie podziały związane z miejscem zamieszkania (przed tym miała chronić reforma Anny Zalewskiej związana z likwidacją gimnazjów).


Nie ma badań, które by dowodziły, że nauczanie zdalne ma wpływ na pogorszenie wyników. Mam swoją, czysto subiektywną teorię, którą stworzyłam na podstawie obserwacji osób, które uczę, że odkąd piszą one na komputerze/telefonie, mają większe problemy ze skupieniem uwagi i dochodzi do zjawiska demencji cyfrowej: uczą się tylko ze słuchania i patrzenia, nie robią notatek. Jednak czy to jest wystarczający powód tak złych wyników? Na pewno nie.

  • Tak, mam wśród moich słuchaczy kilka osób, które zostały finalistami olimpiady — dostaję od nich wiadomości. Jestem zachwycona i wzruszona tym, co mi piszą: moja gadanina miała sens! Okazało się, że pomogłam!
  • Mam wśród swoich osób uczniowskich takich, którzy pisali świetnie i regularnie, a wyniki otrzymali niezadowalające (ich);
  • Mam wśród swoich osób uczniowskich takich, którzy nie pisali w ogóle, a ich rozprawki zostały ocenione lepiej niż tych, którzy ciężko pracowali (wyniki powyżej 80%).


Wyniki opublikowane przez CKE pokazują, że na Mazowszu (które ma najlepsze wyniki zdawalności) aż 23,1% szkół nie może pochwalić się zdawalnością powyżej 50%. Jak do tego doszło? Przecież liczba zadań maturalnych została zmniejszona, wymogi uproszczone, stworzono jasny klucz odpowiedzi dla sprawdzających — wszystkie te zabiegi miały pomóc w zdaniu egzaminów tym uczniom, których szkoły nie dały rady pracować pełną parą. Tymczasem, gdy popatrzymy na wyniki — nadal najlepiej poradzili sobie oczywiście absolwenci szkół, które dotąd górowały w rankingach. Szok budzą wyniki z języka angielskiego, nauczyciele wyrażają wielkie zdziwienie, że ich uczniowie zdali go średnio na 98%. Na dodatek w miastach młodzi ludzie częściej korzystają z nauczania pozaszkolnego, co widać w wynikach języków obcych.


Czy można z opublikowanych przez CKE wyników wyciągnąć wnioski? Umiem na ich podstawie jedynie powiedzieć, że:

  • matematyka nigdy nie cieszyła się dobrą zdawalnością, a język angielski jest lepiej znany (czy faktycznie?) niż język polski;
  • jeżeli urodziłeś się w zamożnej rodzinie i w dużym mieście, to masz większe szanse na dostanie się na studia;
  • jest jeszcze wykres, który mówi, że dziewczęta (sic!) w szkołach podstawowych osiągnęły wyższe wyniki niż chłopcy.

W skrócie: ankiety te nic nie mówią, a na pewno nic sensownego.


Nie warto też słuchać opinii, które skupiają się na przekazie: matura dobrze/źle poszła. NIE MAMY DO CZEGO JEJ PORÓWNAĆ. Co roku uczniowie piszą inne egzaminy, ich poziom jest zróżnicowany, w szkołach wiele się działo, program jest ciągle zmieniany, a sytuacja ekonomiczna/polityczna/gospodarcza niepewna.


Nie umiem ocenić tegorocznych egzaminów. Gratuluję wszystkim, którzy mają je już za sobą, że nadszedł czas wakacji. Złóżcie podania o wgląd do swoich prac, bo dobrze jest wiedzieć, o czym świadczą procenty, które otrzymaliście. Zadbajcie o swoje zdrowie i dobre samopoczucie i pamiętajcie, że nauka powinna być przyjemnością, a nie wyścigiem po punkty. Na dodatek trudno myśleć o przyjemności, gdy chorujemy i sypie się nam świat.


Trzymajcie się ciepło i bądźcie dla siebie dobrzy!