Sprzątam dzisiaj i tak pomyślałam, że językoznawstwo i literatura są cudowne, bo nawet w tak prozaicznej czynności, jak sprzątanie, mogę dokonywać rozważań. Uprawiam zatem filozofię sprzątania. A zainspirował mnie dziś brak szmat, na dodatek ani śladu po „brudnych szmatach”, aż poczułam się mało polsko, mało domowo. I tutaj wkracza język!
Słowo „szmata” użyte przez Radosława Odptasienazwisko oraz to, co się później z nim stało w internecie, mam na myśli karykatury jednego z posłów jako osoby pracującej seksualnie, ukazuje negatywny językowy obraz świata. Wulgaryzm ten jest homonimem rzeczownika w rodzaju żeńskim, a w języku polskim jest to często wykorzystywany zabieg na umniejszenie czci np. mężczyznom. Mamy takie sformułowania jak „świnia — co ta świnia zrobiła”, czy „dlaczego ta oferma jeszcze nie przyszła/przyszedł”. Jak podaje Mirosław Bańko, zastosowanie formy żeńskiej ma godzić w męskie ego: „ten prostytutka wyszedł”, „ta ci*ta wyszła”. To też przykłady androcentryzmu językowego. Ale wróćmy do sedna.
Rzeczownik „szmata” nie tylko oznacza brudną tkaninę, lecz także stał się pogardliwym synonimem prostytutki (do tego, by sexworking nie był negatywnie postrzegany w Polsce jeszcze daleka droga) i człowieka pozbawionego godności i jak pokazuje Internet, znaczenia te — oba krzywdzące wobec ludzi, bo uprzedmiotawiające — zlały się w jedno. I tak mylimy ciasto z truskawkami z mięsnym jeżem. Widać, jak bardzo nieetycznym i nieświadomym narodem jesteśmy, bo wobec polityka powinno być zastosowane określenie, które dotyczy hipokryzji, a nie pracy seksualnej, a żadna z pracujących tak osób nie powinna być nazywana jak brudna tkanina. Czerpmy naukę z Norwida, by odpowiednie dać rzeczy słowo: między postawą, jaką mają na myśli ci, którzy wpisują „szmatę” w Google, czyli konformizmem a sexworkingiem nie ma znaku równości.
Nie wystarczy eponim „skukizić”?