Dlaczego historia psa, który jeździł koleją, ma być najpiękniejszą historią przyjaźni z happy endem, skoro ta opowieść to, obok „Antka” i „Naszej szkapy”, jedna z wielkich literackich traum?!

UWAGA!

🚨zdradzam fabułę lektury ze szkoły podstawowej #spoileralert;

🚨🚨jest smutno, bo pieski i dzieci cierpią;

🚨🚨🚨zdradzam fabułę najnowszego filmu „O psie, który jeździł koleją”;

🍀Ale za to mam 5 pojedynczych biletów do wykorzystania w kinach Cinema City w całej Polsce (do 10 września) – konkurs zorganizowany na FB.

Książka: Roman Pisarski „O psie, który jeździł koleją”

Film familijny „O psie, który jeździł koleją” jest reklamowany nie tylko jako opowieść o wielkiej przyjaźni człowieka ze zwierzęciem, co rozumiem, lecz także jako historia ze szczęśliwym zakończeniem, a przecież wszyscy, którzy czytali powieść Romana Pisarskiego, wzdrygają się na samo jej wspomnienie. Pisarski ukazał Lampo jako miks szpica i owczarka z białą pręgą na plecach, pies lubił jeździć pociągami, a na stacji w Marittima we Włoszech upatrzył sobie kolejarza i postanowił, że stanie się on jego człowiekiem. Zaprzyjaźnili się, a po kilku dniach wspólnej pracy i odprawiania pociągów zawiadowca ukrył psa i przywiózł swoim dzieciom, które były zachwycone, jednak wieczorem pies podziękował za gościnę i wsiadł do powrotnego pociągu. W końcu okazało się, że pies jest wielkim podróżnikiem, bo umie sam dojechać do Turynu i Rzymu, ale zawsze odwiedza rodzinę zawiadowcy i wraca do Marittima. Ta sielankowa historia musiała mieć rysę, a pierwszą z nich był wypadek spowodowany przez ludzi, którzy nie chcieli wpuścić Lampo do pociągu, aż zatrzasnęły się na nim drzwi i połamały mu żebra i łapę. Zaopiekowali się wtedy nim okoliczni mieszkańcy, ale po kilku miesiącach pies postanowił wrócić do swojego domu. Wówczas był już sławny, pisały o nim gazety. Pojawił się zły bohater — naczelnik stacji, który pilnował przepisów, a one zabraniały obecności zwierząt na kolei. Zawiadowca wysłał zatem Lampo na Sycylię do wuja, ale pies uciekł… z wyspy. Po wielu miesiącach został znaleziony ledwo żywy, miał wiele ran i cudem go odratowano, wtedy naczelnik już pozwolił mu przebywać na kolei. Wszyscy cieszyli się z jego obecności, aż pewnego dnia córka zawiadowcy, Adele, weszła na tory, wprost pod pędzącą lokomotywę, ludzie biegli ją uratować, ale szybszy był Lampo — zepchnął ją z torów, ale sam… wiadomo co. No i jak można lubić tę historię i mówić, że jest ona z happy endem?

Książka i historia prawdziwa: Elvio Barlettani „Lampo, wędrowny pies”

„Czy teraz wszystko trzeba cenzurować?” – to, słuszne oburzenie przeczytałam w jednym z komentarzy pod zwiastunem filmu, ale po chwili byłam już w takich miejscach Internetu, w których publikowano nagrania prawdziwego psa Lampo. Okazało się, że prawdziwy Lampo wcale nie zginął śmiercią bohaterską, jak chciał tego Pisarski, pisząc swoją powieść w 1967 roku. Faktycznie pies mieszkał na stacji, która była doskonałym węzłem komunikacyjnym, zaprzyjaźnił się z kolejarzem Barlettanim i odprowadzał jego jedyną córkę do szkoły, która wspomina, że w tygodniu Lampo nie wypuszczał się za daleko i wieczorem wracał do miasteczka, a dłuższe wyprawy zostawiał sobie na weekend, kiedy ona nie miała szkoły. Nawiązali oni niezwykłą więź, chociaż dziewczynka miała już w domu innego psa. Lampo był lubiany przez pracowników stacji — bardzo im pomagał, szczekał na znak, że wszyscy pasażerowie już wsiedli i zawiadowca może dać pozwolenie na uruchomienie pociągu. Miał nawet przyczepiony do obroży własny bilet z napisem „All round free ticket for Lampo, the railway dog”. Podróżował i rozpisywały się o nim gazety, jednak wieczorem 22 lipca 1961 roku zginął potrącony przez pociąg towarowy (rozkład pasażerskich znał). Nie była to zatem bohaterska śmierć. Został pochowany w ogródku obok stacji, a wkrótce wybudowano mu pomnik, który stoi tam do dziś. W trakcie jego odsłonięcia były obecne władze, a dzieci śpiewały pieśń pochwalne. Barlettani w 1962 roku napisał książkę, o swoim niezwykłym przyjacielu, zatytułowaną „Lampo, wędrowny pies”.

Film familijny „O psie, który jeździł koleją”

Film familijny „O psie, który jeździł koleją” łączy obie wcześniejsze historie! Ukazano w nim psa oraz dziesięcioletnią Zuzię, chorą na serce córkę zawiadowcy stacji. Historia dzieje się w Polsce, Lampo jest białym owczarkiem szwajcarskim i wszyscy w mediach społecznościowych go znają, bo radzi sobie doskonale jako psi podróżnik. Ma nawet swój hasztag #PKPpies. W tej historii także uratuje on życie dziewczynki, jednak zrobi to dzięki zbiórkom, znający go influencerzy stworzą viralową akcję, dzięki której Piotr i Małgorzata uzbierają sumę na operację swojej córki. Oczywiście będą chwile grozy i wiele wzruszeń, ale historia ma pozytywne zakończenie, dziewczynka zostanie uratowana i to wielokrotnie, a pies przeżyje i zje wiele schabowych z kolejowej stołówki. Lampo jest w filmie jedynie pretekstem do pokazania, że zwierzęta i ludzie mogą ratować się wzajemnie na wiele sposobów. Oczywiście można wykorzystać film do tworzenia analizy porównawczej z lekturą książki Pisarskiego, chociaż ja nadal mam wątpliwości, czy na pewno jest to powieść, która uczy empatii i szacunku do zwierząt, bo wiele osób porzucało lekturę i szczerze mówiąc, patrząc na reakcje dzieci podczas premiery, więcej możemy uzyskać dzięki filmowi: wzbudzi on potrzebne emocje, pokaże odwołania do książki, a przy tym da możliwość rozmawiania na wiele istotnych tematów, bo w gruncie rzeczy jest to opowieść o życiu z chorobą i zagrożeniu śmiercią (doceniam, że w filmie występują osoby z niepełnosprawnościami i nie są pokazane jako te, którym trzeba współczuć, są równoprawnymi bohaterami historii), a także o przyjaźni między dziećmi i dorosłymi, szacunku do innych istot i potrzebie pomagania, która sprawia, że życie nabiera sensu, a nawet drobne i z pozoru nic nieznaczące gesty, jak ogłoszenie w mediach społecznościowych — mogą uratować drugiego człowieka. Fani i fanki pociągów znajdą tu historię kolei, a mnie przyszła do głowy jeszcze jedna myśl: w „Psie” ważną rolę odgrywają influencerzy/celebryci, kochani przez dzieci, którzy — chociaż się to im nie opłaca (sic!) – dołączą do akcji i sami się zdziwią, że było to warte ich zachodu. To ciekawy temat dotyczący odpowiedzialności społecznej znanych gwiazd. Niejedna ekipa influencerska mogłaby zdziałać cuda, bo zasięgi można wykorzystywać na wiele sposobów, nie tylko do pracy i tworzenia reklam, lecz także do nagłośnienia spraw tych, którzy nie mają już siły krzyczeć. Jak widać — każdy z twórców ma swojego Lampo i swoją historię, którą chce przekazać.

Tematy: 

  • życie z chorobą
  • osoby z niepełnosprawnościami
  • przyjaźń
  • szacunek do innych istot
  • motyw przemiany
  • potrzeba pomagania
  • historia kolei
  • kochający ojciec
  • strach o dziecko
  • rodzina
  • brak pieniędzy
  • odpowiedzialność społeczna celebrytów


Wpis jest wynikiem #współpracy z dystrybutorem Kino Świat (Kino Świat), który poprosił mnie o zdanie na temat edukacyjnych walorów filmu. KŚ nie ma wpływu na moją opinię.