Z koń­cem paź­dzier­ni­ka koń­czę też warsz­ta­ty wyjaz­do­we. Jed­nak mimo wiel­kiej miło­ści do lisów i psów, zaczy­nam przy­po­mi­nać fokę i dojaz­dy wyma­ga­ją ode mnie wiel­kiej ener­gii, a po każ­dych warsz­ta­tach czu­ję się jak ryba wyrzu­co­na na brzeg, bo Zoś­ka odbie­ra mi powie­trze. W pla­nach jesz­cze kil­ka wystą­pień, ale już blisko.
Cze­go mnie to dwu­mie­sięcz­ne tour­née nauczy­ło? Przede wszyst­kim tego, że:
👉mło­dzież już nie wie, kim jest Pau­lo Coelho;
👉mło­dzież nie zna twór­czo­ści Masłowskiej;
👉mło­dzież już nie słu­cha PRO8L3Mu, ale Taco nadal jest na topie;
👉mło­dzież nie uży­wa sło­wa „boomer”, ale robi coś “na essie”;
👉mło­dzież zna “Chło­pa­ków z bara­ków”, ale nie zna “Woj­ny polsko-ruskiej”;
👉mło­dzież akcep­tu­je moje żarty;
👉są sza­lo­ne olim­pia­dy, któ­re dają wie­le punk­tów na stu­dia, np. wie­dzy o ZUS (owoc two­je­go żywo­ta jeZUS😅);
👉jestem w wie­ku przej­ścio­wym: mło­da i sta­ra jed­no­cze­śnie, co jest super, bo gdy­bym chcia­ła, to mogę jeść lody na śnia­da­nie, a do tego kupo­wać dla sie­bie ład­ne książ­ki, nawet jeśli są prze­zna­czo­ne dla nastolatków;
👉niko­go nie dzi­wią już moje tatuaże;
👉pra­ca z inny­mi nauczy­cie­la­mi jest super i mimo stre­su, zawsze jestem po takich spo­tka­niach pozy­tyw­nie nastro­jo­na do dal­szej pracy;
👉moje meto­dy naucza­nia, któ­re poka­zu­ją kon­kret­ne roz­wią­za­nia nawet w kwe­stii kon­stru­owa­nia zdań i dłuż­szych wypo­wie­dzi pisem­nych — spraw­dza­ją się (testy na ludziach — prze­pro­wa­dzo­ne✅);
👉kocha­my tabele;
👉moje mne­mo­tech­ni­ki nadal są czy­tel­ne dla ósmo­kla­si­stów i maturzystów;
👉to jest naj­lep­szy zawód na świecie.
Nie­sa­mo­wi­te, że ta pra­ca sama mnie zna­la­zła, bo gdy byłam nasto­lat­ką, uwa­ża­łam, że była­by to kara za grze­chy. Oczy­wi­ście, że mogę wyko­ny­wać wie­le innych zawo­dów, w koń­cu jestem kobie­tą pra­cu­ją­cą, ale nic nie daje mi takiej satys­fak­cji, jak ta wymia­na ener­gii, któ­ra odby­wa się dzię­ki kon­tak­tom z inny­mi ludź­mi i roz­mo­wom o edukacji.