Chcę wam pokazać mój jesienny patronat dla dzieci w wieku 9-12 lat, to książka, o której mówię już jakiś czas rodzicom szukającym dla swoich dzieci mądrej historii, która porusza serce i pokazuje, że można być pochłoniętym przez narrację, zanurzyć się w niej. Widziałam, że w amerykańskich szkołach jest wykorzystywana podczas lekcji (w sieci wiele kart pracy).
——–
Historie o przyjaźni ludzko-zwierzęcej, jak „Mia i biały lew” czy „Bella i Sebastian” już były. Ale nie takie. April Wood staje oko w oko z niedźwiedziem polarnym i udowadnia, że dobre uczynki i Bardzo Ważne Rzeczy mogą zmienić świat, gdy zaczniemy od nas samych.
Bohaterka „Ostatniego niedźwiedzia” Hannah Gold (wyd. Wilga, tłum. Paulina Braiter; ilustracje Levi Pinfold) nie ma lekko – delikatnie mówiąc. Jedenastoletnia April czasem chciałaby być jak inne dziewczyny w szkole, które nie straciły mamy w wypadku. Tym bardziej że mama zabrała ze sobą połowę taty. Tę zabawniejszą połowę.
Niespodziewanie ojciec April, o którego uwagę i miłość dziewczynka zabiega bystrością i wyrozumiałością, dostaje fuchę w Arktyce – ma badać wpływ globalnego ocieplenia na klimat. Nie wie, jaki wpływ ta półroczna wyprawa do stacji meteorologicznej w odległym końcu Norwegii wywrze na jego relacje z April.
Uwielbiam książki z bohaterkami z krwi i kości. April jest po przejściach i próbuje się odnaleźć na arktycznym odludziu – jaka to piękna metafora samotności, prawda? Dziewczynka poznaje pojęcie Friluftsliv, co z norweskiego oznacza „życie na dworze”. Razem z nią pijemy gorącą czekoladę w czerwonym dzbanku, wypuszczamy kłębki pary na mrozie, i, gdy tata nie ma czasu na sanki czy lepienie bałwana, uruchamia wyobraźnię i rusza w poszukiwaniu niedźwiedzia polarnego. Marzy, żeby go spotkać. Podobno wyginęły. Ale przecież to Wyspa Niedźwiedzia. Musi tu być choć jeden.
Uzbrojona w lornetkę i czerwone kalosze April nie traci nadziei, wydeptuje śnieg dookoła drewnianego domu, zapuszcza się w dalsze zakątki wyspy i trzy tygodnie po przybyciu na Wyspę Niedźwiedzia – jest i on.
Nie jest to tylko historia o zaklinaniu dzikiego zwierzęcia. Powieść Hannah Gold uwrażliwia na klimat – wokół niedźwiedziej łapy zaplątała się niebieska siatka, którą April przetnie tatowym scyzorykiem, pokazując, że warto się przejmować. A co z mijanymi przez nią po drodze śmieciami z różnych zakątków świata? Dwudziestoma sześcioma sześć plastikowymi butelkami, siedmioma zardzewiałymi puszkami, czarnym grzebieniem i różową szczoteczką do zębów z jednorożcem. Razem z dziewczynką otwieramy oczy i zaczynamy zauważać, że mamy wpływ – i możemy coś na tym świecie zmienić.
Czytając tę książkę, dzieci zobaczą, jak uwalniające jest krzyknąć, płakać czy głośno tupnąć. I nie tylko dzieci. My, dorośli, sami wiemy, jak trudno poradzić sobie ze złością. Scena, w której Niedźwiedź głośno ryczy, a w odpowiedzi na to April nabiera powietrza i wydobywa z siebie mocny przeciągły zwierzęcy wręcz ryk – wywołuje ciary. Niedźwiedź nie musiał rozumieć jej języka – rozumiał emocje. Lepiej niż babcia czy tata.
Ta książka mrozi krew w żyłach, ale ociepla serce.
#współpracarecenzencka wraz z @rudaczyta @prostymisłowami
#patronatbaby #bababook #książkidladzieci #ostatniniedźwiedź #hannahgold #levipinfold #babaodpolskiego