Zanim odpowiem na to pytanie, chcę cię zaprosić do Zamku Królewskiego na wystawę czasową „GENIUSZ LWOWA. LWÓW JAKO OŚRODEK SZTUKI I JEGO KOLEKCJE ARTYSTYCZNE„, bo to z niej pochodzą obrazy, o których będę mówić.
Nie czyny, a to, co o sobie opowiemy, pozostanie, gdy umrzemy, a przynajmniej tak twierdziło wielu, np. zatrudniający Galla Anonima, który dbał o dobry pijar Krzywoustego, czy malarzy tworzących portrety, co znacie z bajki Krasickiego “Malarze”.
Szlachta dobrze wiedziała, że „jak cię widzą, tak cię piszą”, a więc przesadną strojność magnaterii odwzorowano w karmazynach i z herbem. Mimo to wiele portretów cechuje się artyzmem, wyczuciem estetycznym, stonowaną kolorystyką, portretowani uderzają wręcz zdystansowaniem, powściągliwym realizmem; tak jak Wacław Rzewuski, ważna postać czasów saskich, sportretowany w stroju orderowym Orła Białego, z odznaczeniami i buławą hetmańską, jego rysy twarzy nie są wydelikacone, a spojrzenie zdaje się chłodne.

Szlachta tak pokochała portrety, że umieszczała je też na trumnach, nie tylko jako element pogrzebowej teatralności – pompa funebris, lecz także jako dowód na obecność nieboszczyka na pogrzebie – zwykle nie były idealizowane i zachowywały typowe dla zmarłego cechy charakteru, jak “Portret trumienny Krzysztofa Bogdanowicza”, który bezkompromisowo ukazuje jego cechy fizjonomii, czy “Portret Scholastyki Nikorowicz”, w którym można dostrzec ormiańskie pochodzenie zmarłej.

Widzicie? Nawet sarmaci nie stosowali filtrów.