Przy­cho­dzę dzi­siaj w zachwy­cie, bo wiem, jak waż­ne jest czy­ta­nie, uwiel­biam czy­tać, jestem książ­ko­ho­licz­ką i fascy­nu­je mnie to, jak prze­bie­ga pro­ces nauki czy­ta­nia. W skró­cie: „czy­ta­nie to życie”, dro­dzy Pań­stwo, bo odczy­tu­je­my nie tyl­ko zna­ki w posta­ci liter, lecz tak­że wszel­kie inne sygna­ły: śpiew pta­ków, dźwię­ki burzy, ozna­ki kata­ru czy smu­tek na twa­rzy dru­gie­go człowieka. 

Tym­cza­sem rapor­ty z badań doty­czą­cych sta­nu czy­tel­nic­twa w Pol­sce nie są już przy­jem­ną lek­tu­rą. Wpraw­dzie odse­tek osób uczest­ni­czą­cych w kul­tu­rze male­je wraz z obni­ża­ją­cą się oce­ną wła­snej sytu­acji mate­rial­nej, jed­nak ze wszyst­kich form spę­dza­nia cza­su czy­ta­nie wyda­je się naj­mniej wyma­ga­ją­ce tech­no­lo­gicz­nie, dodat­ko­wo ist­nie­ją prze­cież biblio­te­ki. Mimo to i tak ta for­ma spę­dza­nia cza­su prze­gry­wa pod wzglę­dem popu­lar­no­ści nie tyl­ko z korzy­sta­niem z inter­ne­tu, lecz tak­że z oglą­da­niem fil­mów i seria­li na ekra­nie kom­pu­te­ra lub urzą­dze­niach mobil­nych. Jed­nak — i tu jest nadzie­ja — cho­ciaż stan czy­tel­nic­twa doro­słych jest nadal na niskim pozio­mie, to raport z 2022 r. wyka­zał, że nastą­pił wzrost wśród mło­dych ludzi (72% dekla­ro­wa­ło, że czy­ta, a 18%, że czy­ta wię­cej niż sie­dem pozy­cji rocz­nie). Chcę wie­rzyć zatem, że nie są to tyl­ko lek­tu­ry, bo o chę­ci do ich czy­ta­na jako polo­nist­ka wiem aż nad­to, lecz że wynik ten odzwier­cie­dla indy­wi­du­al­ne wybo­ry czytelnicze. 

Czy­ta­nie z dziec­kiem i dla dziec­ka codzien­nie to jed­na z naj­lep­szych kam­pa­nii peda­go­gicz­nych od lat (w br. w Dzień Książ­ki i Praw Autor­skich ruszy­ła akcja #Tata­Też­Czy­ta). Przy oka­zji rodzi­ce mogą być na bie­żą­co z nowo­ścia­mi czy­tel­ni­czy­mi i ćwi­czyć swój głos. Zysku­ją przy tym dwie stro­ny: nic nie budu­je takiej bli­sko­ści jak codzien­ne spo­tka­nia z książ­ką, odczy­ty­wa­nie tych samych słów po dwa­dzie­ścia razy, aż dziec­ku nie znu­dzi się przy­go­da wojow­ni­czej myszy czy smut­ne­go smoka. 

Czy­ta­nie ma same zale­ty: poma­ga w nauce języ­ka i umie­jęt­no­ści mówie­nia, nawet jeśli dziec­ko jesz­cze nie rozu­mie prze­ka­zu opo­wie­ści, pozwa­la na odczu­wa­nie empa­tii oraz posta­wie­nie się w sytu­acji innych osób dzię­ki neu­ro­nom lustrza­nym, jest więc waż­ne dla ćwi­cze­nia emo­cji i zdol­no­ści poznaw­czych, co przy­czy­nia się do ich roz­wi­ja­nia i wzmacniania.

Mózg mło­de­go czło­wie­ka roz­wi­ja się naj­le­piej w kon­tak­cie z inny­mi ludź­mi, a książ­ka jest pre­tek­stem do tego kon­tak­tu. War­to zatem poka­zy­wać dziec­ku książ­ki naj­póź­niej sześć mie­się­cy po naro­dzi­nach, co przy­czy­ni się do roz­wi­ja­nia jego mózgu, bo jest on pla­stycz­ny i szcze­gól­nie wraż­li­wy na wpływ w pierw­szych mie­sią­cach życia. Przy­go­dę tę nale­ży zacząć wspól­nie, bo wspól­ne czy­ta­nie na głos wspo­ma­ga roz­wój i wpły­wa na umie­jęt­no­ści inter­pre­ta­cji tek­stu. Dzie­ci, któ­rym rodzi­ce regu­lar­nie czy­ta­ją, w wie­ku trzech lat rozu­mie­ją dwa razy wię­cej słów niż ich rówie­śni­cy i są bar­dziej sta­bil­ne emo­cjo­nal­nie. Sys­te­ma­tycz­ne czy­ta­nie przy­czy­nia się tak­że do lep­szych osią­gnięć szkol­nych, sku­tecz­niej­szej komu­ni­ka­cji, zro­zu­mie­nia infor­ma­cji i kon­cep­cji, a tak­że roz­wo­ju umie­jęt­no­ści współ­pra­cy w gru­pie. Dla­te­go tak waż­ne jest tak­że to, by mło­dy czło­wiek nie znie­chę­cał się do czy­ta­nia — a o to nie­trud­no — i mógł sam się­gać po lek­tu­rę dopa­so­wa­ną do jego wie­dzy języ­ko­wej. Dzię­ki temu będzie mógł ćwi­czyć kon­cen­tra­cję, któ­rej defi­cy­ty zauwa­ża­my na każ­dym kro­ku pod­czas edu­ka­cyj­nej podró­ży, bo czy­ta­nie zwięk­sza samo­świa­do­mość, poma­ga roz­wią­zy­wać pro­ble­my, uczy myśle­nia kry­tycz­ne­go i spra­wo­wa­nia kon­tro­li nad wła­snym życiem, jest tak­że dosko­na­łą for­mą odpo­czyn­ku, gdy odczu­wa­my zmę­cze­nie nad­mia­rem bodźców.

Czy­tać trze­ba (sic!) już nowo­rod­kom, bo dzię­ki temu sty­mu­lu­je­my roz­wój ich mózgu, war­to też dawać im książ­ki do „czy­ta­nia” ręko­ma — nie brak dziś na ryn­ku ksią­że­czek sen­so­rycz­nych o odpo­wied­niej dla nie­mow­ląt mono­chro­ma­tycz­nej kolo­ry­sty­ce i z róż­no­rod­no­ścią struk­tur. Takie książ­ki prze­zna­czo­ne dla nie­mow­ląt i malu­chów do dru­gie­go roku życia to np. seria „Pierw­sze sło­wa. Aka­de­mia Mądre­go Dziec­ka”, któ­re dodat­ko­wo mają rucho­me ele­men­ty, wpły­wa­ją­ce na spraw­ność manu­al­ną. W „Warzy­wach” Natha­lie Cho­ux (wyd. Har­per­kids) — książ­ce kar­to­ni­ko­wej do czy­ta­nia i oglą­da­nia — dziec­ko pozna­je warzy­wa i kolo­ry, a przy tym może się bawić.

U małych dzie­ci czy­ta­nie im na głos poma­ga roz­wi­jać kon­cen­tra­cję, ćwi­czy umie­jęt­ność sku­pie­nia na zada­niu, uczy o świe­cie zewnętrz­nym i wewnętrz­nym dziec­ka — tłu­ma­czy emo­cje i zacho­wa­nia innych. Waż­ną zale­tą gło­śne­go czy­ta­nia jest kształ­to­wa­nie umie­jęt­no­ści języ­ko­wych dzię­ki osłu­chi­wa­niu się z popraw­ny­mi i zróż­ni­co­wa­ny­mi gra­ma­tycz­nie struk­tu­ra­mi języ­ko­wy­mi. Mło­dzi ludzie uczą się w ten spo­sób pre­cy­zo­wać myśli i two­rzyć zda­nia. Naśla­do­wa­nie dźwię­ków i tre­ści o dłu­go­ści jed­ne­go zda­nia, któ­re pozwa­la­ją na zaba­wę czy­ta­niem, oraz odszu­ki­wa­nie ele­men­tów gra­ficz­nych zapew­nia­ją kar­to­ni­ko­wo-fil­co­we książ­ki z serii „Aka­de­mia Mło­de­go Dziec­ka. Pozna­ję doty­kiem” prze­zna­czo­ne dla trzy­lat­ków. To lek­kie i kolo­ro­we wyda­nia z regi­stra­mi z wize­run­ka­mi zwie­rząt, któ­re uła­twia­ją prze­wra­ca­nie stron. „W lesie” czy „Na far­mie” (wyd. Har­per­kids) oprócz poka­zy­wa­nia zwie­rząt i ich śro­do­wi­ska zawie­ra­ją zada­nia, któ­re wyma­ga­ją od mło­de­go czy­tel­ni­ka sku­pie­nia i wska­za­nia pal­cem poszcze­gól­nych ele­men­tów lub poli­cze­nia zwie­rzą­tek uka­za­nych na stronie. 

Przed­szko­la­ki nie nudzą się książ­ka­mi, któ­re wyma­ga­ją od nich dodat­ko­wych aktyw­no­ści i poka­zu­ją, jak dzia­ła świat — odpo­wia­da­ją one bowiem na natu­ral­ną potrze­bę roz­wo­jo­wą dziec­ka, któ­re chce wie­dzieć i zada­je pyta­nia. Otwie­ra­ne okien­ka i prze­su­wa­ne ele­men­ty sty­mu­lu­ją moto­ry­kę małą, a kolo­ro­we ilu­stra­cje — wzrok. Ksią­żecz­ka „Małe zwie­rzę­ta. Aka­de­mia mądre­go dziec­ka. Kolo­ro­wy świat” (wyd. Har­per­kids) zawie­ra też pro­ste fak­ty o życiu pła­zów, owa­dów i małych ssa­ków, a więc odno­si się do fascy­nu­ją­ce­go świa­ta, któ­ry dziec­ko pozna­je tak­że w rzeczywistości. 

To praw­da, że jeśli ktoś dużo czy­ta, zwłasz­cza na głos, ma łatwość w pre­cy­zyj­nym for­mu­ło­wa­niu komu­ni­ka­tów, jego wypo­wie­dzi nie są mową-tra­wą, z któ­rą tak czę­sto wal­czę pod­czas warsz­ta­tów pisar­skich. Baw­my się zatem czy­ta­niem, modu­luj­my głos, pod­kła­daj­my sło­wa pod ilu­stra­cje, powta­rzaj­my te same fra­zy, roz­ma­wiaj­my o boha­te­rach, odpo­wia­daj­my na milio­no­we pyta­nia o przy­go­dy posta­ci — póź­niej będzie łatwiej, bo pię­cio­lat­ki zwy­kle są już w sta­nie wysłu­chać dłuż­szej czy­ta­nej opo­wie­ści, Waż­ne, by zadbać o to, by codzien­ne świę­ta książ­ki odby­wa­ły się w miłej atmos­fe­rze, w ten spo­sób zbu­du­je­my pozy­tyw­ne skojarzenia. 

Ostat­ni etap nauki czy­ta­nia, któ­ry nastę­pu­je po okre­sie syla­bi­zo­wa­nia, to czas samo­dziel­no­ści. Tek­sty na tym eta­pie powin­ny naśla­do­wać mowę, moż­na two­rzyć pod­pi­sy do ilu­stra­cji, wymy­ślać histo­rie, w któ­rych dziec­ko jest głów­nym boha­te­rem, lub sko­rzy­stać z goto­wych pomo­cy dydak­tycz­nych. Bar­dzo dobrą prak­ty­ką jest stop­nio­wa­nie trud­no­ści — tak jak w nauce języ­ków obcych, tak i przy czy­ta­niu w języ­ku rodzi­mym war­to zacząć od tek­stów, któ­re są dru­ko­wa­ne dużą czcion­ką i nie przy­tła­cza­ją nad­mia­rem słów. 

Feno­me­nem na pol­skim ryn­ku wydaw­ni­czym jest seria „Czy­tam sobie”, któ­rą nie tyl­ko  podzie­lo­no na trzy pozio­my trud­no­ści uwzględ­nia­ją­ce umie­jęt­no­ści języ­ko­we dziec­ka, lecz tak­że tema­tycz­nie dopa­so­wa­no do potrzeb roz­wo­jo­wych mło­de­go czło­wie­ka. Na tym eta­pie samo­dziel­no­ści książ­ki na pozio­mie pierw­szym zawie­ra­ją barw­nie ilu­stro­wa­ne histo­rie oraz krót­kie zda­nia wraz z uka­za­niem gło­skow­nia nowych wyra­zów. Opo­wie­ści te liczą od 150 do 200 słów. Czy­tel­ni­cy pozna­ją dzię­ki nim 23 pod­sta­wo­we gło­ski, a opo­wie­ści stwo­rzy­li dla nich zna­ko­mi­ci auto­rzy, np. Syl­wia Chut­nik, autor­ka zabaw­nej przy­go­dy o odkry­wa­niu wol­no­ści i wła­snej oso­bo­wo­ści pt. „Pudel na dys­ko­te­ce”, Rafał Witek, któ­ry napi­sał „Raj­do­wą kro­wę”, Kata­rzy­na Kozłow­ska i jej „Waka­cje Adel­ki”, a tak­że Anna Czer­wiń­ska-Rydel i opo­wieść „Zagraj to, Fry­de­ry­ku!”. Na koń­cu ksią­że­czek znaj­du­ją się naklej­ki z boha­te­ra­mi opo­wie­ści i moty­wu­ją­cy­mi zwro­ta­mi, np. „jestem super” albo „czy­tam sobie”, oraz zada­nia do spraw­dza­nia uważ­no­ści i kre­atyw­ne­go wyko­rzy­sta­nia historii. 

Następ­ny, dru­gi poziom to książ­ki dla tych dzie­ci, któ­re już same czy­ta­ją. Zda­nia są dłuż­sze, zło­żo­ne, ilu­stra­cje nie zaj­mu­ją już całych stron, a dym­ki z nowy­mi sło­wa­mi uka­zu­ją, jak dzie­li się je na syla­by. To opo­wie­ści od 800 do 900 wyra­zów, w któ­rych oprócz dotych­czas pozna­nych gło­sek docho­dzi tak­że „h”. Wśród tytu­łów war­to wymie­nić opo­wieść „Kar­to­fel i Werka Blo­ger­ka” Joan­ny Olech, pro­mu­ją­cą eko­lo­gicz­ne myśle­nie ksią­żecz­kę „Futu­ro­po­lis — mia­sto jutra” Joan­ny Jagieł­ło, wiel­ką przy­go­dę o poszu­ki­wa­niu swo­je­go miej­sca „Wyspa pira­ta Pro­ta­ze­go” Justy­ny Bed­na­rek czy tajem­ni­czą zagad­kę „Na tro­pie potwo­ra z Loch Ness” Zofii Staneckiej. 

Trze­ci poziom to tytu­ły dla samo­dziel­nie czy­ta­ją­cych, bo opo­wie­ści zawie­ra­ją od 2500 do 2800 słów, a ilu­stra­cje zawar­te w książ­kach poja­wia­ją się spo­ra­dycz­nie i są czar­no-bia­łe — to przy­go­to­wa­nie do obco­wa­nia z książ­ka­mi spo­za serii kształ­tu­ją­cej umie­jęt­no­ści czy­tel­ni­cze. Mło­dy czło­wiek może dzię­ki nim pozna­wać fak­ty, jak w „Kolum­bie. Cał­kiem innej histo­rii” Artu­ra Domo­sław­skie­go, roz­wi­jać zain­te­re­so­wa­nia filo­zo­ficz­ne, jak w „Spo­tka­niu z Filo­zo­fią” Toma­sza Sta­wi­szyń­skie­go (na jej pod­sta­wie powstał spek­takl w Klu­bie Kome­dio­wym), czy zain­spi­ro­wać się bez­tro­ski­mi zaba­wa­mi boha­ter­ki opo­wia­da­nia „Lola i pta­ki” Wio­let­ty Grze­go­rzew­skiej. Na koń­cu każ­dej z ksią­żek — oprócz nakle­jek i zadań, któ­re mło­dzi czy­tel­ni­cy zna­ją już z poprzed­nich serii — znaj­du­ją się słow­ni­ki trud­niej­szych wyrazów. 

Dla czy­tel­ni­ków powy­żej dzie­wią­te­go roku życia (jed­nak nale­ży pamię­tać, że roz­wój tak­że w tym zakre­sie jest kwe­stią indy­wi­du­al­ną) pole­cam serię „Czy­tam, bo lubię”. To książ­ki, któ­re są peł­ne zwro­tów akcji, uka­zu­ją istot­ne war­to­ści i są przy tym zabaw­ne. Tekst został w nich podzie­lo­ny na roz­dzia­ły, a czar­no-bia­łych ilu­stra­cji jest nie­wie­le, bo to lite­rac­ka przy­go­da dla wpra­wio­nych czy­tel­ni­ków. Pole­cam wyko­rzy­sty­wa­nie tych lek­tur tak­że pod­czas lek­cji szkol­nych, bo „Wierz­bo­wa 13” czer­pie z lite­ra­tu­ry fan­ta­sy i sło­wiań­skich mito­lo­gii, „Zapi­ski szczę­ścia­rza” – odwo­łu­ją się do kau­ka­skich legend, a „Sara, Kuba i roz­ró­ba” to nauka róż­nych form lite­rac­kich, takich jak notat­ki repor­ter­skie, listy, frag­men­ty dzieł nauko­wych czy stenogramy. 

Zachwy­ca mnie pomysł wydaw­nic­twa na dzia­ła­nia oko­ło­czy­tel­ni­cze, na stro­nie Czy​tam​so​bie​.pl zamiesz­czo­no sce­na­riu­sze lek­cji, naklej­ki, kolo­ro­wan­ki, wykre­ślan­ki, pla­ka­ty, listy moty­wa­cyj­ne do odha­cza­nia prze­czy­ta­nych ksią­żek i dyplo­my za samo­dziel­ną lek­tu­rę — naj­lep­szą meto­dą nauki jest pozy­tyw­ne wzmac­nia­nie i doce­nia­nie starań.

Czę­sto rodzi­ce pyta­ją mnie: czy jest recep­ta na nie­czy­ta­nie? Nie ma jed­ne­go spo­so­bu, trze­ba poznać indy­wi­du­al­ne zain­te­re­so­wa­nia czło­wie­ka i dobrać taką lite­ra­tu­rę, by go fascy­no­wa­ła, a nie nudzi­ła. Na pew­no wal­ka o zain­te­re­so­wa­nie czy­tel­nic­twem jest grą war­tą świecz­ki. Mam na swo­im kon­cie małe suk­ce­sy na tym polu i widzę, że jeden z nie­czy­ta­ją­cych uczniów z kore­pe­ty­cji zało­żył kon­to na Goodre​ads​.com i regu­lar­nie ozna­cza książ­ki, któ­re chce prze­czy­tać. Nie twier­dzę, że to tyl­ko moja zasłu­ga — ja tyl­ko zaczę­łam, a od jego mamy wiem też, że kole­żan­ka z kla­sy powie­dzia­ła, że nie uma­wia się z tymi, któ­rzy nie czy­ta­ją. W tej histo­rii widać, że pod­sta­wą roz­wi­ja­nia pasji czy­tel­ni­czej jest rela­cja — samot­ne czy­tel­nic­two, jako odskocz­nia od codzien­no­ści, doty­czy zwy­kle tych, któ­rych do lek­tur nie trze­ba zachę­cać. Moi mło­dzi rodzi­ce zro­bi­li w tej kwe­stii coś nie­sa­mo­wi­te­go: wytwo­rzy­li u mnie mecha­nizm książ­ko­wej nagro­dy — pew­nie dla­te­go w „Pięk­nej i Bestii” naj­pięk­niej­szą sce­ną była dla mnie ta, w któ­rej Bestia pozwo­lił Bel­li korzy­stać ze swo­jej biblio­te­ki. Jed­nak dla wszyst­kich tych, któ­rych nudzi lub męczy czy­ta­nie, waż­na jest inspi­ra­cja ze stro­ny nauczycielki/nauczyciela (wła­ści­wie tutaj moż­na pod­sta­wić jaką­kol­wiek oso­bę, któ­ra może być inte­re­su­ją­ca dla mło­de­go czło­wie­ka), ale by mogła ona zaist­nieć — potrzeb­na jest roz­mo­wa, z któ­rej pozna się zain­te­re­so­wa­nia. Dla­te­go tak bar­dzo cenię serię „Czy­tam sobie” i jej natu­ral­ną kon­ty­nu­ację „Czy­tam., bo lubię”, bo to nie tyl­ko tek­sty do nauki czy­ta­nia, lecz przede wszyst­kim — pozna­wa­nia świa­ta tak­że w for­mie zaba­wy. Wybór tytu­łów jest na tyle duży, że bez pro­ble­mu moż­na zna­leźć opo­wie­ści, któ­re odpo­wia­da­ją upodo­ba­niom dziecka: 

  • zain­te­re­so­wa­ni muzy­ką mogą się­gnąć po „Zagraj to, Fry­de­ry­ku!” o życiu Fry­de­ry­ka Cho­pi­na autor­stwa Anny Czerwińskiej-Rydel;

  • chęć do wio­sen­nych zabaw i nie­chęć do odra­bia­nia lek­cji to coś, co odczu­wa też boha­ter­ka książ­ki Kata­rzy­ny Kozłow­skiej „Waka­cje Adelki”; 

  • pirac­kie przy­go­dy i poszu­ki­wa­nie swo­je­go miej­sca to temat „Wyspy pira­ta Pro­ta­ze­go” Justy­ny Bednarek; 

  • lubią­cym tajem­ni­ce i zagad­ki pole­cam „Na tro­pie potwo­ra z Loch Ness” Zofii Staneckiej;

  • edu­ka­cję kli­ma­tycz­ną moż­na prze­pro­wa­dzić dzię­ki takim tytu­łom jak: „Awan­tu­ra w śmiet­ni­ku” Mar­ci­na Bara­na (nauka segre­go­wa­nia odpa­dów), „Po co wie­je wiatr” Rafa­ła Wit­ka (pozy­ski­wa­nie ener­gii natu­ral­nej), „Wiel­ki skarb” Mar­ci­na Sen­dec­kie­go (o wodzie), „Smog w cen­trum mia­sta” Doro­ty Łoskot-Cichoc­kiej (o wal­ce ze spa­li­na­mi) czy „Samot­ny banan” Syl­wii Maj­cher (opo­wieść o niemarnowaniu);

  • histo­rie o mitach, sta­ro­żyt­nej Gre­cji i filo­zo­fii opo­wia­da boha­ter­ka „Spo­tka­nia z Filo­zo­fią” Toma­sza Stawiszyńskiego;

  • jeśli chcesz wytre­so­wać swo­je­go smo­ka, się­gnij po legen­dę „O smo­ku spod Wawe­lu” Woj­cie­cha Widła­ka, a jeśli to jed­nak syren­ka war­szaw­ska wyda­je się cie­kaw­sza, jej histo­rię znaj­dziesz w „War­sie i Sawie” Woj­cie­cha Widłaka;

  • o akty­wi­za­cji osób star­szych dla tych, któ­rzy kocha­ją sport, jest opo­wieść „Baba Jaga na desko­rol­ce” Zbi­gnie­wa Dmi­tro­ca, a dla tych, któ­rzy naj­bar­dziej na świe­cie lubią grać w pił­kę — opo­wieść o Lewan­dow­skim „Lewy, gola” Rafa­ła Witka;

  • dla zafa­scy­no­wa­nych tele­fo­na­mi, apli­ka­cja­mi i inter­ne­tem odpo­wied­nia będzie „Chrap­ka na apkę” Jaro­sła­wa Kamiń­skie­go, któ­ra poka­zu­je, że war­to z nowych tech­no­lo­gii korzy­stać pod opie­ką dorosłych;

  • dla lubią­cych goto­wać jest pod­se­ria „Prze­pis” np. „Pora na pomi­do­ra (w zupie)” Justy­ny Bednarek;

  • dla tych, któ­rzy cią­gle pyta­ją, dla­cze­go coś się sta­ło, i fascy­nu­je ich świat, stwo­rzo­no pod­se­rię „Nauka” — to opo­wie­ści np. o pro­ce­sie fer­men­ta­cji jak w opo­wia­da­niu Justy­ny Bed­na­rek „Cuda z mle­ka. Pan­kra­cy i Tata­rak na tro­pie bakterii”;

  • jeśli two­je dziec­ko uwiel­bia fizy­kę i histo­rię, a tak­że opo­wie­ści o wyjąt­ko­wych posta­ciach, spodo­ba mu się „Jabł­ko New­to­na” Anny Czerwińskiej-Rydel; 

  • dla tych, któ­rzy inte­re­su­ją się nauką i kosmo­sem, są opo­wie­ści „Łazik na Księ­ży­cu. O Mie­czy­sła­wie Bek­ke­rze” Mie­czy­sła­wa Chla­sta, „Lem i zagad­ki kosmo­su” Mar­ci­na Bara­na albo „Pla­ne­ta pana Miko­ła­ja” Anny Czerwińskiej-Rydel;

  • przy­go­dę do nie­zwy­kłych miejsc na świe­cie moż­na odbyć z „Wypra­wą na bie­gun. O eks­pe­dy­cji Amund­se­na” Rafa­ła Witka;

  • a jeśli two­je dziec­ko kocha foki — jak Jani­na Bąk — to pole­cam peł­ną fak­tów opo­wieść „Figle w foka­rium. O fokach z Helu” Mar­ci­na Sendeckiego. 

To tyl­ko część ksią­żek z serii „Czy­tam sobie”, bo uka­za­ło się ich dotych­czas 128, co ozna­cza, że w cią­gu 10 lat sprze­da­no ponad 2 milio­ny egzem­pla­rzy, któ­re poło­żo­ne jeden na dru­gim mia­ły­by wyso­kość 42 war­szaw­skich Pała­ców Kultury!

Książ­ki z serii „Czy­tam sobie” odpo­wia­da­ją na potrze­by mło­dych ludzi, są tema­tycz­nie dopa­so­wa­ne do ich wie­ku roz­wo­jo­we­go, a to bar­dzo waż­ne, bo roz­mo­wa o lite­ra­tu­rze nie może być ode­rwa­na od życia. 

Wie­le słów na temat zalet czy­tel­nic­twa moż­na jesz­cze napi­sać, ale by ta wspa­nia­ła umie­jęt­ność nie zani­kła i by powsta­wa­ły kolej­ne poko­le­nia książ­ko­ho­li­ków, musi­my pamię­tać, że wzór idzie od doro­słych: nie wyma­gaj­my od dzie­ci, by czy­ta­ły sobie, jeśli nie widu­ją nas z książ­ką. A zatem — co dzi­siaj zaczniesz czytać?