Wydarzyło się coś niezwykłego: dziwidło olbrzymie zakwitło! W Ogrodzie Botanicznym UW mieliśmy (kolejki do 3 w nocy) możliwość zaobserwowania tego niezwykłego zjawiska, kwiat który wydziela zapach padliny, kwitnie dobę i wytwarza ciepło. Zapewne już wiele o tym przeczytał_ś, ale czy rozważał_ś nazwę łacińską tej rośliny? Amorphophallus Titanum, czyli amorphos – krzywy, phallos – penis, titanum – olbrzymi, a po polsku dziwidło olbrzymie (chwila ciszy). Przy okazji, w dniu rozkwitu lingwistka Martyna Faustyna Zachorska przypomniała skandal językowy w Michigan z 2012 r. Wówczas polityczka Lisa Brown przedstawiała propozycję zaostrzenia prawa aborcyjnego, w wyniku przepychanek słownych i podnoszenie głosu przez przewodniczącego, odpowiedziała “miło, że zajmuje się Pan moją waginą, ale nie znaczy nie”. Oczywiście dostała zakaz wypowiadania się w tym i kolejnych procesowaniach, który był argumentowany naruszeniem decorum, użyciem wulgarnego słowa, którego “nie ośmielę się powtórzyć w obecności kobiet, a nawet wśród mieszanego towarzystwa”. I co teraz? Tutaj kwiat phallos titanum, a tu wulgarna wagina?
Spytano mnie, co o tym sądzę, a dla mnie jest to takie samo słowo jak ucho, czy łokieć. Wagina i penis są nazwami zaczerpniętymi z dyskursu medycznego. Ich odpowiedniki w normatywnym języku potocznym to: pochwa oraz prącie. To nazwy neutralne, wolne od stygmatyzacji i nacechowania ideologicznego. Określenia te skupiają się na anatomicznym aspekcie genitaliów; są pozbawione konotacji. Czy istnieją odpowiednie zamienniki słów wagina i penis? Najlepszym rozwiązaniem jest nazywanie rzeczy po imieniu. W kulturze zakorzenione jest poczucie wstydu związane z mówieniem o genitaliach, dlatego bardzo często pojawiają się strategie związane z używaniem (często wulgarnych) synonimów. A jakich nazw uczymy dzieci? Stosujemy określenia infantylizujące, a później w bajce używają słowa “muszelka”, a dziecko dostaje ataku śmiechu, bo usłyszało słowo, które rodzice wypowiadali ściszonym głosem. Nazwy ciała, które są nienazywalne, wydają się zatem gorsze, to nie dzieci mają z nimi problem, lecz dorośli. Im więcej przekażemy wiedzy o cielesności, tym bezpieczniejsze będzie zetknięcie ze światem, mówienie o granicach i szacunku do własnego ciała.
Dość często pojawiają się głosy, że otwarte mówienie o waginie oraz penisie w przestrzeni publicznej jest próbą seksualizacji społeczeństwa. Należy jednak pamiętać, że te określenia pochodzą z języka medycznego. Są wypowiadane z perspektywy czysto funkcjonalnej.
Tak samo jak lekarz, wykonując niezbędny zabieg na penisie lub waginie, nie dokonuje aktu seksualnego i nie spogląda na narządy intymne przez pryzmat pożądania, tak społeczeństwo nie zachęca do stosunku poprzez mówienie wprost o pochwie i prąciu.
Głosy oburzenia względem waginy lub penisa wynikają z głęboko zakorzenionego wstydu i są próbą podtrzymania status quo – sytuacji, w której
genitalia są tematem tabu. Osoby zakazujące używania tych określeń w
przestrzeni publicznej wprowadzają tym samym podział ciała człowieka na części,
o których można mówić w sposób neutralny i służą podstawowym ludzkim
czynnościom (ręka, nos, kolano) oraz te, które są nacechowane ideologicznie
(pochwa, prącie). Takie podejście prowadzi także do tabuizacji stosunku
seksualnego i stwarzania sytuacji, w której wykonywanie tej czynności jest
powodem do wstydu (a nie jest – seks to normalna czynność w życiu człowieka).
Coś się zmieniło w społeczeństwie dzięki pandemii – pojawia się
świadomość ciała; normalność. Walczymy też z narzucaniem absurdalnych reguł,
które seksualizują ciało i odbierają mu prawo do najważniejszego zadania:
utrzymywania nas przy życiu. Naprawdę nie zawsze chodzi o seks i pieniądze.
Chcę wierzyć, że teraz chodzi o zdrowie. Wzrasta też czujność wobec informacji
podawanych przez media, które jednak często są opiniami lub clickbaitami.
Uważność nie służy już tylko do odpoczynku i bycia tu i teraz, lecz także do
krytycznego rozważania strategii marketingowych. Coraz mniej młodych
ludzi chce kupować nowe ubrania, wybierają używane; nie chcą kupić trampek
znanej marki, która z okazji Miesiąca Dumy wypuszcza tęczową serię unisex, a
przy ich zamawianiu każe wybrać płeć; nie popierają firm promujących się
hasłami EKO, WEGE, BIO, jeśli nie sprawdzą ich działań prospołecznych.
Mam tylko nadzieję, że moda na czujność nie odbierze nam słodkiej naiwności
poznawania świata i że będziemy uczyć się o tym, jak być dobrymi dla innych i
siebie.