Co zna­czy Holo­kaust, Szoa, zagłada?

Ter­min Holo­kaust pocho­dzi z gre­ki i ozna­cza „ofia­rę spa­lo­ną w cało­ści” oraz olbrzy­mie znisz­cze­nia wywo­ła­ne ogniem lub inny­mi nad­ludz­ki­mi siła­mi. Uży­wa­ny jest do okre­śle­nia ludo­bój­stwa Żydów prze­pro­wa­dzo­ne­go przez nazi­stow­skie Niem­cy w cza­sie II woj­ny światowej.

Ist­nie­je rów­nież hebraj­skie sfor­mu­ło­wa­nie Szoa, któ­re ma korze­nie biblij­ne i ozna­cza ruinę i spu­sto­sze­nie, któ­re poja­wia się m.in. w Księ­dze Hio­ba. Cho­ciaż oba poję­cia mają pocho­dze­nie reli­gij­ne, to Holo­kaust ozna­cza ofia­rę skła­da­ną na ołta­rzu, a zatem dobro­wol­ną, Szoa odno­si się zaś do kary zsy­ła­nej przez Boga. Jeże­li w takim razie szu­ka­my neu­tral­ne­go poję­cia, pro­po­nu­ję uży­cie sło­wa zagłada.

Zawsze, kie­dy uży­wa­my Szoa albo Holo­kaust, uni­kaj­my nie­for­tun­nych kalek z angiel­skie­go (Holo­caust, Sho­ah, Szo­ah, Shoa).

Jak uczyć dzie­ci o  zagładzie? 

Uwa­żam, że z mło­dzie­żą moż­na roz­ma­wiać o  zagła­dzie tyl­ko przy poda­wa­niu kon­tek­stów (histo­rycz­ne­go, kul­tu­ro­we­go). Szcze­gól­nie gdy mówi­my o mło­dych ludziach,  koniecz­nie musi­my mieć na uwa­dzę ich wraż­li­wość, ponie­waż zbyt duże napię­cie emo­cjo­nal­ne zabu­rzy pro­ce­sy poznaw­cze. Naj­młod­si powin­ni zatem pozna­wać spra­wy zwią­za­ne z woj­ną w kate­go­riach dobra i zła.

Koniecz­ne wyda­je się mówie­nie o zagła­dzie z uwzględ­nie­niem pojęć gra­nicz­nych i egzy­sten­cjal­nych takich jak spra­wie­dli­wość i nie­spra­wie­dli­wość, koniecz­ność uciecz­ki i bez­pie­czeń­stwo, szu­ka­nie i ofe­ro­wa­nie pomo­cy. Do takich lek­cji pole­cam dostęp­ną za dar­mo publi­ka­cję: „PRZYGODY INNEGO. BAJKIEDUKACJI MIĘDZYKULTUROWEJ” powsta­łą pod redak­cją Anny Młynarczuk‑Sokołowskiej, Kata­rzy­ny Szostak‑Król i Kata­rzy­ny Potoniec.

Inte­re­su­ją­cy­mi pozy­cja­mi książ­ko­wy­mi, któ­re są dostęp­ne dla mło­dych czy­tel­ni­ków, są opo­wia­da­nia, któ­re przez for­mę, deli­kat­nie i nie­dra­stycz­nie uka­zu­ją ludz­kie tra­ge­die wojen­ne. Przede wszyst­kim pole­cam „CZY WOJNA JEST DLA DZIEWCZYN?” autor­stwa Paw­ła Berę­se­wi­cza oraz „ZAKLĘCIE NA »W«” Micha­ła Rusinka. 

Tym, co mnie cie­szy, jest fakt, że na ryku wydaw­ni­czym w Pol­sce jest tak wie­le ksią­żek dla mło­dych czy­tel­ni­ków, w któ­rych woj­na uka­za­na jest jako zło, a udział w niej — nie jako boha­ter­stwo, a naj­gor­sze z doświad­czeń. Nie ma glo­ry­fi­ka­cji boha­ter­stwa z bro­nią w dło­ni, nie ma zachwy­tów nad umie­ra­niem za dru­gie­go czło­wie­ka. Jed­no­cze­śnie nie brak też histo­rii, któ­re uka­zu­ją oso­by odzna­czo­ne meda­lem Spra­wie­dli­wy wśród Naro­dów Świa­ta. Jed­ną z takich lek­tur jest wyda­na przez wydaw­nic­two Lite­ra­tu­ra książ­ka Rena­ty Piąt­kow­skiej (z ilu­stra­cja­mi Macie­ja Szy­ma­now­skie­go) „Wszyst­kie moje mamy, któ­ra jest opo­wie­ścią sędzi­we­go już pana, Szy­mo­na Bau­ma­na, o tym ile w życiu miał mam i jak uda­ło mu się prze­żyć woj­nę i wydo­stać z get­ta dzię­ki temu, że pani Jolan­ta zaopie­ko­wa­ła się nim i znaj­do­wa­ła mu adop­cyj­ne domy. Bar­dzo wzru­szy­ła mnie ta histo­ria, w któ­rej z zacho­wa­niem wiel­kiej wraż­li­wo­ści, a przy tym z trak­to­wa­niem mło­de­go czy­tel­ni­ka z sza­cun­kiem i nale­ży­tą powa­gą uka­za­no realia życia w get­cie i kon­se­kwen­cje nie­no­sze­nia opa­ski z gwiaz­dą. Na doda­tek autor­ka stwo­rzy­ła opo­wieść o Ire­nie Sen­dle­ro­wej, w któ­rej uka­za­no  ją jako skrom­ną kobie­tę, któ­ra nie zabie­ga­ła o roz­głos i gdy­by nie ame­ry­kań­ska sztu­ka teatral­na “Życie w sło­iku”, świat nie dowie­dział­by się o jej działaniach. 

Uni­kaj­my wywo­ły­wa­nia skraj­nych emocji

To waż­ne, by nie wzbu­dzać w dzie­ciach i mło­dzie­ży skraj­nych emo­cjo­nal­nych reak­cji, ponie­waż to zabu­rza ich pro­ce­sy poznaw­cze  —  pod­kre­ślam to ponow­nie, ponie­waż każ­da nauka musi mieć jasny cel. Zamiast tego war­to wpro­wa­dzać tre­ści i meto­dy dosto­so­wa­ne do wie­ku. Na pew­no nie moż­na sobie pozwo­lić na rekon­struk­cje i odtwa­rza­nie histo­rii, bo to może wywo­łać reak­cję utoż­sa­mie­nia się z posta­cią, któ­ra dozna­ła krzyw­dy wojen­nej. Pamię­taj­my, że na tym eta­pie roz­wo­jo­wym ludzie nie mają jesz­cze mecha­ni­zmów samo­kon­tro­li emo­cji, do tego czę­sto histo­rie prze­czy­ta­ne czy obej­rza­ne wywo­łu­ją w nich takie emo­cje, jak wte­dy, gdy­by sami byli świad­ka­mi tych wyda­rzeń. Zamiast tego pozwól­my — jako opie­ku­no­wie lub nauczy­cie­le — na wymia­nę reflek­sji i roz­mo­wy o emo­cjach. Klu­czem do lek­cji o zagła­dzie jest na pew­no utoż­sa­mie­nie woj­ny ze złem, nie ma zna­cze­nia, kto ją wywo­łał i z jakie­go powo­du, na pew­no nie powin­no się też wpro­wa­dzać nar­ra­cji, w któ­rej była­by utoż­sa­mia­na z boha­ter­stwem, przy­go­dą czy miło­ścią do ojczy­zny — a nie­ste­ty szkol­ne ana­li­zy mają takie zabar­wie­nie. Waż­ne jest też to, by uni­kać ste­reo­ty­pów o np. o tym, że wszy­scy Niem­cy byli źli. Przy oma­wia­niu tema­tów histo­rycz­nych, doty­czą­cych woj­ny czy zagła­dy waż­ne jest też to, by nie­ustan­nie zada­wać pyta­nia spraw­dza­ją­ce, jak dziec­ko rozu­mie daną histo­rię, jakie jest jej prze­sła­nie, czy wie, jakie były moty­wy dzia­łań ówcze­snych ludzi.

Asiu­nia” Joan­ny Papu­ziń­skiej (wydaw­nic­two Lite­ra­tu­ra) z ilu­stra­cja­mi Macie­ja Szy­ma­no­wi­cza to opo­wieść o woj­nie prze­zna­czo­na dla czy­tel­ni­ków od 7 roku życia, pro­sta, krót­ka histo­ria dziew­czyn­ki, któ­ra nagle tra­ci dom i mamę, musi miesz­kać w róż­nych miej­scach i cią­gle ucie­kać, a wszyst­kie nie­do­god­no­ści są tłu­ma­czo­ne przez doro­słych jed­nym sło­wem: „woj­na”. Nie ma tu dra­stycz­nych opi­sów, finał też — o ile to moż­li­we — jest pozy­tyw­ny, kom­po­zy­cyj­nie książ­ka spra­wia wra­że­nie nie­do­koń­czo­nej i cha­otycz­nej — sce­ny nie łączą się ze sobą, raz prze­wa­ża­ją w nich uczu­cia, dru­gi — wyda­rze­nia bez związ­ku z fabu­łą,  jed­nak pisa­nie na temat obra­zów woj­ny i zagła­dy ze wzglę­du na temat zawsze będzie fragmentaryczne. 

W 2012 roku w wydaw­nic­twie Mucho­mor poja­wi­ła się wzru­sza­ją­ca opo­wieść dla czy­tel­ni­ków od 8 do 11 lat, czy­li „XY” Joan­ny Rud­niań­skiej. Losy dwóch sióstr bliź­nia­czek zosta­ły wzno­wio­ne dzie­sięć lat póź­niej, a więc w 2022 roku, pod tytu­łem „Hania i Hania” z ilu­stra­cja­mi Ewy Beniak-Harem­skiej, to baśnio­wa opo­wieść o dziew­czyn­kach, któ­re od razu po uro­dze­niu zosta­ły odda­ne pustel­ni­cy, któ­ra obie­ca­ła zapew­nić im dobre życie. Dziew­czyn­ki zosta­ły adop­to­wa­ne przez dwie rodzi­ny, któ­re prze­nio­sły się z Pod­la­sia do War­sza­wy i posta­no­wi­ły nigdy ze sobą nie kon­tak­to­wać. Obie — zrzą­dze­niem losu — nazwa­no Han­na­mi, żyły szczę­śli­we w dobrych domach i nie wie­dzia­ły o swo­im ist­nie­niu, ale jed­na z nich wycho­wy­wa­ła się w żydow­skiej rodzi­nie, co sta­ło się zna­czą­ce, gdy wybu­chła woj­na, wów­czas zosta­ła ozna­ko­wa­na i musia­ła prze­pro­wa­dzić się do get­ta. Dru­ga Hania dostrze­gła ją, niczym swo­je lustrza­ne odbi­cie, gdy jecha­ła tram­wa­jem, wte­dy też dowie­dzia­ła się o swo­im pocho­dze­niu. Jest to histo­ria o wiel­kiej trau­mie zwią­za­nej ze śmier­cią rodzi­ny w get­cie, byciu sie­ro­tą, a przy tym magicz­na opo­wieść o rów­no­ści, jakiej nie dostrze­ga­ją prze­siąk­nię­ci stra­chem doro­śli. Cho­ciaż począ­tek wyda­je się trud­ny dla tak mło­dych czy­tel­ni­ków, osta­tecz­nie losy dziew­czy­nek się spla­ta­ją i obie zosta­ją obda­ro­wa­ne miło­ścią. For­ma, w jakiej zamknię­to histo­rię, zosta­ła stwo­rzo­na z myślą o mło­dym czy­tel­ni­ku i podzie­lo­na na 40 kil­ku­na­stoz­da­nio­wych roz­dzia­łów, w któ­rych nie ma nad­mia­ru, a opi­sy spro­wa­dza­ją się do pod­kre­śle­nia jedy­nie meta­fi­zycz­nych aspek­tów opowieści. 

Dla dzie­ci w wie­ku od 10 lat pole­cam tak­że „Kot­kę Bry­gi­dy”, kolej­ną powieść Joan­ny Rud­niań­skiej, autor­ki odzna­czo­nej mię­dzy inny­mi Mię­dzy­na­ro­do­wą Nagro­dą imie­nia Janu­sza Kor­cza­ka. To już zna­na pozy­cja w szko­łach pod­sta­wo­wych, wydaw­nic­two Mucho­mor nie­daw­no wzno­wi­ło nakład, więc mamy już trze­cie wyda­nie tej zain­spi­ro­wa­nej życiem rodzi­ny autor­ki powie­ści o miesz­kań­cach war­szaw­skiej, wie­lo­kul­tu­ro­wej Pra­gi i dora­sta­niu w trak­cie woj­ny. Jest w niej wie­le pięk­na: Hele­na, głów­na boha­ter­ka, żyła w tyglu kul­tu­ro­wym, zamiesz­ki­wa­nym przez trzech Bogów: kato­lic­kie­go, pra­wo­sław­ne­go i żydow­skie­go, była więc prze­ko­na­na, że nigdy nic złe­go się nie sta­nie, aż wybu­chła woj­na, któ­ra nazna­czy­ła ją na całe życie i spra­wi­ła, że nawet jako doro­sła kobie­ta, mie­rzy­ła się ze skut­ka­mi trau­my, cho­ciaż prze­ży­ła ją bez zadra­śnię­cia, gło­du, bie­dy, oto­czo­na miło­ścią — głów­nie jako obser­wa­tor­ka, patrzą­ca na czer­wo­ną łunę nad mia­stem. Nie jest to łatwa i jed­no­znacz­na powieść, nie ma w niej podzia­łów na dobrych i złych, nie poka­za­no, jak nale­ży się zacho­wy­wać i czym jest boha­ter­stwo, wręcz prze­ciw­nie — nawet udzie­la­nia pomo­cy trze­ba się wsty­dzić, brak tu też jed­no­znacz­nych odpo­wie­dzi, czy poma­ga­ją­cy robi­li to bez­in­te­re­so­wa­nie. Woj­na zmie­ni­ła wszyst­ko: wujek Eryk od cze­ko­la­dek nagle jest w SS, a pra­cow­nik ojca, ulu­bio­ny pan Kamil — Żydem; wie­le osób zagi­nę­ło, inni wyje­cha­li — wszy­scy two­rzą swo­ją nar­ra­cję o tych cza­sach. Pozna­je­my te wyda­rze­nia z punk­tu widze­nia dziec­ka — boha­ter­ki, któ­ra dora­sta na naszych oczach, oraz kota, o któ­rym zawsze marzy­ła i któ­re­go otrzy­ma­ła w spad­ku po sąsiad­ce zamknię­tej w get­cie. Opo­wieść jed­nak się roz­ra­sta i nie mówi tyl­ko o woj­nie, trak­tu­je o rodzi­nie, samot­nej sta­ro­ści, mat­ce, któ­ra nie cało­wa­ła cór­ki, bo star­ła­by maki­jaż i po latach rato­wa­nia z ojcem Żydów — wyje­cha­ła, by zostać żoną SS-mana. Zakoń­cze­nie jest szyb­kie, nie pły­nie tak, jak nar­ra­cja o woj­nie, co mnie jako doro­słej czy­tel­nicz­ce prze­szka­dza­ło, jed­nak uwy­pu­kla ono myśl, że życie po woj­nie dla ludzi, któ­rzy jej doświad­czy­li, było już tyl­ko zbio­rem kadrów, któ­rych real­no­ści trud­no dowieść.

Bar­dzo cen­ną opo­wie­ścią jest też „BEZSENNOŚĆ JUTKI” Doro­ty Com­brzyń­skiej-Noga­li, któ­ra opo­wia­da o prze­ży­ciach osie­ro­co­nej Jut­ki w Łódz­kim getcie.

Mówi­łam o uni­ka­niu boha­ter­stwa, jed­nak posta­ci kobie­cych w tych nar­ra­cjach nam czę­sto bra­ku­je, a tę lukę wypeł­nia oso­ba Ire­ny Sen­dle­ro­wej i jej losy uka­za­ne w róż­nych tek­stach kul­tu­ry. Pole­cam książ­kę, któ­ra mnie urze­kła, zna­la­złam ją w Legi­mi i ją wyda­ło Wydaw­nic­two Lite­ra­tu­ra, któ­re ma na pol­skim ryn­ku wydaw­ni­czym naj­wię­cej ksią­żek o zagła­dzie skie­ro­wa­nych dla mło­dych czy­tel­ni­ków, a mowa o powie­ści Anny Czer­wiń­skiej-Rydel „LISTYBUTELCE. OPOWIEŚĆIRENIE SENDLEROWEJ”. Pięk­nie napi­sa­na, wzru­sza­ją­ca, ale jed­nak bio­gra­ficz­na i uka­zu­ją­ca kalen­da­rium życia Ire­ny Sen­dle­ro­wej i… kalen­da­rium życia w Pol­sce od 1910 roku do 2008 roku, czy­li od naro­dzin do śmier­ci sio­stry Jolan­ty. W książ­ce wspo­mnia­no wie­le wypo­wie­dzi pani Ire­ny oraz Szy­mo­na Płó­cien­ni­ka, pięt­na­sto­lat­ka, któ­ry napi­sał do niej list, a póź­niej zgło­sił ją do Orde­ru Uśmie­chu. Jest tu dużo fak­tów, ale bez uka­za­nia okru­cieństw, mówi się o prze­słu­cha­niach, jed­nak ich obra­zy nie pora­ża­ją natu­ra­li­zmem. Ze wzglę­du na dłu­gość i szcze­gó­ło­wość pole­cam czy­tel­ni­kom, któ­rzy mają ok. 10 lat. 

Mniej dostęp­ne pozy­cje to opo­wieść Bat­sze­wy Dagan, jed­nej z oca­la­łych „CO WYDARZYŁO SIĘCZASIE ZAGŁADY. OPOWIEŚĆ RYMOWANA DLA DZIECI, KTÓRE WIEDZIEĆ” oraz uka­zu­ją­ce emo­cje towa­rzy­szą­ce świad­kom zagła­dy poezje Abra­ma Cytry­na, któ­re­go tom poetyc­ki został zaty­tu­ło­wa­ny „Pra­gnę żyć”, autor, gdy spi­sy­wał wier­sze, miał 12 lat, uro­dził się w 1927 roku i wraz z rodzi­ną został prze­sie­dlo­ny do łódz­kie­go getta.

Z mło­dy­mi nastolatkami

Mło­dzi nasto­lat­ko­wie dowia­du­ją się o spo­łecz­no­ści żydow­skiej przy oka­zji lek­cji histo­rii, pozna­ją wów­czas oko­licz­no­ści wybu­chu II woj­ny świa­to­wej i pro­ces stop­nio­wej dys­kry­mi­na­cji poszcze­gól­nych grup. Oca­lo­na z Holo­kau­stu, Bat­sze­wa Dagan, więź­niar­ka obo­zu w Auschwitz twier­dzi jed­nak, że:

— Euro­pa się spóź­nia, twier­dząc, że o  zagła­dzie moż­na mówić dzie­ciom od 14. roku życia. To za póź­no — dzie­ci są wte­dy zain­te­re­so­wa­ne wła­snym cia­łem, zacho­dzą­cy­mi zmia­na­mi fizjo­lo­gicz­ny­mi. Odkry­wa­ją ten świat, inte­re­su­je ich to, jaką pozy­cję w gru­pie zaj­mu­ją. I nagle wte­dy wsa­dza się im taką bom­bę — infor­ma­cję o Holo­kau­ście. Jest już za póź­no, to zły moment.

Waż­ne jest zatem, żeby nie infan­ty­li­zo­wać tej tra­ge­dii, ale jed­no­cze­śnie nie obar­czać dzie­ci szcze­gó­ło­wy­mi opi­sa­mi. Sztu­ka może być dobrym nośni­kiem opo­wia­da­nia o zagła­dzie i trze­ba ją wpro­wa­dzać jesz­cze zanim zacznie się nauka histo­rii. Mimo to poja­wia­ją się książ­ki, któ­re nokau­tu­ją emo­cjo­nal­nie nawet doro­słych, a mam na myśli prze­zna­czo­ną dla pięt­na­sto­let­nich odbior­ców ksią­żecz­kę o obo­zie dla pol­skich dzie­ci w Łodzi, stwo­rzo­ną przez Rena­tę Piąt­kow­ską „DZIECI, KTÓRYCH NIE MA”. Autor­ka zre­zy­gno­wa­ła z komen­to­wa­nia wyda­rzeń, opi­su­je cykl życia dziec­ka, któ­ry tra­fia do obo­zu — porów­na­nia są bru­tal­ne i obra­zo­we, nar­ra­cja skró­to­wa, wymie­nia­ne są kolej­ne tor­tu­ry sto­so­wa­ne na dzie­ciach, ale tyl­ko one są tu bez­i­mien­ne (poza Tere­nią), eses­ma­ni zosta­li wymie­nie­ni z imie­nia i nazwi­ska (we wstę­pie autor­ka rela­cjo­nu­je ich losy i pisze o wyro­kach). Wstrzą­sa­ją­ca lek­tu­ra prze­mo­cy psy­chicz­nej i fizycz­nej sto­so­wa­nej przez sady­stów na dzie­ciach — nawet tych dwu­let­nich. Nawet doro­śli nie są goto­wi na tę histo­rię, cho­ciaż zda­rzy­ła się naprawdę. 

Doro­śli myślą sło­wem, a dzie­ci — obra­zem — to gene­ra­li­za­cja, ale zwy­kle ta nauka przez obra­zy zosta­je w pamię­ci na dłu­żej. Nie uwa­żam, że fil­my doku­men­tal­ne są na tym eta­pie roz­wo­jo­wym dobrym roz­wią­za­niem, zdję­cia też mogą być zbyt trud­ny­mi do prze­ży­cia emo­cjo­nal­ne­go wyzwa­nia­mi. Dla­te­go do wpro­wa­dze­nia tema­ty­ki zwią­za­nej z zagła­dą pro­po­nu­ję powieść gra­ficz­ną, np. komik­so­wą wer­sję „DZIENNIKA ANNE FRANK”.

Do 16 roku życia nie zale­ca się też odwie­dza­nia miejsc pamię­ci po byłych obo­zach kon­cen­tra­cyj­nych i obo­zach zagła­dy. Jeże­li mło­dzi nasto­lat­ko­wie pyta­ją o dra­stycz­ne spra­wy zwią­za­ne z woj­ną, nie powin­ni­śmy poda­wać szcze­gó­łów, lepiej odpo­wia­dać uogól­nia­jąc, stwier­dzić, że zapew­ne więk­szość rodzi­ny boha­te­rów zgi­nę­ła. Nie sta­raj­my się na siłę docie­rać do wyobraź­ni, spra­wiać by na pew­no mło­dzi ludzie poczu­li ogrom tra­ge­dii, nie poda­waj­my szcze­gó­łów doty­czą­cych śmier­ci w komo­rze gazo­wej czy maso­wych egze­ku­cji. Istot­ne jest też to, by nie zosta­wić uczniów szko­ły pod­sta­wo­wej z tymi histo­ria­mi i emo­cja­mi bez zakoń­cze­nia. Koniecz­ne jest pod­su­mo­wa­nie roz­wa­żań i stwier­dze­nie, że tak już było i teraz musi­my wszy­scy się sta­rać, by sytu­acja się nie powtó­rzy­ła, dla­te­go pamięć o tych wyda­rze­niach jest nam potrzebna. 

Mło­dzież licealna

Coraz mniej jest z nami Oca­lo­nych, dla­te­go każ­da oka­zja na spo­tka­nie ze świad­ka­mi histo­rii jest bez­cen­na. To waż­ne, żeby ofia­ry Holo­kau­stu upa­mięt­nić z sza­cun­kiem i pozwo­lić mło­dzie­ży na pozna­nie auten­tycz­nych świadectw.

Popkul­tu­ra pro­po­nu­je już wie­le fik­cyj­nych prób zapre­zen­to­wa­nia zagła­dy na ekra­nie. Film „Życie jest pięk­ne” Rober­ta Beni­gnie­go opo­wia­da histo­rię Guido, któ­ry z rodzi­ną tra­fia do obo­zu kon­cen­tra­cyj­ne­go. By oszczę­dzić syno­wi trau­ma­tycz­nych prze­żyć, prze­ko­nu­je go, że wszyst­ko jest zakro­jo­ną na sze­ro­ką ska­lę grą terenową.

Książ­ka „Aryt­me­ty­ka dia­bła” i fil­mo­wa ekra­ni­za­cja o tym samym tytu­le przed­sta­wia­ją histo­rię nasto­let­niej Han­nah, któ­ra nie chce uczest­ni­czyć w rodzin­nej kola­cji z oka­zji Pas­chy. Dziew­czy­nę nużą opo­wie­ści bli­skich o Holo­kau­ście. W cza­sie uro­czy­stej kola­cji, kie­dy rodzi­na pro­si ją o tra­dy­cyj­ne otwo­rze­nie drzwi, prze­no­si się w cza­sie do 1942 roku, do oku­po­wa­nej przez nazi­stów Pol­ski, gdzie wszy­scy nazy­wa­ją ją Cha­ją. Wkrót­ce razem z miesz­kań­ca­mi wsi zosta­je wywie­zio­na do obo­zu koncentracyjnego.

Wypa­da zadać sobie pyta­nie, czy fil­my takie jak ŻYCIE JEST PIĘKNE i „ARYTMETYKA DIABŁA”, mogą być wstę­pem do roz­mo­wy o zagła­dzie? Jeże­li zde­cy­du­je­my się na przed­sta­wie­nie mło­dzie­ży podob­nych obra­zów, waż­ne jest, aby uwzględ­nić róż­ni­ce pomię­dzy fil­mo­wą i lite­rac­ką fik­cją a rze­czy­wi­sty­mi wyda­rze­nia­mi. Nie ma nic gor­sze­go dla pamię­ci histo­rycz­nej niż obec­na ten­den­cja do osa­dza­nia akcji powie­ści w cza­sach zagła­dy, co czę­sto jest tyl­ko wyko­rzy­sta­niem tła histo­rycz­ne­go, by auto­rzy nie musie­li budo­wać świa­ta przed­sta­wio­ne­go od pod­staw, jed­no­cze­śnie zysku­ją wte­dy pew­ność, że opi­sa­ne przez nich histo­rie będą poru­sza­ły emo­cjo­nal­nie. Jacek Deh­nel nazwał to zja­wi­sko „CZARNYM DISNEYLANDEM”, a kry­tycz­na lite­rac­ka  —  JUSTYNA SOBOLEWSKA  —  pisa­ła wie­lo­krot­nie o nie­au­ten­tycz­no­ści, fik­cyj­no­ści i prze­mie­nia­niu fak­tów histo­rycz­nych w powie­ściach, któ­re mówią o nauczy­ciel­kach, pie­lę­gniar­kach, tatu­aży­stach czy miło­ściach w obo­zach. Może zatem bez­piecz­niej będzie znów się­gnąć po powie­ści gra­ficz­ne — np. o Ire­nie Sen­dle­ro­wej, OBEJMUJĄCE KILKA TOMÓW KSIĄŻKI STWORZONE PRZEZ Jeana Davi­da Morva­na i Séve­ri­ne Tréfo­uël, czy kul­to­wy już komiks Arta Spie­gel­ma­na „MAUS”. 

Jed­ną z nich, któ­rą moż­na wyko­rzy­stać w roz­mo­wach z oso­ba­mi w szko­le ponad­pod­sta­wo­wej, jest komiks Miche­la Kich­ki „Dru­gie poko­le­nie. Cze­go nie powie­dzia­łem moje­mu ojcu” wyda­ny w Pol­sce w tłu­ma­cze­niu Karo­li­ny Czer­skiej przez Muzeum Sztu­ki Współ­cze­snej w Kra­ko­wie — MOCAK. Autor roz­po­czy­na auto­bio­gra­ficz­ną opo­wieść od listu do czy­tel­ni­ków, w któ­rym ujaw­nia, że w szko­le pod­sta­wo­wej dowie­dział się, że jest Żydem, dotąd miał się po pro­stu za Bel­ga. Dopie­ro mając 20 lat i miesz­ka­jąc w Izra­elu, odkrył swo­ją toż­sa­mość — jako Asz­ke­na­zyj­czyk i Polak. Dowie­dział się wów­czas, że rodzi­na mat­ki pocho­dzi­ła z Czę­sto­cho­wy, a ojca z Łodzi i obie ucie­kły do Bel­gii w mię­dzy­woj­niu, jed­nak bli­scy ojca zgi­nę­ła w Shoa. W domu nikt nie mówił po pol­sku, jego ojciec miał z nim jedy­nie złe, anty­se­mic­kie sko­ja­rze­nia. Dopie­ro w 2015 roku — trzy poko­le­nia — ojciec auto­ra, autor i jego syno­wie spo­tka­li się razem w Auschwitz. To zna­mien­ne, bo Michel w swo­jej powie­ści gra­ficz­nej — z humo­rem i powa­gą — poka­zał trau­mę dru­gie­go poko­le­nia. Jest to zatem spoj­rze­nie na dzie­ci ofiar i opraw­ców, któ­re musia­ły mie­rzyć się z prze­szło­ścią rodzi­ców i dziadków. 

Tera­peu­tycz­na rola lite­ra­tu­ry to istot­ne zagad­nie­nie, któ­re nale­ży oma­wiać z mło­dy­mi ludź­mi, uka­zy­wać róż­ni­cę prze­ka­zów, dobór for­my lite­rac­kiej i języ­ka. Komiks Kich­ki to umiesz­czo­na w jedy­nie tuszo­wa­nych na czar­no pane­lach histo­ria auto­ra, jego rodzi­ny, a w szcze­gól­no­ści jego ojca, któ­ry nie­mal prze­pra­co­wy­wał trau­mę obo­zo­wą na swo­jej rodzi­nie, bo wszyst­ko wywo­ły­wa­ło obo­zo­we sko­ja­rze­nia, a jed­no­cze­śnie opo­wieść ta była peł­na nie­do­mó­wień i tajem­nic, nie wyja­śniał on dzie­ciom, co widział, co sta­ło się z jego rodzi­ca­mi i dla­cze­go ma wyta­tu­owa­ne cyfry, jak­by doświad­cze­nia wojen­ne ode­bra­ły język do ich opi­su — niczym u Róże­wi­cza, u któ­re­go pod­miot lirycz­ny nawo­ły­wał, że potrze­ba mu nauczy­cie­la, któ­ry jesz­cze raz nazwie rze­czy i poję­cia, oddzie­li świa­tło od ciem­no­ści. Ojciec boha­te­ra komik­su potra­fił mówić o Auschwitz tyl­ko przez filtr czar­ne­go humo­ru, a mat­ka wszyst­ko tłu­ma­czy­ła, że „to co inne­go, on był w obozie”. 

Autor zasto­so­wał zatem nie­ty­po­wy zabieg — nie poka­zał trau­my oso­by, któ­ra doświad­czy­ła zagła­dy, lecz emo­cje jej dzie­ci. Boha­ter mie­rzy się zatem z żalem, jaki ma do swo­ich rodzi­ców, za nie­do­sta­tecz­ną opie­kę, miłość i tro­skę, za wymu­sza­nie wie­lu zacho­wań i tłu­ma­cze­nie wszyst­kie­go zagła­dą, za speł­nia­nie ocze­ki­wań ojca, bo gdy osią­gał naj­lep­sze wyni­ki w szko­le, ten chwa­lił się nimi tak, jak­by każ­da z dobrych ocen była ode­gra­niem się na Hitle­rze. Tak­że jako doro­sły czło­wiek, ojciec swo­ich dzie­ci, Kich­ka zasta­na­wiał się, czy wszyst­kie jego dzia­ła­nia nie są podyk­to­wa­ne zadośćuczynieniem: 

Czy tym razem dosta­łem je dla sie­bie, czy dla nie­go? Trud­no powie­dzieć. Czy jako »jego syn« nie jestem ska­za­ny na cią­głe zado­wa­la­nie go — wyna­gra­dza­nie tego, co prze­żył? Czy kie­dy­kol­wiek moż­na wyzwo­lić się z trau­my swo­ich rodzi­ców? Jak dłu­go pozo­sta­je się ich „dziec­kiem”, z całym baga­żem, jaki się z tym wiąże?”

Kich­ka w opo­wie­ści peł­nej wyznań i dow­ci­pów uka­zu­je też ból zwią­za­ny ze samo­bój­czą śmier­cią swo­je­go bra­ta Char­lie­go, pisze o syn­dro­mie dru­gie­go poko­le­nia i tym, że ojciec ode­brał mu żało­bę, bo… chwi­la pogrze­bu sta­ła się dla nie­go pre­tek­stem do opo­wie­dze­nia — pierw­szy raz — swo­jej histo­rii. Jak­by zamia­ta­ne pod dywan histo­rie peł­ne tru­pów i śmier­ci, wraz z pogrze­bem wła­sne­go dziec­ka — powró­ci­ły ze zdwo­jo­ną siłą i nada­ły mu nowy sens życia: opro­wa­dza­nia wycie­czek po Auschwitz, napi­sa­nia książ­ki i gło­sze­nia świa­dec­twa na całym świe­cie. Trau­mę obo­zo­wą odczu­wał tak­że Michel Kich­ka, a komiks jest jego pró­bą okre­śle­nia wła­snej toż­sa­mo­ści, zro­zu­mie­nia sie­bie jako dziec­ka i odcię­cia pępo­wi­ny, któ­ra łączy­ła go z miej­scem w Pol­sce, któ­re­go nigdy nie chciał odwie­dzić. Rysow­nik nie stwo­rzył kolej­nej opo­wie­ści o zbrod­ni­czej sta­ty­sty­ce, ale poka­zał czło­wie­ka, a tak­że jego dwa obli­cza — publicz­ne i pry­wat­ne: jedy­ne­go oca­la­łe­go boha­te­ra i pła­cą­cych za to jego bli­skich. Poka­zał, że tak­że po II woj­nie świa­to­wej umie­ra­ją ofia­ry Szoa. 

To wzru­sza­ją­ca histo­ria, któ­ra cho­ciaż uka­zu­je, jak dzia­ła trau­ma poko­le­nio­wa i jakie są jej skut­ki, jest też pre­tek­stem do roz­mów w kla­sie, któ­re nie będą doty­czy­ły histo­rii obo­zo­wej, lecz tego, czy histo­ria nas defi­niu­je i jak wpły­wa na życie i że dzię­ki sztu­ce moż­na zna­leźć nić poro­zu­mie­nia. Zabaw­ny styl rysun­ków Kich­ki nie sta­no­wi bowiem dyso­nan­su z opo­wie­ścią, któ­rą za jego pośred­nic­twem prze­ka­zu­je autor, cza­sa­mi jedy­nie w for­mie tra­gi­ko­micz­nej moż­na opo­wie­dzieć o tym, co naj­trud­niej­sze. Uwa­żam, że jest to for­ma, któ­rą moż­na prze­ka­zać już szesnastolatkom. 

Opo­wieść Kich­ki sta­ła się też inspi­ra­cją do stwo­rze­nia fil­mu, któ­ry uka­zał się w Pol­sce 1 wrze­śnia 2023 roku (za dys­try­bu­cję odpo­wia­da Kino Świat — spon­sor tego wpi­su), a pre­mie­rę świa­to­wą miał we wrze­śniu 2022 roku. Fran­cu­ska ani­ma­cja w reży­se­rii Véry Bel­mont róż­ni się od komik­su Kich­ki rysun­kiem — doda­no kolo­ry, a kre­ska nie wywo­łu­je gro­te­sko­wych sko­ja­rzeń, nie­któ­re wypo­wie­dzi i sce­ny są toż­sa­me z tymi, któ­re zawarł autor w powie­ści, ale w fil­mie ojciec nie chce roz­ma­wiać z dzieć­mi na temat Auschwitz, a nawet zabra­nia im uży­wać tego sło­wa, jed­no­cze­śnie wyko­rzy­stu­je czas Szoa jako wytłu­ma­cze­nie dla wie­lu swo­ich zacho­wań. W ani­ma­cji oży­wio­no tak­że postać Char­lie­go, któ­ry wraz z Miche­lem posta­no­wi odkryć histo­rię ojca, by móc się od niej odciąć i wyro­snąć na nie­za­leż­nych ludzi. Chłop­cy wyobra­ża­ją sobie — tatę jako kogoś, kto musi ukry­wać wiel­ką tajem­ni­cę, nie spo­dzie­wa­ją się jed­nak, że nie będzie to histo­ria taka jak te, któ­re zna­ją z powie­ści przy­go­do­wych. Jed­no­cze­śnie w ani­ma­cji sta­ra­no się zła­go­dzić — wzglę­dem komik­su — prze­kaz i Char­lie nie zgi­nie śmier­cią samo­bój­czą, a w wypad­ku.  Ani­ma­cja sta­no­wi uni­wer­sal­ną opo­wieść o wycho­dze­niu z trau­my i trans­for­ma­cyj­nej roli sztu­ki. Nie zre­zy­gno­wa­no w niej z tra­gi­ko­micz­nej for­my, dzię­ki któ­rej zacho­wa­no styl opo­wie­ści Kich­ki — uka­zu­ją­cy zarów­no bez­tro­skę dzie­ciń­stwa, jak i codzien­ne życie w cie­niu histo­rii. Według reży­ser­ki wła­śnie teraz, gdy nara­sta­ją w Euro­pie ruchy anty­se­mic­kie, kse­no­fo­bia i isla­mo­fo­bia, musi­my przy­po­mi­nać, jak potwor­na ide­olo­gia leży u pod­sta­wy takich zacho­wań. Każ­da kla­sa szkol­na powin­na obej­rzeć ten fil­my i uczy­nić z nie­go istot­ną część lek­cji doty­czą­cych trau­my poko­le­nio­wej, tera­peu­tycz­nej roli sztu­ki, oddzia­ły­wa­nia histo­rii i ceny wojen. Wiem, że Muzeum POLIN reko­men­du­je ten film oso­bom 17 +, co zapew­ne wyni­ka z doświad­czeń i wie­lu roz­mów ze śro­do­wi­skiem nauczycielskim. 

Pamię­taj­my, żeby mówiąc o  zagła­dzie, posłu­gi­wać się sto­sow­nym języ­kiem. Ter­mi­no­lo­gii nazi­stow­skiej trze­ba uży­wać świa­do­mie i pod­kre­ślać, że jest to spo­sób wypo­wia­da­nia się spraw­ców Holo­kau­stu (mam tu na myśli sło­wa np. „stro­na aryj­ska”, „trans­port”, „osta­tecz­ne roz­wią­za­nie kwe­stii żydowskiej”).

Po pierw­szej kla­sie szko­ły ponad­pod­sta­wo­wej razem z więk­szą świa­do­mo­ścią na temat Szoa rosną emo­cje, któ­re wywo­łu­ją mate­ria­ły poka­zu­ją­ce woj­nę. Wyni­ka to zapew­ne z więk­szej empa­tii i świa­do­mo­ści histo­rycz­nej. Star­sza mło­dzież wbrew pozo­rom może nadal bar­dzo moc­no odczu­wać ból zwią­za­ny z pozna­wa­niem okru­cieństw woj­ny, trze­ba to mieć na uwa­dze przy szu­ka­niu para­le­li pomię­dzy histo­rycz­ny­mi i współ­cze­sny­mi wydarzeniami.

Koniecz­ne jest uświa­da­mia­nie o dyle­ma­tach w histo­riach kon­kret­nych osób, bo w czwar­tej kla­sie liceum mło­dzi ludzie pozna­ją już lite­rac­kie opo­wie­ści naocz­nych świad­ków okru­cieństw wojen­nych, prze­czy­ta­ją „MEDALIONY” Zofii Nał­kow­skiej, „INNY ŚWIAT” Gusta­wa Her­lin­ga-Gru­dziń­skie­go, OPOWIADANIA OBOZOWE BOROWSKIEGO i „ZDĄŻYĆ PRZED PANEM BOGIEM” Han­ny Krall, do tego doj­dzie poezja Róże­wi­cza, Baczyń­skie­go, Świrsz­czyń­skiej, Bro­niew­skie­go. To zestaw dra­stycz­nych obra­zów, oddzia­łu­ją­cych na emo­cje, na któ­re mło­dzi ludzie powin­ni już być przygotowani.

Film i książ­ka „Bia­ły ptak. Cudow­ny chło­pak” R. J. Pala­cio zosta­ły opi­sa­ne TUTAJ (tema­ty, któ­re poru­sza i pomy­sły, jak wyko­rzy­stać tę histo­rię pod­czas lekcji).