Pełne opracowanie i streszczenie “Małej apokalipsy” Tadeusza Konwickiego (czas akcji, miejsce akcji, bohaterowie, język, motywy, konteksty) znajdziesz w moim sklepie.
Korzystasz z przygotowanego przeze mnie streszczenia i opracowania lektury, jeśli potrzebujesz opracowań pytań ustnych, zajrzyj na: https://babaodpolskiego.pl/sklep/
MAŁA APOKALIPSA
autor: |
Tadeusz Konwicki |
tytuł: |
„Mała apokalipsa” |
rodzaj literacki: |
epika |
gatunek literacki: |
powieść polityczna, jednocześnie parabola — nieokreślony czas akcji, przestrzeń o charakterze symbolicznym, apokaliptyczny motyw zniszczenia w opisach miasta, aluzje do powieści „Proces” Franza Kafki (nawiązanie do głównego bohatera Józefa K.). |
data wydania: |
1979 r. (w drugim obiegu literatury przez Niezależną Oficynę Wydawniczą ze względu na krytyczne ukazanie obrazu rzeczywistości PRL‑u jako przesiąkniętej absurdem i beznadziejnością) |
epoka literacka: |
współczesność |
miejsce wydania: |
Warszawa (pod cenzurą) — w drugim obiegu Londyn (pod cenzurą) Książka została oficjalnie opublikowana 9 lat później — 1988 r. |
czas akcji: |
Prawdopodobnie 22 lipca (ale pogoda sugeruje jesień), obejmuje 13 godzin — od 7.00 rano do 20.00 wieczór. Nie wiadomo, który jest rok, kalendarz znajduje się w sejfie Ministerstwa Bezpieczeństwa. Służy to manipulacji społeczeństwem oraz zwiększaniu jej dezorientacji. |
miejsce akcji: |
centrum Warszawy — Nowy Świat, Powiśle ul. Wiślana, Aleje Jerozolimskie, Plac Trzech Krzyży, Plac Defilad Pałac Kultury — punkt stały, widoczny z każdego miejsca |
geneza: |
Tadeusza Konwickiego do napisania książki skłoniły wydarzenia społeczno-polityczne obnażające mechanizmy systemu totalitarnego w czasach PRL‑u: a) marzec 1968 w Polsce – określenie kryzysu politycznego, obejmującego protesty studenckie oraz rozgrywkę polityczną w kierownictwie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, połączoną z represjami wobec obywateli pochodzenia żydowskiego b) 14 grudnia 1970 r. w Stoczni Gdańskiej wybuchł strajk wywołany ogłoszonymi podwyżkami na artykuły pierwszej potrzeby, zwłaszcza na żywność. Rozpoczął on falę strajków i manifestacji ulicznych, które objęły większość Wybrzeża i przybrały charakter powstania robotniczego, krwawo stłumionego przez komunistyczne władze. c) 1976 — w wielu zakładach pracy zorganizowano strajki i demonstracje w związku z ogłoszoną przez rząd podwyżką cen, do największych wystąpień robotniczych doszło w Radomiu, Ursusie i Płocku; społeczne protesty brutalnie stłumiła milicja i Służba Bezpieczeństwa; w całej Polsce aresztowano około 2,5 tys. osób Powstanie KOR — Komitet Obrony Robotników. |
problematyka: |
– Powieść Konwickiego jest karykaturalnym i groteskowym przedstawieniem rzeczywistości PRL‑u. Ale przez niedookreślenie czasu pisarz nadał jej wymiar uniwersalny. – Apokalipsa — straszne, tajemnicze zjawiska zapowiadające koniec świata. Znaczący przy interpretacji tego utworu jest także tytuł — Konwicki nie przypadkiem nawiązuje w nim do biblijnej apokalipsy, pokazując tym samym, że w pewnych momentach historycznych nadchodzi kres wartości i „walą się” w gruzy zasady ustalone przed wiekami. Dodany do apokalipsy przymiotnik „mała” nadaje jej tragiczny polski, narodowy, społeczny oraz indywidualny wymiar. – Obraz zniewolenia człowieka w systemie totalitarnym — władza totalitarna odbiera głównemu bohaterowi godność i niezależność. Społeczeństwo nosi znamiona antyutopii, podporządkowane jest tylko jednemu celowi: osiągnięciu wspaniałej przyszłości, w imię której władza stara się zawładnąć wszystkimi aspektami życia człowieka. Jednostka musi być przydatna i potrafić się dostosować do rzeczywistości wyznaczonej przez władzę. Wytworem jest bezosobowy tłum. – Problem egzystencjalny — jaki jest sens istnienia. |
typ narracji: |
narratorem utworu jest pisarz, który opisuje własną wędrówkę po Warszawie, snuje rozważania na temat sensu swojej egzystencji w świecie popadającym w chaos |
język: |
Do wypowiedzi bohaterów został wprowadzony język obowiązujący w fikcyjnym, totalitarnym państwie. Ukazuje to destrukcję, która niesie za sobą totalitaryzm na płaszczyźnie komunikacji między ludźmi oraz narodami. |
bohaterowie: |
GŁÓWNY BOHATER – pierwszoosobowy narrator, anonimowy pisarz, literat, który od lat nic nie napisał, nie wiadomo, z czego żyje, zgorzkniały, sfrustrowany, rozważa samobójstwo, komentuje totalitarną rzeczywistość; HUBERT – nie widzi na jedno oko, chodzi o lasce, szwankuje mu zdrowie, ponieważ został skatowany przez podziemie antykomunistyczne albo przez oficerów śledczych ze Służby Bezpieczeństwa; przyjaciel głównego bohatera, opozycjonista, sfrustrowany RYSIO SZMIDT — kiedyś złotowłosy anioł, dzisiaj łysawy blondyn; przyjaciel głównego bohatera, razem z Hubertem namawia go na samospalenie opozycjonista, HALINA – ładna, specjalistka od samospalenia, skrupulatna (dopytuje o kolor kanistra) JAN — artysta, alkoholik, mentor bohatera, zagubiony, wygłasza przemowy, ale jednocześnie leży w wannie KOBIAŁKA — dygnitarz partyjny, wygłasza przemówienie, rozbiera się, po czym trafia do psychiatryka NADIEŻDA (Nadzieja) — piękna, rudowłosa rosyjska dysydentka, narrator jest w niej zakochany AGENCI SŁUŻB BEZPIECZEŃSTWA — szatniarz, tajniacy, Tadzio |
streszczenie: |
Streszczenie Nadchodzi koniec świata dla bohatera („Oto nadchodzi koniec świata. Oto nadciąga, zbliża się czy raczej przypełza mój własny koniec świata. Koniec mego osobistego świata. Ale zanim mój wszechświat rozpadnie się w gruzy, rozsypie na atomy, eksploduje w próżnię, czeka mnie jeszcze ostatni kilometr mojej Golgoty, ostatnie okrążenie w tym maratonie, ostatnich kilka szczebli w dół albo w górę po drabinie bezsensu”. Jest beznadziejny dzień jesienny. Bohater leży i patrzy w okno na chmurę (jak oczerniała ze starości tapeta). W szafce obok leży czysty papier — nitrogliceryna współczesnego pisarza (czyli bohater jest pisarzem, ale jeszcze nic nie napisał; snuje rozważania na temat sztuki — może służyć pochlebstwu, można zbrukać ją krwią, flegmą lub wściekłym jadem), a za oknem stoi Pałac Kultury (dawniej imienia Józefa Stalina, pomnik pychy, status niewolności, kamienny tort przestrogi; dzisiaj wielki barak postawiony na sztorc, zżarty przez pleśń). Mruga do bohatera, kokietuje z obleśną poufałością. Bohater zastanawia się nad tym, co powoduje, że jest głodny, że marszczy się skóra na czole, że wypowiada słowa, widzi obrazy. Nazywa to łańcuszkiem reakcji chemicznych, który pękł wśród jego przyjaciół, i nie wie, co się z nimi dzieje, czy pędzą w nieskończoność, czy się odbiją i wrócą, gdy jego nie będzie. W domu słychać pierwsze odgłosy (czynszowa kamienica rusza w codzienność). Bohater najpierw sięga po papierosa, który skraca życie, ale i tak pali od lat. Chciałby się godnie pożegnać ze światem. W nocy śniły mu się zęby, widział je tak dokładnie, iż zauważył nawet plombę (warszawskiej taniej spółdzielni dentystycznej). Dwie pijane roznosicielki przewróciły skrzynie z butelkami mleka. Zaczyna padać deszcz, zawadził o truchlejący ze starości dom z epoki późnego stalinizmu. Bohater modli się ułożoną przez siebie modlitwą. Za siebie, za bliskich i za zmarłych przyjaciół. Dochodzi do wniosku, że przecież już od dawna nikt nie roznosi mleka, więc pewnie nagrywają film kostiumowy. Z Pałacu Kultury odrywa się kolejny blok kamiennej okładziny. Bohater zauważa na ścianie wizerunek wielkiego orla białego na kuli ziemskiej, ciasno otoczonej przez sierp i młot: „Biały nasz orzeł trzyma się nieźle, bo od spodu wspiera go ogromna kula ziemska opleciona ciasno sierpem i młotem”. Kończą się papierosy. Bohater szuka ich w szufladach skarbczyka (znajdują się tam obelżywe listy, stare rachunki, popsute zapalniczki, kwity urzędu finansowego, rolki bandaży, kiedy jeszcze opłacało się poddawać operacjom), gdzie znajduje zżółkłą stronę sprzed lat z niedokończoną proza. Rozpoczął ją od słów: „Jeżeli interesy Rosji na to pozwalają, chętnie zwracam uczucia ku swojej pierwotnej ojczyźnie”, ale nie wie dlaczego. Dochodzi ósma (bohater dostał zegarek od kolegi Stanisława D. z wycieczki do Związku Radzieckiego), słychać hałas. Przez miasto przejeżdża chłodnia z żywnością dla ministrów i sekretarzy partyjnych (grupa uprzywilejowanych). Bohatera odwiedzają Hubert (w prawej ręce trzyma laskę, a w lewej czarną teczkę) i Rysio Szmidt, ubrani w odświętne garnitury pamiętające lata 70. Hubert nie widzi na jedno oko, chodzi o lasce i szwankuje mu zdrowie, ponieważ został skatowany przez podziemie antykomunistyczne albo przez oficerów śledczych ze Służby Bezpieczeństwa. Ich odwiedziny nie zwiastują niczego dobrego, bohater zaczyna się denerwować, bo już kilkakrotnie skończyło się to dla niego źle, kiedy podpisał petycję, np. stracił pracę, był pozbawiony praw obywatelskich i szykanowany. Cisza była krępująca, więc bohater nalewa kieliszek czystej, z importowanych kartofli. Bohater celowo się nie odzywa, Hubert stwierdza, że rzadko opuszcza kamienicę, i pyta, czy pracuje nad czymś nowym. Włącza telewizor w momencie relacji z lotniska. Bohater mówi, że właściwie tak, a Huberta bardzo to dziwi. Przez nieszczelne drzwi balkonowe sączy się woda. Bohaterowi przypomina się, że kiedyś ich ojcowie należeli do legionów albo do POW, oni do AK albo ZWM. Proponują, by spalił się przed gmachem komitetu partii dziś o 20, gdy skończą się obrady zjazdu partii. Wybrano go, ponieważ jest znany czytelnikom, a to ma być protest, który wstrząsnąłby społeczeństwem. Mężczyzna odpowiada, że bardziej nada się ktoś ze świata filmu lub muzyki. Hubert nie daje za wygraną. Wyjaśnia, że każdy ma inną misję do spełnienia, a śmierć reżysera czy kompozytora będzie dla społeczeństwa niepowetowaną stratą. Bohater krytykuje opozycję, artystyczny świat głuchych i ślepych demiurgów. Wyłączył telewizor, po balkonie przeleciał grad, strącając w przepaść prezerwatywę (obdarowywali go sąsiedzi z górnych pięter w dni wolne od pracy). Bohater pyta, dlaczego wybrano właśnie jego. Hubert próbuje się wykręcić od odpowiedzi, aż w końcu mówi, że mężczyzna nie powinien bać się śmierci, skoro obsesyjnie o niej myśli, przygotowując siebie i innych na ten moment. Bohater zarzuca mu kłamstwo. Rysio zrywa się z fotela, przewracając kieliszek. Hubert jakby zesztywniał, Rysio zaczyna wpychać mu w zsiniałe usta białe grochy tabletek, wlewa wódkę. Ktoś dzwoni do drzwi. Podchmielony robotnik mówi, żeby bohater nabrał wody, bo odcinają na całą dobę. Robotnik odchodzi. Ryszard mówi o potrzebie majestatycznej śmierci. Hubert całuje go w policzki i każe mu przyjść na ulicę Wiślaną 63 o 11.00, gdzie będę czekać Halina i Nadieżda – specjalistki od techniki samospalenia. Drzwi balkonu otwierają się pod naporem wiatru. Bohater chce je zamknąć, ale urywa się klamka. Rysio i Hubert chcą pożyczyć pięć tysięcy na taksówkę. Bohater wygrzebuje banknot z kieszeni. Hubert pyta, kiedy bohater przestał pisać. Może pięć, może siedem lat temu, bohater nie pamięta. Napisał opowiadanie do podziemnego pisma, ale to był ostatni tekst, bo go ocenzurowano. Rysio nakazuje oszczędzać słowa, aby zachować je na wieczór, gdy będzie krzyczał z całych sił. Ludzie to zapiszą i będą traktować jak wersety Biblii. To będzie arcydzieło. Bohater nie wie, czy dokona tego czynu. Bohaterowi przypomina się czas z młodości, kiedy wspólnie z jakąś dziewczyną i Rysiem spędzili pijacką noc w stodole na sianie. A Hubert swego czasu próbował się powiesić, ale wieszak się zerwał. Bohater idzie do łazienki, żeby się umyć. Zastanawia się, co ma zrobić – żyć czy umrzeć. Wtem odzywa się gong. Staruszek przyszedł odciąć gaz. Bohater każe mu od razu odciąć prąd, ale on mówi, że nie ma uprawnień. Kiedy staruszek wychodzi, zauważa płaszcz z dobrej zagraniczne wełny i bohater pozwala mu go wziąć za darmo, prosi go tylko o modlitwę. Bohater włącza telewizor, a tam transmisja z przyjazdu rosyjskiego dygnitarza, hymnem jest „Międzynarodówka”. Pisarz wychodzi z mieszkania, zabiera ze sobą dowód osobisty, zagląda do skrzynki na listy, idzie do kiosku po gazetę, której nie ma, więc kupuje papierosy. (Gazet nikt nie czytał, a zdobycie ich kosztowało wiele trudu). Bohater spotyka po drodze polityka, towarzysza Kobiałkę, który mimo wysokiej pozycji nadal mieszka w tym samym miejscu. Mężczyźni spoglądają na siebie. Potem wsiada w czarnego mercedesa i odjeżdża. Nieopodal Pałacu Kultury odbywają się uroczystości, które uświetnił zespół ludowy. Ulice ozdobne są flagami czerwonymi i biało-czerwonymi, a nad ludźmi ogromny transparent: „Niech żyje czterdziesta rocznica Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej”. Dziwi go ten napis oraz rencista z gazetą pod pachą, który uśmiecha się porozumiewawczo, stwierdzając, że dodali sobie lat. Nie wiadomo, który jest rok, gazety podają niewyraźnie. Dochodzi do szamotaniny o gazetę i wtedy milicjanci proszą go do bramy. Mówią oni, że mamy 22 lipca, ale przecież jest późna jesień. Nagle pisarz spostrzega znajomego, Kolkę Nachałowa, syna generała KGB. Milicjanci rezygnują ze spisania literata. Kolka, w przeciwieństwie do swojej rodziny, nie wyjechał do Rosji. Został w kraju, by robić interesy. Kiedy okazuje się, że bohater nie planuje nic od niego kupić, Kolka odchodzi. Spotyka także Tadzia Skrok — chłopaka z prowincji, który chodzi za bohaterem i recytuje fragmenty mistycznych poematów. Bohater spotyka się w barze mlecznym pod firmą „Familijny”, gdzie czeka na brata Rysia — Edwarda — filozofa, działacza partyjnego, który wygłasza pochwałę cenzury. Wypowiada się krytycznie o swoim bracie i nazywa go idiotą. Namawia bohatera, by zaczął pisać dla cenzury, bo ona dostrzega aluzję, zamiast trzymać z opozycją. Pisarz pyta, dlaczego filozof skłonił się ku marksizmowi, skoro należał do inteligencji katolickiej, czym wywołuje wzburzenie mężczyzny: „Czy pan nie rozumie, że przeżywamy kolejny potop? Ocean łajna ze Wschodu zalał nas od Bugu po Łabę”. W tym, że Rosja upada, filozof upatruje nadziei na ocalenie. Gdyby państwo prześcignęło Stany Zjednoczone, wchłonęłoby nasz kraj. Bohater nazywa go „wściekłą Kasandrą. Wściekła wróżka polskiego nacjonalizmu”. Potem filozof wychodzi bez pożegnania. Kalendarz na ścianie wskazuje kwiecień 1980 roku. Nagle pisarz zostaje przez kogoś poproszony o ogień. Okazuje się, że to tajny agent. Bohater wyjaśnia, że był już dzisiaj legitymowany. Na ulicy panuje gwar. Wyją radiowozy policyjne, tworzące eskortę honorową. Agent oddaje bohaterowi dowód. W sklepie z instrumentami muzycznymi wisi kalendarz — październik 1979 r. Bohater pyta pracownika o datę, ale ten go zbywa. Bohater zastanawia się, czy wizyta Ryśka i Huberta była prawdziwa, bo już kiedyś zdarzyło mu się, że poprosił wydawcę o zmianę tytułu swojej książki, której nie napisał, bo tylko o niej śnił. Bohater wsiada do autobusu 155, którym wracają zmęczeni ludzie. Stwierdza, że ma kaca przez państwo, w którym żyje; w którym nędza jest łaską państwa totalitarnego. Myśli o samospaleniu. Wydaje mu się, że nie powinien słuchać Ryśka i Huberta. Autobus staje nieopodal Powiśla. Okazuje się, że jest uszkodzony. Bohater idzie do mieszkania przy Wiślanej na piechotę. Postanawia, że ukryje swoje prawdziwe zamiary. Będzie udawał, że na wszystko się zgadza, by w ostatniej chwili się wycofać. Wciąż jednak się waha. Spędza trochę czasu nad Wisłą i w końcu idzie na umówione spotkanie. Po drodze spotyka ludzi z flagami narodowymi, którzy skandują: „Polska, Polsza, Polska, Polsza”. Wiatr szarpie nad ich głowami narodową flagę, całą czerwoną. Literat przechodzi przez ulicę w niedozwolonym miejscu, o czym informuje go milicjant. Bohaterowi udaje się jednak uniknąć mandatu, a milicjant każe mu uważać. Wchodząc po schodach, pisarz zauważa starca z teczką. Uświadamia sobie, że to Sacher, członek Biura Politycznego sprzed wielu lat. Bohater wybiera się na spotkanie na ulicę Wiślaną 63 w sprawie techniki samospalenia. Otwiera anemiczna, szczupła, drobna, wymizerowana, bezbarwna dziewczyna. Mieszkanie jest pełne gratów, koszy na niepotrzebne ciuchy, przypomina pokoje z lat okupacji niemieckiej, z kilimkami ludowymi na ścianach, są w nim meble drewniane z Cepelii, zaschnięte kwiaty, w kącie telewizor, na tapczanie leży człowiek z białą brodą. Dziewczyna wręcza bohaterowi broszury na temat samospalenia z różnych stron świata. Na dużym ekranie staroświeckiego telewizora widać prezydium akademii. Pośrodku siedzi sekretarz polski oraz radziecki i ten o azjatyckich rysach. Mężczyzna z brodą budzi się z zamyślenia za sprawą tego, co dzieje się w telewizji. Towarzysz Kobiałka drze swoje przemówienie i zaczyna krzyczeć: „Towarzysze zdrajcy! Towarzyszki świnie!”. Transmisja zostaje przerwana. Co jakiś czas ukazuje się obraz, ale fonia została wyłączona, więc wygłasza swoje nieme przemówienie, swoją mowę oskarżycielską i zaczyna się rozbierać. Brodaty mężczyzna stwierdza, że Kobiałka to pijak i że było jasne, że tak skończy. Opowiada również o sobie — 10 lat po wojnie przetrzymywano go w łagrach akowskich, a teraz nie może chodzić, jest sparaliżowany. Pyta literata, czy ten się boi. Mężczyzna odpowiada, że jeszcze nie wie, czy to zrobi. Mężczyzna stwierdza, że człowiecza śmierć jest potrzebna i że może być ona słabością lub siłą. Zapewnia go, że kiedy przyjdzie czas, będzie wiedział, co ma zrobić. Pisarz poznaje Halinę, od której otrzymuje dalszy instruktaż. Do samospalenia ma dojść przed Salą Kongresową, w której odbędzie się zjazd. Pyta go, czy ma benzynę i zapałki, ale widząc, że jest nieprzygotowany, wychodzi do znajomej mydlarni po rozpuszczalnik (nie da się kupić na stacji, ponieważ potrzebne były talony). Kiedy bohater zostaje sam z Nadieżdą, rudowłosa dziewczyna najpierw pozostaje nieruchoma, a potem pada przed nim na kolana, całując jego dłoń. Kiedy literat próbuje ją powstrzymać, ta ucieka. Po chwili wraca uśmiechnięta, ocierając łzy. Ma ze sobą syberyjską nalewkę przywiezioną z Moskwy, trzymaną tylko na najważniejsze okazje, częstuje nią gościa. Wyznaje mu miłość. Wznoszą toast, mówiąc: „Na zdrowie”, ale bohater czuje jednak, że taki toast jest nie na miejscu. Nadieżda (Nadzieja) tuli się do niego, całuje go (on zauważa, że nie ma stanika, bo Zachód ją zepsuł), mówiąc, że w imię miłości chciała popełnić samobójstwo. Stwierdza też, że Polacy z własnej woli powinni przyłączyć się do Rosji. Pisarz stwierdza, że Rosjan już nie ma, bo tych prawdziwych wymordował Lenin. Choć Nadieżda początkowo uważa go za geniusza, po tych słowach odpycha mężczyznę. Wybiega z pokoju, a gdy wraca, pyta, czy się boi. Ten odpowiada, że im bliżej, tym boi się coraz bardziej. Kolega Nadieżdy również się podpalił. Kolejny taki akt ma pokazać, że jednak warto się poświęcić. Dziewczyna jest rozczarowana postawą pisarza. Wydaje jej się zwyczajny. Dla mężczyzny przeciętność to coś normalnego. W końcu jest obywatelem państwa, w którym ludzie nie mogą żyć po swojemu. Nadieżda uważa, że mężczyzna obawia się wielkości. Pod wpływem impulsu proponuje mu ucieczkę. Bohater niby z nią rozmawia, ale cały czas zwraca uwagę na jej ciało, patrzy na piersi, dostrzega sutek. Bohater przypomina jej, że Halina poszła po rozpuszczalnik. Nadieżda udaje obojętność, lecz po chwili zaczyna płakać, bo żałuje, że nie spotkali się wcześniej. Literat wyznaje, że zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Bierze Nadzieję w ramiona i czuje, że jest naga pod szalem-ponchem. Mężczyzna kładzie głowę na jej piersiach. Dochodzi do zbliżenia. Bohater walczy z oporem bezgrzeszności. Nagle dzwoni telefon, to Halina pyta o kolor kanistra. Choć nie ma to znaczenia, bohater wybiera niebieski. Pod oknem pojawiają się ludzie z transparentem: „Niech żyje 22 lipca 1999 roku!”. Przed kamienicą stoi chłopak z żółto-czerwonym liściem klonowym, którego bohater widział już wcześniej. Bohater zastanawia się, jak wyjść z mieszkania niezauważonym, ale właśnie wróciła Nadieżda z herbatą (czaj). Wyznaje, że dziś zobaczyła go po raz pierwszy, lecz wystarczył moment, by się w nim zakochała. Pyta, czy chce z nią uciec. Całują się. Wraca Halina z niebieskim plastikowym kanistrem. Strzepuje beret, bo na dworze pada śnieg, jest słońce, wicher, deszcz. Do samospalenia pozostało siedem godzin. Pisarz nie wie, co robić do 20.00. Bohater wychodzi z niebieskim kanistrem z mieszkania. Żegna się z mężczyzna, którego wspomnienia przetłumaczono na trzynaście języków, był legendą. Bohater spotyka Sachera (sędziwego rewolucjonistę o fanatycznych oczach. Polityk pyta go, skąd się znają. Pisarz odpowiada bez ogródek, że to właśnie Sacher odpowiada za zawieszenie go w prawach członka partii. Bohater uważa, że dzięki temu odzyskał wolność. Nagle wali się most Poniatowskiego. Chłopiec z prowincji (Tadzio Skórko ze Starogardu, syn znajomego pisarza) z liściem klonu w ręce wygłasza patetyczne cytaty, tym razem z utworów pisarza („A one mnie utworzyły, niczym obłok pyłu kosmicznego, wasze marzenia, tortury, smutki, niedole”). W kinie Wołga (nazywane wcześniej Skarpa) zasłabł Hubert, o czym informuje go Halina. Zaczepiają ich milicjanci, pytając o drogę. Pisarz szuka zaczepki. Wie, że jeśli zostanie aresztowany, cały plan weźmie w łeb. Mundurowi jednak nie reagują, wyjaśniając, że dopiero przybyli do miasta. Przed kinem wisi reklama radzieckiego filmu („Świetlana przyszłość”), lecz tak naprawdę wyświetlania jest polska produkcja w reżyserii Władysława Bułata „Transfuzja”. ”Tłumy gziły się niemrawo w szarych ubraniach i beznadziejności”. W salonie mięsnym ogromne okno wypełnia wielka liczba 50 ułożona ze sztucznych kiełbas. Tak świętuje się pięćdziesięciolecie PRL‑u. W holu kina prezentowana jest wystawa obrazów byłego ministra kultury i członka Komitetu Centralnego. Całe pracowite życie strawił na gnojeniu artystów i ściganiu znędzniałej sztuki. W biurze kierownika kina leży Hubert na zsuniętych krzesłach, z głową ułożoną na swojej czarnej teczce. Przy nim kuca Rysio. Hubert pyta, czy wszystko jest gotowe. Pisarz potwierdza. Rysiek stwierdza, że to oni, tzn. władza, go zabili. Hubert ma świadomość, że umrze przed bohaterem. Mówi mu, że jego czyn odmieni ludzi. Ale pisarz zaprzecza. „Milcząca większość śpi w letargu. Urządziła się jakoś, wynalazła ciepłe zakątki, obrosła w kokony względnego dobrobytu”. Hubert jest zdania, że czyn pisarza albo ich obudzi, albo odkupi. Kierownik kina ogląda w telewizji sekretarzy, którzy wręczają sobie ordery i całują się w usta. Przychodzi Bułat, a za nim dwóch sanitariuszy z lekarzem młokosem. Kiedy zabierają umierającego, pisarz krzyczy, że niczego nie obiecuje, czuje, że to, co ma zrobić, nie ma sensu, ma ochotę uciec, wszystko przeczekać. Bułat stoi za zasłoną, która ukrywa wejście na widownię. Akurat wyświetlana jest scena, w której ktoś skacze z okna, próbuje popełnić samobójstwo. Pisarz uznaje film za ogromny sukces, lecz reżyser nie podziela jego entuzjazmu. Wie, że widzowie go uwielbiają, bo jest taki jak oni. Bułat pyta, dlaczego o bohaterze jest ostatnio cicho. Mężczyzna odpowiada, że znów zaczął pisać, tak naprawdę dzisiaj rano. Reżyser jest podekscytowany. Twierdzi, że dzięki temu, co zrobi bohater, on wkroczy na niebezpieczną drogę i znów będzie potrzebny ludziom. To zacznie się dziś wieczorem, kiedy razem z aktorami zjawi się pod Salą Kongresową. Literat przyznaje, że od lat nic nie napisał, bo stracił wiarę. Zaczął pisać jedynie testament, ale nie wie, czy go ukończy. Nagle gaśnie światło. Bohater słyszy głosy wołających go Tadzia i Haliny. Ale zwraca się do Władka Bułata. Żali się, że na nic nie ma wpływu i że jego świat runął po wielkiej wojnie. Reżyser odpowiada, że mężczyzna jest widocznie słaby i nie potrafi żyć w świecie, który nie jest zhierarchizowany. Przy pożegnaniu bohater pyta, dlaczego wybór padł akurat na niego. Władek, jako przeciwnik kary śmierci, nie potrafi mu odpowiedzieć. Kiedy dołączają do nich Tadzio i Halina, reżyser zaczyna się usprawiedliwiać. Wyjaśnia, że zabrał tyle czasu pisarzowi, bo każdego z nich czeka długa podróż (Władek wyjeżdża w nocy do Ameryki Południowej). Autor wystawy, emerytowany minister kultury, zaprasza pisarza „na dziewczynki pod Warszawą”. Ten wykręca się, tłumacząc, że nie ma czasu. Wyszli przed kino. Towarzysze zapalali na korbę pojazdy z dwutaktowymi silnikami (znowu u nas wchodziły w modę, bo były tańsze i łatwiejsze w obsłudze). Idą do sklepu po zapałki. Ulicą Kopernika idzie manifestacja z transparentem: „Niech żyje trzydziestopięciolecie PRL!”. Pisarz, Halina i Tadzio idą do sklepu walutowego po zapałki. Bohater pyta Halinę o przeszłość Nadziei. Rosjanka miała wyjść za mąż za dyplomatę i wyjechać do Polski, a po rozwodzie związała się z dziennikarzem. Teraz jest narzeczoną inżyniera leśnika, ale zakochał się w niej Rysio Szmidt. Bohater nie wierzy Halinie. Pyta, czy go żałuje, ona odpowiada, że jest starym dziadem. Dziewczyna wchodzi do sklepu, a pisarz obserwuje ludzi. Są do siebie podobni, tak samo brzydcy (przykre pyski, złe, niechlujne). W powietrzu da się wyczuć nerwową atmosferę, szukają okazji kupna, szczęśliwego trafu we frajerstwie państwa. Zaczęło się to na przełomie lat 60. i 70. Halina wraca z pudełkiem szwedzkich zapałek. Literat pyta ją o Huberta; jest w stanie krytycznym. Halina odchodzi (jej szara kurteczka szybko znikła), a pisarz zaprasza Tadzia (który recytuje kolejny utwór) na obiad do restauracji „Paradyz”. Prowadzi ich pies Pikuś. Jacyś ludzie rozdają dodatek nadzwyczajny do „Trybuny Ludu”, informując, że Polska jest kandydatem do wstąpienia w skład ZSRR. Nagle literat zauważa swoich przyjaciół — Andrzeja M. i Józefa H., którzy spacerowali w stronę Okólnika. Pisarzowi robi się smutno, bo kiedyś im towarzyszył. Spogląda wokół, świat wydaje mu się brzydki, a jednocześnie piękny, bo tylko w takim mogli żyć. Mimo obecności Tadzia czuje się samotny. Nie ma nawet do kogo zadzwonić, kiedy nadejdzie chandra. Jego rozmyślania przerywa Tadzio, mówiąc, że ktoś na niego czeka. Okazuje się, że to mężczyzna z opuchniętą twarzą. Znajduje się w lokalu kontaktowym i ktoś go przeszukuje. Elegancki mężczyzna Żorżyk mówi bohaterowi, że kilka razy byli w jego mieszkaniu, wypili mu koniak, zabrali pisemka pornograficzne, a on za każdym razem zgłaszał włamanie. Bohater jest znudzony, a już miał do czynienia z policją, gestapo i NKWD. Wtedy zostaje uderzony i zakuty w kajdanki. Rozpoczyna się przesłuchanie. Bohater jednak ukrywa spotkanie z Rysiem, Hubertem, Haliną i Nadieżdą. Zenek robi mu zastrzyk. W wyniku tego każde, nawet najlżejsze uderzenie odczuwa jako bolesny cios. Zaczyna mówić prawdę, z kim się widział, w końcu traci przytomność. Polewany wodą z wiadra się ocknął. Zauważa, że telewizor jest włączony, a na ekranie widać Władka Bułaka, który towarzyszy nestorowi Związku Literatów. Jeden z oprawców informuje go, że pierwszy sekretarz należy do organizacji opozycjonistów pozytywnych. W końcu uwalniają bohatera. Na pożegnanie szef mówi, że zobaczą się wieczorem i żeby pisał dla określonego czytelnika, jak wolny pisarz dla wolnych ludzi. Zanim go wypuszczą, zostaje skopany po żebrach, co zostaje uwiecznione na zdjęciach. Musi zapłacić babci klozetowej tysiąc za skorzystanie z toalety. Bohater znajduje się w poczekalni z fotelami i uschniętą zielenią. Po wszystkim spotyka towarzysza Kobiałkę, który czeka na karetkę, ale jest trzeci w kolejce (jego też przesłuchiwali i również dostał zastrzyk). Tłumaczy, że tekst, który dzisiaj wygłosił, pisał w największej tajemnicy w lesie i schował go w dziupli. Przez kilka dobrych lat przygotowywał to wszystko. Przez ten stres schudł z 80 do 67 kg. Cieszy się, że zamkną go w domu wariatów. Datę zna tylko sam minister lub ścisłe kolegium. Importowany kalendarz wisi w wielkim sejfie (tak dużym, jak pokój). Minister wchodzi tam codziennie w ścisłej tajemnicy i zdziera kartkę, którą automat spala na popiół. Bohater mówi, że można by to sprawdzić w wolnym radiu, ale dawno nie słuchał. Żegna się z Kobiałką. Bohater stoi w drzwiach, kiedy znów kiwa na niego Zenek i oddaje mu zapałki, których używał szef Żorżyk. Babcią klozetową okazuje się Zosia, młoda studentka archeologii, która jest na praktyce. Bohater wraca na salę restauracyjną. „Paradyz” prezentuje styl moderny w stanie ruiny, standardem nadąża za światem, lecz jednocześnie przypomina ruderę przed zawaleniem, ale stoliki są zajęte. Bohater zauważa Kolkę Nachałowa w towarzystwie jakiejś blondyny o tapirowanych włosach. Gosia ma wielką twarz ze zmarszczkami, usta pomalowane czerwoną szminką i duży biust. Zajmuje się niedokończonymi filmami, odkupuje je od Ministerstwa Kultury, by mogły ujrzeć światło dzienne. Jednym z jej dzieł jest „Transfuzja”. Kolka przywołuje kelnera, ale ten jest bardzo niegrzeczny. Nie wie, co to jest ragout, i go to nie obchodzi, bo musi pracować, kiedy inni żrą. Orkiestra gra ambitny utwór. Bohaterowi przypomina się wieczór, kiedy również ktoś grał na fortepianie, podczas wieczoru z jego przyszłą żoną. Gosia mówi do bohatera, że kogoś mu przypomina. A on na to, że on wszystkim kogoś przypomina. Nie jest kimś indywidualnym ani niepowtarzalnym. Jest po prostu każdym. Więc z tego powodu ma kaca, że nie istnieje. Gosia idzie do szefa kuchni, ubrana jest w spodnie, bo jest otyła. Kelner przynosi potrawę oraz bon na potrawy mięsne, ale one nie będą już mu potrzebne, bo od dawna nie jada mięsa. Decyzja światopoglądowa. Jest już godzina wpół do trzeciej. Pisarz twierdzi, że stan Huberta jest wynikiem wypalenia i że mężczyzna żył na pełnych obrotach. Ryszard mówi pisarzowi, że przy innym stoliku czeka na niego Caban (ważny działacz), do którego zaprowadzi go Halina. Caban zachowuje się, jakby go nie widział. W końcu pisarz daje znać mężczyźnie, że ten, podobno, chce się z nim widzieć. Caban pyta, dlaczego rozmówca przestał tworzyć i czy powodem jest autocenzura. Literat wyznaje, że złożyło się na to wiele rzeczy. Nie należał do żadnego układu, pamiętał inną konspirację, powstania, Organizację Bojową PPS, AK. Caban prosi o radę, o to, by rozwinął myśl. Literat uważa, że muszą wziąć pod uwagę: dobrowolność, bezinteresowność oraz zgodę na przegraną. Caban kwituje to, mówiąc, że konspiracja jest taka, jak czasy, w których przyszło im żyć. Oznajmia pisarzowi, że zwalnia go z danego słowa. Zupełnie inaczej postrzegają rolę opozycji. Bohater wraca do stolika, orkiestra gra walca. Bohater rozmawia z Rysiem. Przy barze stoi jego brat filozof Edek. Mówi, że są bliźniętami dwujajowymi, bo jego matka była niezłym numerem (w odstępie paru godzin miała stosunek z innym mężczyzną). Za namową Gosi wszyscy goście idą do kuchni. Tam kucharze i pomoce kuchenne witają ich ze śpiewem na ustach. Nagle Gosia („pokaż się, baleronku”) i pijany szef kuchni ruszają w tan. Bohater zastanawia się nad swoją przeciętnością, która była aktem jego wolnej woli. Bohater nigdy nie ukradł żadnej gotówki, nie popełnił szaleństwa miłosnego, nie wykroczył przeciwko prawom natury. Jego grzechem jest ciekawość. Może będzie odpowiadał w dniu Sądu Ostatecznego właśnie za ten grzech niegrzech, jakim jest obojętność. Po chwili całe towarzystwo przenosi się do piwnicy, gdzie szef kucharzy (pułkownik bezpieczeństwa) otwiera zamaskowane drzwi. Wszyscy schodzą do podziemi, w labirynt schodów, przejść, piwnic, schowków, magazynów. Kucharz nagle zatrzymuje się przed takimi samymi drzwiami, jakie widzieli na początku. Kucharz pułkownik ostrzega, żeby niczego nie dotykać, wolno tylko patrzeć. Wreszcie trafiają do bardzo dobrze zaopatrzonej spiżarni (wielkie puszki konserwowej szynki, skrzynki z butelkami), a z niej do wspaniałego wnętrza wielkiego jak kaplica. Ściany i kolumny wyłożone są z marmuru, z wysokiego sufitu zwisają złociste żyrandole, a stoły przypominają czasy Radziwiłłów albo królów saskich na polskim tronie, okryte historycznymi obrusami, zastawione muzealną zastawą, uginają się pod ciężarem wyszukanych potraw i flaszek z trunkami. Bohater dostrzega insygnia koronacyjne królów polskich ze słynnym Szczerbcem (legendarnym mieczem koronacyjnym). Kolka stwierdza, że muszą wiedzieć, co takiego nabyli – Jaśnie Panią Rzeczpospolitą. Mężczyzna sugeruje, by jednak coś zjeść. Ktoś włącza magnetofon. Gosia wypycha torbę jedzeniem i próbuje ją wynieść. Gosia, korzystając z okazji, bierze pisarza na bok. Wyznaje mu, że nie wierzy w opozycję. Prosi go również, by uważał na Rysia. W odpowiedzi literat nazywa ją krową („twój pysk widzę codziennie ze wszystkich stron”). Urażona kobieta uznaje go za chama i skarży się na jego zachowanie. Obok literata pojawia się doktor Hans Jürgen Gonsiorek. Niemiec przybył tu w imieniu swojego rządu, w sprawie zakupu województwa zielonogórskiego. Niespodziewanie do rozmowy wtrąca się filozof, Edek Szmidt, brat Ryśka. Oznajmia, że on jest ekspertem powołanym w tej sprawie. Ryszard grozi, że wyjdzie, ale tylko zmienia pozycję. Doktor wyjaśnia, że reprezentuje nowe Niemcy. Edek nie daje mu wiary. Rozkazuje, by wszyscy padli na kolana. Rysiek uprzedza, że jego brat zaraz się obnaży (ale ma małego ptaszka jak paznokieć, matka nawet dawała na mszę, ale nic nie pomogło). Rozzłościło to kucharza, który nakazuje zatańczyć filozofowi i doktorowi w parze. Mężczyźni wykonują polecenie w rytm tanga. Nagle słychać odgłos wystrzału. Rysiek chwyta pisarza, bo czuje się za niego odpowiedzialny. Bohater wchodzi do spustoszonej kuchni. Wita go pies Pikuś. Literat krzyczy, że Antychryst zstąpił na ziemię i że zamieszka w duszy każdego człowieka. Nikt go nie słucha. Wyłazi skądś Edek Szmidt i mówi, że ona go słucha. Przy barze siedzi Żorż (dawniej Żorżyk). Edek tłumaczy Żorżowi, że jedynym źródłem dochodu Ryśka są wznowienia małej książeczki (dwa razy do roku), którą Rysiek napisał niegdyś dla partii. “Dzięki niej pije mleczko i wódeczkę”. Żorż prosi bohatera o pieniądze, bo zabrakło mu do rachunku dwadzieścia tysięcy. Rysiek gasi peta w szklaneczce Żorża, podchodzi chwiejnym krokiem, jest przekonany, że brat obmawiał go za plecami. Pisarz czuje się źle, z tym że pije, kiedy Hubert („ostatni z moich przyjaciół”) umiera. Pijany Kolka chce podpalić restaurację, ale Rysio go powstrzymuje. Nagle zjawia się Zosia, babcia klozetowa mówi, że ktoś czeka na bohatera. Wychodzą. Zosia oddaje mu pieniądze, bohater mówi, że kiedyś ją odwiedzi. Nadieżda pyta o Pikusia. Bohater mówi, że to pies przyjaciół, który kiedyś zaginął, a teraz się odnalazł. Nadieżda pyta, czy bohater chce coś na uspokojenie, bo ona ma wszystko ze sobą. Wychodzą na Plac Trzech Krzyży do budynku redakcji tygodnika satyrycznego „Szpilki”. Bohater mówi, że miał sen. Nadieżda wie, bo ona także przyśniła Antychrysta, również miewa takie sny. Ona mówi, że ciężko żyć, a on, że ciężko umierać. Przytulają się. Rozmawiają. Nagły upał. Całują się. W kościele Świętego Aleksandra dzwon przedwcześnie wzywa na Anioł Pański. Nadieżda i bohater kochają się w opuszczonym budynku.Nadzieja pyta, czy bohater chce coś na uspokojenie, bo ona ma wszystko ze sobą. Wychodzą na Plac Trzech Krzyży do budynku redakcji tygodnika satyrycznego „Szpilki”. Bohater mówi, że miał sen. Nadzieja wie, bo ona także przyśniła Antychrysta, również miewa takie sny. Ona mówi, że ciężko żyć, a on, że ciężko umierać. Przytulają się. Rozmawiają. Nagły upał. Całują się. W kościele Świętego Aleksandra dzwon przedwcześnie wzywa na Anioł Pański. Nadzieja i bohater kochają się w opuszczonym budynku. Nagle we framudze staje niemłody jegomość w czerwonej czapeczce z długim daszkiem i ze skórzaną torbą. Za zbliżenie miłosne w gmachu publicznym wypisuje mandat na 10 tysięcy. Nadieżda ucieka, by za chwilę powrócić. Bohater mówi, że pewien staruszek ich pobłogosławił, życzył szczęścia. Żegnają się. Literat spotyka Tadzia z kanistrem benzyny, Tadzio okazuje się pracownikiem tajnych służb już od trzech lat. Bohater go uderza. Tadzio mówi, że ma 33 lata (narratorowi wygląda na czterdziestolatka). Tadzio wyjaśnia, że tworzy dla Departamentu Propagandy i Badań Nastrojów Ludności wiersze, wymyśla dowcipy. Przysięga, że zakończy współpracę z departamentem i że się zmieni. Literat pragnie się od niego uwolnić, zabiera mu kanister i idzie w stronę ronda razem z Pikusiem. Wsiada do tramwaju, lecz zbuntowany motorniczy nie chce dalej jechać (ludzie go proszą o odjazd, ale jego nic nie obchodzi). Kiedy w końcu daje się namówić, okazuje się, że nie ma prądu. Tadzio podąża za literatem. Nagle zatrzymuje się karetka. Wyłania się z niej Kobiałka, który jedzie do zakładu psychiatrycznego w Tworkach (ubrany w czysty kaftan furiata). Mówi, że lada dzień zrównamy się z Zachodem. Żegna się z bohaterem, krzycząc: „Niech żyje wolna, niezawisła Polska Republika Radziecka!”. Kiedy karetka odjeżdża, pisarz bierze od Tadzia kanister. Następnie idzie do szpitala (by odwiedzić Huberta), w którym nie ma salowych ani pielęgniarek, bo dawno wyszły z mody, i śmierdzi z trupem. Wyłania się Pikuś, a bohater wygłasza do przyjaciela monolog i mówi, że słusznie robi, umierając. Na stoliku pod lampą stoi kalendarz biurkowy, który wskazuje datę 22 lipca 1979. Bohater mówi, że Hubert jednak za wcześnie umiera. Całuje go w czoło. Pikuś zaczyna wyć. Zjawia się młody doktor w nieświeżym fartuchu (śmierdzi od niego odorem farmaceutycznego spirytusu) i chce go wyprosić z sali. Bohater mówi, że przyszedł pożegnać się z kolegą, prorokiem. Doktor informuje, że odłączy Huberta o 19, a literat prosi go, bo zrobił to godzinę później, o 20. Bohater wychodzi, ale jeszcze błaga przyjaciela o wybaczenie, bo wie, że zabierze mu część chwały z powodu swojego czynu (samospalenia). Zabiera kanister z benzyną. Znów pojawia się przerywnik. Bohater mówi o testamencie, zaczyna filozofować na temat życia. Mówi, że jest zmęczony ograniczeniem, niemocą, niepojmowaniem. Co on może zapisać oprócz niespłaconych długów? Nazywa sam siebie lubieżnym starcem. Po wyjściu ze szpitala przed bohaterem pojawia się Sacher (przyszedł do przyjaciela z dawnych lat) z niedostępną teczką. Sacher od lat pisze pamiętniki, nosi je stale ze sobą, w teczce, bo cały czas go ktoś śledzi. Jego zapiski dotyczą państwa totalitarnego, partii i Boga. Pisarz chce je zobaczyć, ale staruszek wyrywa mu teczkę. Mówi, że idzie do przyjaciela, żeby przeczytać mu pierwszy rozdział (geneza jego i moja). Na ulicy zrobiło się już ciemno. Bohater spotyka łobuzów, którzy podają się za miejską partyzantkę i grasują w ruinach Alei Jerozolimskich. Zabierają mu pieniądze. Pytają, gdzie bohater ma legitymację partyjną i po co mu benzyna. Literat przyznaje, że zamierza się podpalić, i proponuje partyzantom to samo. Chuligani uciekają w popłochu, wcześniej opróżniając mu kieszenie. Bohater zabiera kanister i latarkę. Z ciemności wychodzi Tadzio. Zapewnia literata, że jutro złoży wymówienie. Informuje bohatera, że kupi ryzę papieru i dokończy jego dzieło literackie. Literat idzie w stronę Alej. Zaczepia go pijany milicjant. Pyta, czy go gdzieś podwieźć. Literat odpowiada, że ma niedaleko. Zza pleców mundurowego wyłania się Żorż. Chce, by milicjant aresztował pisarza, bo ten chce spalić całe miasto. Nazywa go Antychrystem. Milicjant lekceważy ostrzeżenie Żorża. Pisarz idzie dalej. Rozmyśla o dzieciństwie. Uważa swoje życie za męczarnię. Kiedy przechodzi przez ogródki działkowe, kobieta o imieniu Lucyna zaprasza go na pieczone ziemniaki i na wspominki o Kaziu, który nie żyje od lat. Dochodzi 19.00. Okazuje się, że na działce siedziało kilkanaście kobiet, jego dawne kochanki (wdowy, rozwódki, stare panny). Kłania się im, choć w środku odczuwa „nabożną zgrozę”. Kobiety wyjawiają sobie wzajemnie szczegóły romansu z pisarzem (dobry gagatek, kawał świntucha, z jedną kończył, z drugą zaczynał, z dwiema naraz romansował). Chcą go pobić. Mężczyzna mówi, że zawsze starał się je kochać i gdyby nie one, byłby dzisiaj Szekspirem, dla nich zmarnotrawił pół życia). Mężczyzna chce wyjść, lecz spotyka piękną, nieznajomą, smukłą dziewczynę, która wyznaje mu miłość i mówi, że jest jego dawną dziewczyną. Całują się. Kobieta mówi, że śniła koszmar, który był z nim związany. Bohater żegna się z przeszłością, odchodzi, myśląc o Nadziei. Zjawia się Tadzio i pyta o kanister. Mówi, że zbiera materiały do reportażu o ostatniej drodze literata („jeśli ma pan jakieś ciekawe listy, niech mi je pan zostawi”), więc musi z nim zostać do końca. Bohater dostrzega ludzi siedzących na rurach. Wśród nich jest Kolka, a obok figura świętego. Kolka informuje literata, że wybiera się do Częstochowy. Mężczyznę wciąż upomina znajomy kapłan, Ziutek. Będą tam rozbierać hutę imienia Bieruta. Bohater odwiedza Jana, dawnego mentora, którego nazywa Zosimą — świętym starcem, który, choć sam w ciężkim stanie, zdaje się utwierdzać go w decyzji o samospaleniu. Mężczyzna zamyka się jednak w łazience i nie chce wyjść. Literat odbiera w jego imieniu rentę od listonosza (milion dwieście tysięcy złotych w nowych banknotach). Uwagę bohatera przykuwa kolorowy telewizor z zagranicy. Jan leży w wannie. Literat prosi go o radę. Nie wie, czy to, co chce zrobić, ma sens. Jan ściska jego dłoń i w ten sposób żegna się z pisarzem („Ktoś musi przerwać letarg, Janie. Dzikim krzykiem obudzić drzemiących”). Później bohater odbiera dziwne telefony (m.in. starszy publicysta Associated Press Krulick). Tadzio i Pikuś czekają. Pada śnieg. Szpicel stwierdza, że pisarz chce się zabić z powodu braku powodzenia. Bohater chwyta cegłę, lecz nie potrafi zabić Tadzia, a ten pyta, czy łatwiej jest zabić drugiego człowieka, czy odebrać życie sobie. Obiecuje, że zachowa cegłę na pamiątkę jako talizman. Tadzio nazywa Pałac Kultury ofiarnym ołtarzem. Śnieg gęstnieje coraz bardziej. Nagle pojawia się Gosia, która pyta o miejsce zbiórki na pielgrzymkę do Częstochowy. Pisarz prosi ją o modlitwę za swoją duszę. Bohater kieruje się do Pałacu Kultury. Ma ochotę uciec i żyć z Nadieżda. Zdaje sobie jednak sprawę, że to niemożliwe. Na placu Defilad są już wszyscy. Za kamerą stoi Władysław Bułat. Dostrzega również Nadzieję z zarośniętym chłopcem, Rysia, Cabana, Edka. Caban go całuje, Nadieżda płacze. Halina została aresztowana. Podchodzi młodzieniec (Marek), który ją zastępuje i robi bohaterowi zastrzyk przeciwbólowy. Nadieżda całuje ślad po ukłuciu. Tadzio zaczyna recytować jakiś jego tekst. W tle słychać „Międzynarodówkę”. Na ekranie pojawia się sekretarz partii, który upada na ziemię. Caban daje znać pisarzowi. Nadieżda próbuje powstrzymać ukochanego. „Po mego życia trudach, na jakieś względy zasłużyłem, nie chcę, by moja trumnę nieśli ci właśnie, których nie znosiłem”. Tak napisał do bohatera przed śmiercią jego przyjaciel, opiekun, ojciec chrzestny Antoni S. (Słonimski i Konwicki byli przyjaciółmi). Kamery są włączone. Pisarz, ściskając zapałki, całuje dziewczynę, ruszają kamery filmowe. Tadzio klęka w roztopionym śniegu, Pikuś miota się w rozterce, Rysio spuszcza głowę, a Caban podnosi rękę, jakby dawał znak, a może tylko błogosławił. Bohater żegna ukochaną i zapewnia ją o wiecznej miłości. Bohater stwierdza, że to ludzie stworzyli Boga, by ten chronił ich przed nimi samymi. Mężczyzna idzie coraz wolniej ku platformie kamiennej. Spuszcza głowę. W myślach prosi o to, by ludzie dodali sił jemu i jego następcom („Ludzie, dodajcie mi sił. Ludzie, dodajcie sił każdemu na świecie…”). |
style/kierunki: |
|
symbolika: |
TYTUŁ — nawiązuje do Apokalipsy św. Jana będącej zapisem objawienia, jakiego doznał jej autor — wizji końca istniejącej rzeczywistości. Utwór Konwickiego nie daje nadziei na przemianę rzeczywistości, ukazuje zapaść, beznadziejność, powolną degenerację społeczeństwa owładniętego przez system totalitarny godło państwa polskiego – na wystawie sklepowej ginie wśród snopów zboża. Na Pałacu Kultury straciło swoje barwy z powodu zmiennych warunków atmosferycznych. Biblia – wywiedziona z Biblii wędrówka bohatera (skojarzenia z Golgotą), ofiara całopalna (nawiązanie do śmierci Chrystusa dla ocalenia ludzkości) niszczenie budynków – („środkowe przęsło, niczym potężna winda, osunęło się majestatycznie do wody”), wskazujące na połączenie, którego w jednej chwili zabrakło (zdeprawowanie ludzi) |
motywy literackie: |
APOKALIPSA — rozpadający indywidualny świat, destrukcja, degradacja moralna, językowa i fizyczna. TOTALITARYZM — destrukcyjny, niszczący ład społeczny i system wartości, odbierający poczucie tożsamości i skazujący społeczeństwo na pogrążone w chaosie. Państwo totalitarne zarysowane w sposób groteskowy, a obraz rzeczywistości — absurdalny i karykaturalny. NOWOMOWA — język propagandy pozostaje w sprzeczności z rzeczywistym stanem świata, puste hasła i kłamliwe slogany świadczą o degeneracji języka odpowiadającej destrukcji świata. WĘDRÓWKA — bohater rozpoczyna swoją wędrówkę po Warszawie od chwili przebudzenia do momentu wstępowania na kamienne schody, gdzie ma dokonać samospalenia, wędrówka ma też wymiar osobisty — literat kroczy ku śmierci, nie ma wpływu na swój los, biernie poddaje się presji ze strony innych osób, żegna się ze swoim miastem. PISARZ — bohater jest literatem pogrążonym w kryzysie twórczym i egzystencjalnym. Jednostka twórcza jest zniewolona, przeżywa rozterki związane z poczuciem tożsamości. PRL – system polityczny przepełniony beznadziejnością, szarością, doprowadzający do upadku jednostki, ale i całego społeczeństwa. Symbolem Polski jest rozpadający się Pałac Kultury, przed którym bohater ma dokonać samospalenia.
|
konteksty: |
Kontekst literacki. Literatura: - Michał Bułhakow, „Mistrz i Małgorzata” (jednostka w systemie komunistycznym) - Franz Kafka, „Proces” (powieść parabola ukazująca zniewolenie człowieka) - George Orwell, „Rok 1984” (rzeczywistość totalitarna) - Aldous Huxley, „Nowy wspaniały świat” (antyutopia). Kontekst kulturowy. Film: - „Mała apokalipsa”, reż. Costa-Gavras - „1984”, reż. Michael Redford (adaptacja powieści Orwella). |
co jeszcze się omawia przy tej lekturze? |
apokalipsa (gr. apokalipsis — objawienie) 1. utwór, którego treścią są wizje dziejów i końca świata; 2. objawienie, wizja końca świata, zjawisko przerażające, tajemnicze; 3. ostatnia z ksiąg Nowego Testamentu symbol (gr. sýmbolon — znak rozpoznawczy, wiązać razem) – motyw lub zespół motywów występujących w dziele, który jest znakiem treści głęboko ukrytych, niejasnych i niejednoznacznych; symbol ma za zadanie kierować ku tym treściom myśl czytelnika; wyrażają go słowa, gesty, obrazy, przedmioty rozpoznawalne tylko dla członków danej kultury i stale się zmieniające; symbol jest znakiem językowym o wielu znaczeniach; na przykład kolor czerwony symbolizuje miłość, ale w zależności od kontekstu, w którym występuje – może też oznaczać wstyd, zagrożenie, ogień piekielny |
Pełne opracowanie i streszczenie “Małej apokalipsy” Tadeusza Konwickiego (czas akcji, miejsce akcji, bohaterowie, język, motywy, konteksty) znajdziesz w moim sklepie.