autor: Char­les Dic­kens
w opo­wia­da­niu Char­le­sa Dickensa

tytuł: “Opo­wieść wigilijna”

opo­wieść — ma zna­mio­na baśni, histo­rii z mora­łem prze­ka­zy­wa­nej kolej­nym poko­le­niom;
wigi­lij­na — akcja jest zwią­za­na ze Świę­tem Boże­go Naro­dze­nia, w dniu Wigi­lii dzie­ją się nie­zwy­kłe rze­czy, to czas na bycie dobrym;

uwa­ga: roz­dzia­ły zosta­ły podzie­lo­ne na stro­fy, jak­by całe opo­wia­da­nie było kolędą. 

rodzaj: epi­ka

gatu­nek: 
opo­wia­da­nie

czas powsta­nia: 1843 r. (roman­tyzm)
miej­sce powsta­nia: Lon­dyn, Wiel­ka Brytania

czas akcji: noce pod­czas świąt
miej­sce: Lon­dyn, kan­tor Scrooge’a, miesz­ka­nie Ebe­ne­ze­ra, miesz­ka­nie sio­strzeń­ca, lon­dyń­ska gieł­da, szko­ła, dziel­ni­ca ubo­gich, cmentarz

GENEZADic­kens wziął udział w zbiór­ce fun­du­szy dla naj­bied­niej­szych miesz­kań­ców Man­che­ste­ru, prze­ma­wiał na niej, po tym wyda­rze­niu poszedł na spa­cer z przy­szłym pre­mie­rem Wiel­kiej Bry­ta­nii, ponoć to ich noc­ne roz­mo­wy zain­spi­ro­wa­ły auto­ra do napi­sa­nia utwo­ru, któ­ry poka­zu­je nie­spra­wie­dli­we róż­ni­ce spo­łecz­ne i koniecz­ność trosz­cze­nia się o ubo­gich; jest też gene­za zwią­za­na z dzie­ciń­stwem auto­ra, któ­ry wycho­wy­wał się w wię­zie­niu i musiał jako dziec­ko cięż­ko pra­co­wać w fabry­ce po 10 godzin dzien­nie, bo jego tata — pra­cow­nik biu­ro­wy — popadł w dłu­gi, rodzi­na mogła opu­ścić wię­zie­nie dopie­ro wte­dy, gdy otrzy­ma­ła spa­dek, któ­ry pozwo­lił na spła­tę zadłu­że­nia, wte­dy też dopie­ro poja­wi­li się zna­jo­mi — Dic­kens podob­no wła­śnie z tego powo­du miał obse­sję pisa­nia o tym, jak pie­nią­dze psu­ją ludzi.

Opowieść wigilijna Baba od polskiego Charles Dickens wydawnictwo Frajda
Cie­ka­wost­kę zwią­za­ną z gene­zą opo­wia­da­nia, infor­ma­cję o muzycz­no­ści “Opo­wie­ści” oraz spis boha­te­rów znaj­dzie­cie w prze­pięk­nym wyda­niu “Opo­wie­ści wgi­lij­nej” w serii Ilu­stro­wa­na Kla­sy­ka Lite­ra­tu­ry, czy­li naj­now­szej książ­ki wyda­nej przez wydaw­nic­two Fraj­da – spon­so­ra tego wpisu. 
Opowieść wigilijna Baba od polskiego Charles Dickens wydawnictwo Frajda
Gorą­co pole­cam pięk­ne wyda­nie “Opo­wie­ści wigi­lij­nej” z serii Ilu­stro­wa­nej Kla­sy­ki Lite­ra­tu­ry wydaw­nic­twa Fraj­da (opra­co­wa­nie Jere­my Hauck, ilu­stra­cje Maïté Schmitt , z języ­ka angiel­skie­go prze­ło­ży­ła Gra­ży­na Woź­niak). Jest ono dosto­so­wa­ne do mło­de­go czy­tel­ni­ka, ma duże lite­ry i więk­szą, niż zazwy­czaj, interlinię. 


boha­te­ro­wie:
Ebe­ne­zer Scro­oge (Ebe­ne­ze­ra Scro­oge­’a; Ebe­ne­ze­rem Scrooge’em; Ebe­ne­ze­ro­wi Scro­oge­’o­wi; Ebe­ne­zer Scro­oge; Ebe­ne­ze­rze Scro­oge­’u) – (jego nazwi­sko tłu­ma­czy się jako “Skne­rus”) wła­ści­ciel kan­to­ru, pro­wa­dzi licz­ne inte­re­sy, 7 lat przed akcją opo­wia­da­nia umarł jego przy­ja­ciel Jakub Mar­ley — Ebe­ne­zer został jedy­nym spad­ko­bier­cą jego testa­men­tu; spo­krew­nio­ny z Fre­dem, któ­ry był synem jego uko­cha­nej sio­stry Fan;
Jakub Mar­ley i jego duch — współ­pra­cow­nik, współ­wła­ści­ciel kan­to­ru Scrooge’a, jego naj­lep­szy przy­ja­ciel; zmarł sie­dem lat temu, prze­ka­zał swój mają­tek i dom Ebe­ne­ze­ro­wi; jego duch jako pierw­szy obja­wił się boha­te­ro­wi; miał podob­ny cha­rak­ter jak boha­ter opo­wia­da­nia: nie miał empa­tii wobec bied­nych, naj­wyż­sze były dla nie­go pieniądze;


Bob Crat­chit + rodzi­na – Bob (nazy­wa­ny przez żonę Rober­tem) jest jego kan­ce­li­stą, pra­cow­ni­kiem w kan­to­rze; pra­co­wał w małej klit­ce, któ­rej wła­ści­ciel nie chciał ogrze­wać; nie miał nawet płasz­cza, cho­dził w zace­ro­wa­nych sta­rych ubra­niach; miał licz­ne potom­stwo (sze­ścio­ro): Mar­ta Crat­chit – naj­star­sza cór­ka Boba, była prak­ty­kant­ką u modyst­ki jako szwacz­ka; Piotr Crat­chit – syn Boba, cią­gle szu­kał pra­cy; Tim Crat­chit – naj­młod­szy, cho­dził o kulach, nosił orto­pe­dycz­ne buty, miał trud­no­ści z poru­sza­niem się; pozo­sta­łe dzie­ci Boba: Belin­da Crat­chit, dwo­je innych, młod­szych dzie­ci. Żyli bar­dzo bied­nie w małym miesz­ka­niu, Bob zara­biał bar­dzo mało (15 szy­lin­gów tygo­dnio­wo); cała rodzi­na jed­nak bar­dzo się kocha­ła, dużo ze sobą roz­ma­wia, śmie­ją się razem i lubią spę­dzać wspól­nie czas;

Fred – sio­strze­niec Scrooge’a, syn Fan, był już żona­ty, jego jedy­nym krew­nym był Scro­oge; w każ­de świę­to zapra­szał wuj­ka do sie­bie na obiad, ale ten nigdy nie przy­cho­dził, bo wolał zara­biać niż mieć wol­ny dzień; Scro­oge obwi­niał Fre­da za to, że przy jego naro­dzi­nach umar­ła jego mat­ka Fan;


Fan – sio­stra Ebe­ne­ze­ra, umar­ła przy poro­dzie jedy­ne­go syn­ka Fre­da; poja­wi­ła się w wizji Ducha Prze­szłych Świąt, przy­szłą wte­dy zabrać bra­ta do domu na świę­ta, prze­by­wał on wte­dy w inter­na­cie; Fan była naj­więk­szą rado­ścią w życiu Ebenezera;


Duch Prze­szłych Świąt – przy­cho­dzi o 1 w nocy – Wigilia/Pierwszy Dzień Świąt – poka­zu­je Ebe­ne­ze­ro­wi jego dzie­ciń­stwo, zabie­ra go do szko­ły z inter­na­tem, przy­po­mi­na sio­strę Fan, jego pierw­szą pra­cę u Fez­zi­wi­ga, przy­po­mi­na współ­prak­ty­kan­ta Dic­ka oraz narze­czo­ną Ebe­ne­ze­ra, Bel­le, a póź­niej jej dal­sze losy i jej rodzinę;


Duch Teraź­niej­szych Świąt – przy­cho­dzi o 1 w nocy – z Pierw­sze­go na Dru­gi Dzień Świąt – poka­zu­je Ebe­ne­ze­ro­wi dom Cra­chi­tów i innych ludzi świę­tu­ją­cych przy sto­łach w świę­ta; pozwa­la tak­że mu zaj­rzeć do domu Fre­da. Udo­wad­nia mu, że wol­ny dzień war­to wyko­rzy­stać i spo­tkać się z rodzi­ną. Nie jest naj­waż­niej­sze to, ile się zaro­bi, waż­ne. by zoba­czyć rodzi­nę – Cra­chi­ci byli bied­ni, ale szczę­śli­wi, bo mie­li siebie;


Duch Przy­szłych Świąt – przy­cho­dzi o pół­no­cy – zakoń­cze­nie Świąt – poka­zu­je kup­ców na gieł­dzie, któ­rzy oma­wia­ją czy­jąś śmierć, poja­wia się posłu­gacz­ka, pracz­ka, szu­bra­wiec Joe, okra­da­ją oni tru­pa jakie­goś przed­się­bior­cy; poja­wia się też dłuż­ni­cy Scro­oge­’a (Karo­li­na wraz z rodzi­ną) oraz rodzi­na Cra­chi­tów, w któ­rej nie ma już Tima (umarł), wizja ducha ma poka­zać Ebe­ne­ze­ro­wi, jak skoń­czy, gdy nic nie zmie­ni; umrze samot­nie i jesz­cze zosta­nie okra­dzio­ny. To była naj­więk­sza nauka! Po tym prze­ży­ciu Ebe­ne­zer wsta­nie szczę­śli­wy: zapro­si dzie­ci, da im pie­nią­dze; pomo­że zbie­ra­ją­cym dat­ki, będzie witał ser­decz­nie prze­chod­niów, kupi indy­ka i wyśle go do domu Crat­chi­ta, a sam pój­dzie w odwie­dzi­ny do Freda.

Opowieść wigilijna Baba od polskiego Charles Dickens wydawnictwo Frajda
Na koń­cu wyda­nia “Opo­wie­ści wigi­lij­nej” z serii Ilu­stro­wa­nej Kla­sy­ki Lite­ra­tu­ry wydaw­nic­twa Fraj­da (opra­co­wa­nie Jere­my Hauck, ilu­stra­cje Maïté Schmitt, z języ­ka angiel­skie­go prze­ło­ży­ła Gra­ży­na Woź­niak) znaj­du­je się spis kolęd oraz lista bohaterów. 

Stresz­cze­nie:

Stro­fa I
Pozna­je­my Ebe­ne­ze­ra w jego kan­tor­ku, jest Wigi­lia, pra­cow­nik nie może wytrzy­mać z zim­na, ale nie doło­ży do pie­ca, bo został­by wyrzu­co­ny z pra­cy za takie mar­no­traw­stwo; do skle­pu (szyld nadal poka­zu­je, że to zakład Scro­oge & Mar­ley) wcho­dził dwo­je bied­nych ludzi, któ­rzy zbie­ra­ją dat­ki dla jesz­cze bied­niej­szych; Ebe­ne­zer mówi, że nicze­go im nie da, że wystar­czy tego, że pła­ci podat­ki, z któ­rych budo­wa­ne są przy­tuł­ki, a jeśli im to nie odpo­wia­da i wole­li­by umrzeć niż tam tra­fić, to... cóż, pro­blem z gło­wy. Odwie­dza go sio­strze­niec Fred i usi­łu­je znów bez­sku­tecz­nie zapro­sić wuja na świę­to­wa­nie Boże­go Naro­dze­nia, ale Ebe­ne­zer nie uzna­je Świąt, uwa­ża je za zmar­no­wa­ny czas, któ­ry moż­na prze­zna­czyć na pra­cę, do tego jest bar­dzo niemiły. 

Po pra­cy Ebe­ne­zer idzie do domu, któ­ry odzie­dzi­czył po Mar­leyu, zmar­łym przy­ja­cie­lu i współ­wła­ści­cie­lu fir­my. W domu jest zim­no i cicho, miesz­ka tu sam w wiel­kim budyn­ku i nagle wyda­je mu się, że widzi twarz Mar­leya, a to jako kołat­kę do drzwi, a to na kafel­kach przy komin­ku; zaczy­na sły­szeć dźwięk dzwon­ka i łań­cu­chy. Nagle widzi prze­zro­czy­ste­go ducha, któ­ry ma u stóp wiel­ki łań­cuch z księ­ga­mi rachun­ko­wy­mi, kłód­ka­mi, pie­niędz­mi — przed­sta­wia się on jako Jakub Mar­ley, zdej­mu­je chu­s­tę i widać — czy­sta gro­te­ska! – że brak mu dol­nej szczę­ki, bo Ebe­ne­zer moc­no pocią­gnął za kołat­kę. Duch ostrze­ga go, że przez sie­dem lat cier­pi z powo­du wyrzu­tów sumie­nia i cią­gle poku­tu­je, a Ebe­ne­zer ma jesz­cze więk­szy łań­cuch, bo odrzu­ca cią­gle ludzi i myśli tyl­ko o pie­nią­dzach, musi więc się zmie­nić. Przy­ja­ciel przy­szedł go ostrzec przed tru­dem życia po śmier­ci. Po wizy­cie Jaku­ba poja­wia­ją się kolej­ne duchy. Mar­ley wyla­tu­je przez okno, Ebe­ne­zer nagle widzi, jak wie­le zjaw krą­ży po Londynie. 

Stro­fa II

Scro­oge budzi się o godzi­nie 24:00, wokół panu­je ciem­ność, nagle biją dzwo­ny, a o 1:00 w poko­ju boha­te­ra poja­wia się pierw­szy duch (ni to sta­ry, ni mło­dy, siwe wło­sy, gałąz­ka ostro­krze­wu w ręku, suk­nia ozdo­bio­na let­ni­mi kwia­ta­mi, ma ze sobą kap­tu­rek do gasze­nia świec), Duch Minio­nych Świąt Boże­go Naro­dze­nia. Przy­bysz tłu­ma­czy, że jest duchem Świąt Ebe­ne­ze­ra, a nie całej ludz­ko­ści; zabie­ra on boha­te­ra na wypra­wę, do miej­sca, w któ­rym Scro­oge się wycho­wy­wał, mija­ją oni chłop­ców bawią­cych się na podwór­ku; skie­ro­wa­li się do opusz­czo­ne­go budyn­ku szko­ły, w któ­rej pozo­stał jeden samot­ny chło­piec — to mały Scro­oge, któ­ry nie miał co jeść i żył tu w zim­nie, jedy­nym ratun­kiem była dla nie­go książ­ka z losa­mi Ali Baby. Ten widok sie­bie sprzed lat bar­dzo wzru­szył skąp­ca. Duch zabrał go do następ­ne­go wspo­mnie­nia, w któ­rym po chłop­ca przy­bie­gła jego sio­stra i oznaj­mi­ła, że zabie­rze go do domu. Zaczę­li wspo­mi­nać, że Fan była zawsze dobra i kocha­ła Scro­oge­’a, ale umar­ła jako mężat­ka, pozo­sta­wia­jąc jedy­nie swo­je­go syna, Fre­da (z któ­rym Scro­oge nie chciał zbyt­nio utrzy­my­wać kon­tak­tów). Następ­nie Duch i Scro­oge uda­li się do skle­pu, w któ­rym boha­ter zaczy­nał przy­ucze­nie do zawo­du, tam też zoba­czy­li sta­re­go Fez­zi­wi­ga, któ­ry wezwał Ebe­ne­ze­ra i Dic­ka Wil­kin­sa, swo­ich pra­cow­ni­ków na świę­to­wa­nie Wigi­lii. To było wspo­mnie­nie peł­ne rado­ści i zaba­wy, wszy­scy tań­czy­li i uczto­wa­li. Następ­ny kadr poka­zy­wał jed­nak Ebe­ne­ze­ra, któ­re­go żegna­ła kobie­ta, było to roz­sta­nie z jego dziew­czy­ną, Bel­le, któ­ra uzna­ła, że nie chce spę­dzić życia u boku czło­wie­ka, dla któ­re­go liczą się tyl­ko pie­nią­dze. Scro­oge miał już dosyć wspo­mnień, ale Duch zmu­sił go do obej­rze­nia kolej­ne­go, w któ­rym to była uka­za­na szczę­śli­wa rodzi­na, ojciec dawał dzie­ciom pre­zen­ty, wszy­scy się przy­tu­la­li — była to rodzi­na, jaką zało­ży­ła Bel­le, jego daw­na dziew­czy­na. Scro­oge nie chciał tego oglą­dać, zwłasz­cza że mał­żeń­stwo roz­ma­wia­ło o tym, że daw­ny przy­ja­ciel Bel­le — Scro­oge nie­dłu­go zosta­nie samot­ny, bo Jakub Mar­ley jest sła­be­go zdro­wia. Ebe­ne­zer nie wytrzy­mał i nało­żył ducho­wi na gło­wę kap­tu­rek do gasze­nia świec i nagle zapadł w sen. 

Stro­fa III

Scro­oge zachra­pał i obu­dził się, ocze­ku­jąc już na kolej­ne­go ducha. Nikt się nie poja­wiał, aż nagle z poko­ju obok było widać inten­syw­ne świa­tło i sły­chać głos, któ­ry wołał Ebe­ne­ze­ra po imie­niu. W poko­ju była uczta: wszę­dzie indy­ki, pie­cze­nie, gałąz­ki ostro­krze­wu, a na kana­pie sie­dział duch trzy­ma­ją­cy wiel­ką pochod­nię. To Duch Obec­nych Świąt Boże­go Naro­dze­nia, miał on bose sto­py, bia­łą sza­tę, a na gło­wie wie­niec z ostro­krze­wu, przy pasie nosił zardze­wia­łą pochwę na miecz, ale nie było w niej bro­ni. Scro­oge dotknął sza­ty przy­by­sza i natych­miast obaj prze­nie­śli się na uli­ce Lon­dy­nu, gdzie wszy­scy w ten świą­tecz­ny pora­nek pędzi­li, by zała­twić ostat­nie spra­wun­ki, klien­ci byli peł­ni nadziei, a sprze­daw­cy ser­decz­ni. Dzwo­ny zadzwo­ni­ły, część ludzi poszła do kościo­łów, a bied­ni nie­śli świą­tecz­ne dania, by je upiec w pie­kar­niach, bo w domach nie mie­li pie­ców. Nagle boha­te­ro­wie zna­leź­li się przed domem Boba Cra­chi­ta, pra­cow­ni­ka Ebe­ne­ze­ra, Bob zara­biał pięt­na­ście szy­lin­gów tygo­dnio­wo, co wie­lo­krot­nie pod­kre­śla­no w opo­wia­da­niu — ozna­cza­ło bar­dzo mały zaro­bek. Żona Boba mia­ła na sobie suk­nię poce­ro­wa­ną, ale ozdo­bi­ła ją wstąż­ka­mi, by wyglą­da­ła ona świą­tecz­nie; wraz z cór­ką Belin­dą ozda­bia­ła stół, Peter zanu­rzał wide­lec w ron­dlu z ziem­nia­ka­mi, do domu weszła dziew­czyn­ka z chłop­cem, któ­rzy już od pro­gu krzy­cze­li, że całe mia­sto pięk­nie pach­nie pie­cze­nia­mi, wszy­scy cze­ka­li na Boba i naj­młod­sze dziec­ko — Tima; przy­je­cha­ła wła­śnie cór­ka Mar­tha — jak widać, była to wie­lo­dziet­na rodzi­na, na doda­tek, gdy ojciec wró­cił do domu z Timem, oka­za­ło się, że chło­piec jest bar­dzo mały, a na nogach ma meta­lo­we szy­ny i nie może poru­szać się samo­dziel­nie. Obser­wu­je­my ucztę świą­tecz­ną u Cra­chi­tów, któ­rzy cie­szą się ze wspól­ne­go obco­wa­nia. Scro­oge obser­wo­wał to wszyst­ko w sku­pie­niu, ale nagle spy­tał Ducha, czy mały Tim będzie żył — ten jed­nak odpo­wie­dział mu, że jeśli sytu­acja rodzi­ny się nie popra­wi, to chło­piec umrze. Na doda­tek Duch użył słów Ebe­ne­ze­ra, któ­ry uwa­żał, że tak widocz­nie powin­no być, że zmniej­szy to prze­lud­nie­nie. Te sło­wa w ustach Ducha szcze­gól­nie zabo­la­ły Scro­oge­’a, bo uświa­do­mił sobie swo­ją hipo­kry­zję. Na doda­tek w tej sekun­dzie Bob wzno­sił toast ze swo­ją całą rodzi­ną (żona była prze­ciw­na)  na cześć pracodawcy. 

Duch poka­zał Scro­oge­’o­wi jesz­cze inne domo­stwa, w któ­rych ludzie świę­to­wa­li i cie­szy­li się z bycia ze sobą, jeden z domów nale­żał do Fre­da, sio­strzeń­ca Ebe­ne­ze­ra, któ­ry z pozo­sta­ły­mi ucztu­ją­cy­mi śmiał się z wuja, któ­ry twier­dzi, że Boże Naro­dze­nie to bzdu­ra, ale jest mu go szko­da, a nawet żal sta­rusz­ka, któ­ry coś sobie ubz­du­rał i tra­ci radość życia. Domow­ni­cy bawi­li się np. w ciu­ciu­bab­kę oraz „tak lub nie”, a w tej zaba­wie trze­ba było zga­dy­wać, np. kim jest oso­ba nie­przy­jem­na, dzi­ka, któ­ra miesz­ka w Lon­dy­nie i buczy na wszyst­kich — odpo­wie­dzią był oczy­wi­ście “wujek Scro­oge”, mimo to wszy­scy domow­ni­cy wznie­śli toast za Ebe­ne­ze­ra. W trak­cie tej wędrów­ki boha­ter zoba­czył, że Duch się posta­rzał, a pod jego sza­tą poja­wi­ło się dwo­je dzie­ci — głod­nych, brud­nych, zdzi­cza­łych, wyglą­da­ją­cych tak prze­ra­ża­ją­co, że Scro­oge się wyco­fał. Duch powie­dział, że te dzie­ci nale­żą do ludz­ko­ści, dziew­czyn­ka nazy­wa się Chci­wość, a chło­piec Igno­ran­cja. Duch zapo­wia­da, że trze­ba się przed nimi strzec. Duch znik­nął, a w stro­nę Scro­oge­’a zaczę­ło sunąć kolej­ne widmo. 

Stro­fa IV 

Wid­mo było prze­ra­ża­ją­ce, poru­sza­ło się bez­sze­lest­nie. Ebe­ne­zer zało­żył, że to Duch Przy­szłych Świąt Boże­go Naro­dze­nia, ale wid­mo nic nie mówi­ło, tyl­ko wska­zy­wa­ło kie­ru­nek, w któ­rym mie­li podą­żać. Nagle zna­leź­li się na gieł­dzie w cen­trum mia­sta, wśród kup­ców, któ­rzy byli zanie­po­ko­je­ni, mówi­li o tym, że ktoś nie żyje, ale nikt nie wybie­ra się na jego pogrzeb. Duch i Scro­oge uda­li się do obskur­nej i nie­bez­piecz­nej czę­ści mia­sta, w któ­rej było dużo śmie­ci, tam do skle­pu przy­szła kobie­ta, wszy­scy spo­tka­li się, by za para­wa­nem podzie­lić się łupa­mi po jakimś okrop­nym czło­wie­ku, któ­ry umie­rał samot­nie, wal­cząc o każ­dy oddech, ale nie zasłu­żył na tro­skę innych. Ebe­ne­zer nagle poznał, że są to przed­mio­ty z jego domu. Nagle też  prze­niósł  się wraz z duchem i stał nad cia­łem nie­bosz­czy­ka, któ­re było przy­kry­te prze­ście­ra­dłem. Scro­oge zapra­gnął, by Duch poka­zał mu, czy cho­ciaż jed­ną oso­bę obe­szła śmierć tego czło­wie­ka. Tra­fi­li tak do Boba Cra­chi­ta, rodzi­na była zroz­pa­czo­na, roz­ma­wia­ła o tym, że mały Tim ma wokół sie­bie zie­lo­no, ale moż­na było wywnio­sko­wać, że dziec­ko nie żyje, a zie­leń znaj­du­je się na cmen­ta­rzu. Wszy­scy tuli­li się i pła­ka­li, wspo­mi­na­li też sio­strzeń­ca Scro­oge­’a, Fre­da, któ­ry pytał, jak może im pomóc. Scro­oge popro­sił wte­dy Ducha o wyja­wie­nie, do kogo nale­ża­ły zwło­ki, któ­re widzie­li. Duch wska­zy­wał kie­ru­nek prze­ciw­ny do tego, gdzie znaj­do­wał się kan­tor Scro­oge­’a, ale i to miej­sce zosta­ło kom­plet­nie odmie­nio­ne i wyre­mon­to­wa­ne; podą­ża­jąc za pal­cem Ducha, tra­fi­li na cmen­tarz, na jed­nym z nagrob­ków było napi­sa­ne: Ebe­ne­zer Scro­oge. Wte­dy do boha­te­ra dotar­ło, że tym okrop­nym czło­wie­kiem, któ­re­go okra­dzio­no po śmier­ci i na któ­re­go pogrzeb nikt nie przy­szedł, był on sam. Ską­piec padł na kola­na i zaczął się modlić, aż nagle zja­wa znik­nę­ła, a on dostrzegł swo­je łóżko. 

Stro­fa V

Scro­oge roz­po­znał, że jest w swo­im domu, że wszyst­ko jest w nim na swo­im miej­scu. Nie wie­dział jed­nak, jaki jest dzień, mie­siąc, ale cie­szył się, że żył, spy­tał przez okno, jaki dzi­siaj dzień, odpo­wie­dział mu chło­piec, że to Boże Naro­dze­nie. Scro­oge popro­sił jed­ne­go z chłop­ców, któ­re­go zoba­czył przed domem, żeby ten poszedł po wiel­kie­go indy­ka, któ­re­go on chciał­by wysłać Bobo­wi Cra­chi­to­wi, dziec­ku też zapła­cił za tę przy­słu­gę. Indyk był jed­nak tak wiel­ki, że uznał, że trze­ba go zawieść do Cam­den Town, zapła­cił zatem tak­że za powóz. Następ­nie ubrał się odświęt­nie, wyszedł na uli­cę, pozdra­wiał wszyst­kich prze­chod­niów; zacze­pił ludzi, któ­rzy wcze­śniej urzą­dza­li zbiór­kę dla bied­niej­szych niż oni — prze­pro­sił ich i dał datek; następ­nie udał się do Fre­da, gdzie został na świą­tecz­nym przy­ję­ciu. Następ­ne­go ran­ka poja­wił się w pra­cy jesz­cze przed Bobem, pod­niósł mu pen­sję i prze­pro­sił za wszyst­kie nie­go­dzi­wo­ści, kazał też roz­pa­lić w pie­cu i doku­pić worek węgla. Scro­oge stał się jak dru­gi ojciec dla Tima, stał się tez jed­nym z naj­ser­decz­niej­szych ludzi i cho­ciaż inni śmia­li się z jego prze­mia­ny, on jed­nak wie­dział, że na świe­cie wie­le dobrych rze­czy było naj­pierw wyśmiewanych. 

Adap­ta­cje i ekranizacje:

Ani­ma­cja Netflix:

Ani­ma­cja Disney: