Pełne opracowanie poezji Adama Mickiewicza, które są omawiane w szkole podstawowej i ponadpodstawowej. Wiersze zostały ułożone chronologicznie, zinterpretowane, wyjaśniłam ich symbolikę i genezę. Plik ma 10 stron. Znajdziesz go w MOIM SKLEPIE.
AUTOR: Adam Mickiewicz
TYTUŁ: Reduta Ordona. Opowiadanie adiutanta
RODZAJ: liryka
GATUNEK: poemat opisowy (ma cechy epiki — opowiadanie: fabuła, dialog, opisy, narrator i liryki — środki artystycznego wyrazu — zapewniają emocjonalny ton, forma, refleksyjność).
DATA WYDANIA:1833
CZAS AKCJI: 6 września 1831 r.
MIEJSCE AKCJI: reduta 54 (budowla warowna, ochronna, czasami wieża, otoczona murami, fosą, na jej górze są umieszczone działa — służyła do odpierania najazdów wroga), miejsce to znajduje się dziś na warszawskiej Woli.
WYDARZENIE HISTORYCZNE: powstanie listopadowe 1830 r.; obrona reduty przed najazdem Moskali, na jej czele stał Julian Konstanty Ordon; dostał rozkaz od generała Bema, by chronić tę placówkę, miał bardzo mało żołnierzy i broni; w wierszu Mickiewicza zginie podczas wysadzenia się wraz z redutą i Moskalami; faktycznie – przeżył (cudem) i gdy spotkał Mickiewicza, to spytał go, dlatego został uśmiercony w poezji 😉 – oczywiście chodziło o rozbudzanie uczuć patriotycznych i ofiarności wobec narodu
BOHATEROWIE:
- Julian Konstanty Ordon – przywódca obrony reduty nr 54 na warszawskiej Woli
- adiutant – inspiracją była autentyczna postać – Stefan Garczyński
Zatem podmiotem lirycznym jest adiutant, bohaterem lirycznym Ordon. Ten poemat to taki szalony gatunek: wiersz, a ma cechy epiki.
STRESZCZENIE I OPRACOWANIE:
W poemacie „Reduta Ordona. Opowiadanie adiutanta” postacią mówiącą w wierszu jest adiutant, inspirowany postacią Stefana Garczyńskiego, jednego z powstańców listopadowych i przyjaciół Mickiewicza. Mówi on, że wraz z innymi żołnierzami broniącymi reduty nr 54 miał rozkaz, by wstrzymać się z ostrzałem. Podszedł do armaty, rozejrzał się z góry po okolicy i zobaczył, że strzelano już z 200 rosyjskich dział i wojska Moskali ciągle zmierzały w stronę reduty. Tytułowa reduta to to samo, co szaniec, forteca, czyli umocnienie obronne, ma powstrzymywać wrogów przed przedostaniem się na okupowany teren. Bohater zobaczył z góry wodza Moskali, na jego znak wojska rosyjskie zmieniły szereg – wyglądało to tak, jakby wielki czarny ptak nagle zwinął skrzydło – tak wielu było tych żołnierzy i tak bardzo równo, na rozkaz potrafili zmienić taktykę. Zobaczył też, że pojawili się żołnierze piechoty i maszerowali szybko w stronę reduty, wyglądali tak, jakby się wylewali, jakby nie byli ludźmi, tylko lawą. Wszystko było czarne od ich mundurów. Wśród tej czerni stoi biała wieża – reduta, której chroni sam Ordon, miał on na stanie tylko 6 armat, ale nieustannie z nich strzelał. Oczywiście Moskale bardzo obrywali, trupy od uderzenia podskakiwały w powietrzu, jednak walka nie była jeszcze wygrana.
Podmiot liryczny stawia pytanie, gdzie jest król – czyli car – odpowiedzialny za śmierć tylu ludzi i tę bitwę? Czy motywuje on swoich rodaków do walki? Czy walczy z nimi? Nie! Siedzi sobie bezpiecznie w pałacu wiele setek kilometrów stąd. Taki wielki, ma pół świata pod swoim władaniem; wystarczy, że coś podpisze, wyda rozkaz i już pół Ziemi cierpi, matki tracą dzieci, ludzie umierają. Sięgnął on też po koronę polskich królów. Jest tak okrutny, że boją się go nawet rodacy, ciągle zwracają uwagę na jego nastrój, bo w każdej chwili może kazać ich zabić czy uwięzić.
Moskale wspinają się po ścianach białej reduty; w środku jest aż czerwono od ognia wystrzelonego z armat. Adiutant patrzy, że nagle w reducie nie ma już ognia, wygląda na to, że skończyła się kartacze, czyli pociski. Moskale już dotarli do środka wieży. Żołnierze walczą ręczną bronią. Adiutant myśli, że reduta jest już zdobyta, a żołnierze polscy zabici. Roni łzę. Nagle jednak generał prosi go, by spojrzał młodym okiem przez lunetę i zobaczył, czy Ordon jeszcze żyje. Adiutant widzi wówczas Ordona ze świecą w ręku, który skacze w środek reduty – przez to wysadzi ją w powietrze razem z wojskami Moskali. Wszystko wybucha. Umarli wszyscy wokół – obie strony wojny – po raz pierwszy zawarli zatem pokój i teraz, nawet gdyby car kazał im wstać, nie wypełnią jego rozkazów.
Na końcu poematu mamy przedstawienie Ordona jako bohatera, nazywa się go “patronem szańców”. Pojawia się też groźba, że tak jak Ordon wysadził redutę, tak Bóg zrobi z Ziemią, gdy ludzi opanuje despotyzm, czyli chęć rządzenia innymi i karania ich; gdy zapanuje duma, a zaniknie wolność i wiara.
Ordon jest oczywiście postacią historyczną, to Julian Konstanty Ordon (1810– 1887), który dostał rozkaz od generała Józefa Bema, by chronić tę fortyfikację podczas powstania listopadowego. Miał on bardzo mało żołnierzy i broni; w wierszu Mickiewicza ginie podczas wysadzenia się wraz z redutą i Moskalami, ale w rzeczywistości cudem udało mu się przeżyć i gdy spotkał Mickiewicza, to spytał go, dlatego został uśmiercony w poezji – oczywiście chodziło o rozbudzanie uczuć patriotycznych i promowanie postawy ofiarności wobec narodu. Prawdziwy oficer Ordon zginął śmiercią samobójczą przeszło pół wieku później od opisywanych przez poetę wydarzeń.
PORÓWNANIE SIŁ WOJSKOWYCH:
Polacy: 6 armat, mało żołnierzy, walczą dlatego, że chcą, a nie dlatego, że ktoś im karze; dumni, honorowi, gotowi do poświęceń;
Moskale: 200 armat, bardzo dużo wojska, działają z nakazu cara, walczą ze strachu przed własnym carem.
Łączy ich wspólny grób.
CIEKAWOSTKI:
- „Redutę Ordona” recytował Zygier na lekcji polskiego w „Syzyfowych pracach” Stefana Żeromskiego.
- Ordon przeżył wysadzenie reduty 6 września 1831 r., ale Mickiewicz go uśmiercił w wierszu, by podkreślić potrzebę poświęcenia dla ojczyzny. Ordon umarł śmiercią samobójczą we Florencji w 1887 r.
SYNONIM:
reduta, szaniec, umocnienie, wykop, fort, fortyfikacja, obwarowanie, okop, bastion,
TEKST:
REDUTA ORDONA. OPOWIADANIE ADIUTANTA
Nam strzelać nie kazano. – Wstąpiłem na działo
I spójrzałem na pole; dwieście armat grzmiało.
Artyleryi ruskiej ciągną się szeregi,
Prosto, długo, daleko, jako morza brzegi;
I widziałem ich wodza: przybiegł, mieczem skinął
I jak ptak jedno skrzydło wojska swego zwinął;
Wylewa się spod skrzydła ściśniona piechota
Długą czarną kolumną, jako lawa błota,
Nasypana iskrami bagnetów. Jak sępy
Czarne chorągwie na śmierć prowadzą zastępy.
Przeciw nim sterczy biała, wąska, zaostrzona,
Jak głaz bodzący morze, reduta Ordona.
Sześć tylko miała armat; wciąż dymią i świecą;
I nie tyle prędkich słów gniewne usta miecą,
Nie tyle przejdzie uczuć przez duszę w rozpaczy,
Ile z tych dział leciało bomb, kul i kartaczy.
Patrz, tam granat w sam środek kolumny się nurza,
Jak w fale bryła lawy, pułk dymem zachmurza;
Pęka śród dymu granat, szyk pod niebo leci
I ogromna łysina śród kolumny świeci.
Tam kula, lecąc, z dala grozi, szumi, wyje.
Ryczy jak byk przed bitwą, miota się, grunt ryje; -
Już dopadła; jak boa śród kolumn się zwija,
Pali piersią, rwie zębem, oddechem zabija.
Najstraszniejszej nie widać, lecz słychać po dźwięku,
Po waleniu się trupów, po ranionych jęku:
Gdy kolumnę od końca do końca przewierci,
Jak gdyby środkiem wojska przeszedł anioł śmierci.
Gdzież jest król, co na rzezie tłumy te wyprawia?
Czy dzieli ich odwagę, czy pierś sam nadstawia?
Nie, on siedzi o pięćset mil na swej stolicy,
Król wielki, samowładnik świata połowicy;
Zmarszczył brwi, – i tysiące kibitek wnet leci;
Podpisał, – tysiąc matek opłakuje dzieci;
Skinął, – padają knuty od Niemna do Chiwy.
Mocarzu, jak Bóg silny, jak szatan złośliwy,
Gdy Turków za Bałkanem twoje straszą spiże,
Gdy poselstwo paryskie twoje stopy liże, -
Warszawa jedna twojej mocy się urąga,
Podnosi na cię rękę i koronę ściąga,
Koronę Kazimierzów, Chrobrych z twojej głowy,
Boś ją ukradł i skrwawił, synu Wasilowy!
Car dziwi się – ze strachu. drzą Petersburczany,
Car gniewa się – ze strachu mrą jego dworzany;
Ale sypią się wojska, których Bóg i wiara
Jest Car. – Car gniewny: umrzem, rozweselim Cara.
Posłany wódz kaukaski z siłami pół-świata,
Wierny, czynny i sprawny – jak knut w ręku kata.
Ura! ura! Patrz, blisko reduty, już w rowy
Walą się, na faszynę kładąc swe tułowy;
Już czernią się na białych palisadach wałów.
Jeszcze reduta w środku, jasna od wystrzałów,
Czerwieni się nad czernią: jak w środek mrowiaka
Wrzucony motyl błyska, – mrowie go naciska, -
Zgasł – tak zgasła reduta. Czyż ostatnie działo
Strącone z łoża w piasku paszczę zagrzebało?
Czy zapał krwią ostatni bombardyjer zalał?
Zgasnął ogień. – Już Moskal rogatki wywalał.
Gdzież ręczna broń? – Ach, dzisiaj pracowała więcej
Niż na wszystkich przeglądach za władzy książęcej;
Zgadłem, dlaczego milczy, – bo nieraz widziałem
Garstkę naszych walczącą z Moskali nawałem.
Gdy godzinę wołano dwa słowa: pal, nabij;
Gdy oddechy dym tłumi, trud ramiona słabi;
A wciąż grzmi rozkaz wodzów, wre żołnierza czynność;
Na koniec bez rozkazu pełnią swą powinność,
Na koniec bez rozwagi, bez czucia, pamięci,
Żołnierz jako młyn palny nabija – grzmi – kręci
Broń od oka do nogi, od nogi na oko:
Aż ręka w ładownicy długo i głęboko
Szukała, nie znalazła – i żołnierz pobladnął,
Nie znalazłszy ładunku, już bronią nie władnął;
I uczuł, że go pali strzelba rozogniona;
Upuścił ją i upadł; – nim dobiją, skona.
Takem myślił, – a w szaniec nieprzyjaciół kupa
Już łazła, jak robactwo na świeżego trupa.
Pociemniało mi w oczach – a gdym łzy ocierał,
Słyszałem, że coś do mnie mówił mój Jenerał.
On przez lunetę wspartą na moim ramieniu
Długo na szturm i szaniec poglądał w milczeniu.
Na koniec rzekł; “Stracona”. – Spod lunety jego
Wymknęło się łez kilka, – rzekł do mnie: “Kolego,
Wzrok młody od szkieł lepszy; patrzaj, tam na wale,
Znasz Ordona, czy widzisz, gdzie jest?” – “Jenerale,
Czy go znam? – Tam stał zawsze, to działo kierował.
Nie widzę – znajdę – dojrzę! – śród dymu się schował:
Lecz śród najgęstszych kłębów dymu ileż razy
Widziałem rękę jego, dającą rozkazy. -
Widzę go znowu, – widzę rękę – błyskawicę,
Wywija, grozi wrogom, trzyma palną świécę,
Biorą go – zginął – o nie, – skoczył w dół, – do lochów”!
“Dobrze – rzecze Jenerał – nie odda im prochów”.
Tu blask – dym – chwila cicho – i huk jak stu gromów.
Zaćmiło się powietrze od ziemi wylomów,
Harmaty podskoczyły i jak wystrzelone
Toczyły się na kołach – lonty zapalone
Nie trafiły do swoich panew. I dym wionął
Prosto ku nam; i w gęstej chmurze nas ochłonął.
I nie było nic widać prócz granatów blasku,
I powoli dym rzedniał, opadał deszcz piasku.
Spojrzałem na redutę; – wały, palisady,
Działa i naszych garstka, i wrogów gromady;
Wszystko jako sen znikło. – Tylko czarna bryła
Ziemi niekształtnej leży – rozjemcza mogiła.
Tam i ci, co bronili, ‑i ci, co się wdarli,
Pierwszy raz pokój szczery i wieczny zawarli.
Choćby cesarz Moskalom kazał wstać, już dusza
Moskiewska. tam raz pierwszy, cesarza nie słusza.
Tam zagrzebane tylu set ciała, imiona:
Dusze gdzie? nie wiem; lecz wiem, gdzie dusza Ordona.
On będzie Patron szańców! – Bo dzieło zniszczenia
W dobrej sprawie jest święte, Jak dzieło tworzenia;
Bóg wyrzekł słowo stań się, Bóg i zgiń wyrzecze.
Kiedy od ludzi wiara i wolność uciecze,
Kiedy ziemię despotyzm i duma szalona
Obleją, jak Moskale redutę Ordona -
Karząc plemię zwyciężców zbrodniami zatrute,
Bóg wysadzi tę ziemię, jak on swą redutę.
Pełne opracowanie poezji Adama Mickiewicza, które są omawiane w szkole podstawowej i ponadpodstawowej. Wiersze zostały ułożone chronologicznie, zinterpretowane, wyjaśniłam ich symbolikę i genezę. Plik ma 10 stron. Znajdziesz go w MOIM SKLEPIE.